„W dużej mierze podzielają jej pogląd, to znaczy być może wyrażając to innymi słowami, ale cały ten pomysł z uzależnieniem środków europejskich od oceny tzw. praworządności to jest pomysł, który jest bardzo popularny w Parlamencie Europejskim. Zresztą wymyślił go właściwie pan prezydent Trzaskowski, który już z pięć lat temu mówił od ‘mrożeniu środków’” - mówi portalowi wPolityce.pl eurodeputowany PiS Kosma Złotowski, odnosząc się do słów wiceszefowej PE Katariny Barley o „zagłodzeniu finansowym” Polski i Węgier.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Politycy niemieccy w sprawie wypowiedzi Katariny Barley nadal milczą jak zaklęci. O czym to świadczy? Czy to oznacza, że podzielają jej pogląd?
Kosma Złotowski: W dużej mierze podzielają jej pogląd, to znaczy być może wyrażając to innymi słowami, ale cały ten pomysł z uzależnieniem środków europejskich od oceny tzw. praworządności to jest pomysł, który jest bardzo popularny w Parlamencie Europejskim. Zresztą wymyślił go właściwie pan prezydent Trzaskowski, który już z pięć lat temu mówił od „mrożeniu środków”.
Z jakimi reakcjami w kuluarach spotkała się wypowiedź o „zagłodzeniu finansowym” Polski i Węgier?
Na razie trudno powiedzieć, dlatego że cała wypowiedź padła w czwartek czy piątek, więc jeszcze takich okazji nie było. To się okaże w tym tygodniu, jak się spotkamy z innymi posłami. Natomiast nie ulega wątpliwości, że wypowiedź jest skandaliczna, zwłaszcza z powodu użytych słów.
Wielka Brytania już wyszła z Unii Europejskiej. Teraz wszystko wskazuje na to, że niektórzy europarlamentarzyści czy też unijni urzędnicy chcą wypchnąć ze wspólnoty Polskę. Na ile jest prawdopodobne, że wkrótce staniemy przed alternatywą: trwać przy wyznawanych wartościach i opuścić UE albo wprowadzić agendę genderową i pozostać we wspólnocie?
To jest dobre pytanie. Na to pytanie będziemy musieli niestety wkrótce odpowiedzieć. Takie są w każdym razie nastroje w Parlamencie Europejskim. W tej kadencji jest on dużo, dużo bardziej lewicowo-liberalny niż w poprzedniej.
Czyli zwolenników planu „finansowego zagłodzenia” Polski znalazłoby się całkiem sporo?
Obawiam się, że tak. Kiedy Rada przyjęła budżet, to jak pani pamięta Parlament nie wyraził swojego entuzjazmu. Głosowanie nad budżetem odbędzie się prawdopodobnie w grudniu i to będzie wyraz tego, w jaki sposób PE się na to wszystko zapatruje. Moim zdaniem większość w Parlamencie Europejskim podziela tą nową, europejską, genderową agendę, ale zawsze – dopóki decyzja nie zapadła – należy mieć nadzieję na to, że rozmowy coś dadzą. I to rozmowy wielowektorowe, to znaczy rozmowy pomiędzy posłami z jednej strony, ale także pomiędzy rządami i posłami, którzy reprezentują poszczególne kraje z drugiej strony.
Tyle, że obserwując to, co się dzieje w PE, wygląda na to, że jednak posłowie i urzędnicy będący zwolennikami genderowej agendy wcale nie są otwarci na rozmowę, nie są otwarci na dialog, nie są otwarci na argumenty, tylko topornie forsują konkretną ideologię.
Rzeczywiście tak jest. Oni w ogóle nie chcą dyskutować. Uważają, że po pierwsze oni mają rację, a po drugie – że ci, którzy myślą inaczej, niezależnie od tego, w jaki sposób by tego nie uzasadniali, to są „źli ludzie”, a ze „złymi ludźmi” się nie rozmawia. Taki jest tok rozumowania tamtych osób.
To jak w takim razie prowadzić z nimi rozmowy? Jakie są perspektywy na wynik tych rozmów? Biorąc pod uwagę, co Pan powiedział, to raczej szanse na porozumienie się są nikłe.
Jest część posłów, którzy są ewidentnymi zwolennikami tych genderowych pomysłów, ale jest też część takich, którzy uważają, że jest to przesada, ale nie chcą się wdawać publicznie w tego rodzaju polemiki. Myślą swoje. I tu jest problem, jak zagłosują. Takich ludzi jest sporo w takich partiach jak EPP. Pamięta pani, że to właśnie CDU-CSU w Niemczech przeprowadziło w poprzedniej kadencji Bundestagu tzw. małżeństwo dla wszystkich. Ale niektórzy zrobili to, ponieważ uważali, że tak wypada. Zobaczymy zatem, jak tutaj zagłosują.
Rozpatrujemy w komisji projekt tzw. zrównoważonego rynku. To jest projekt przedstawiony przez posła Zielonych, który jest właściwie powrotem do sowieckiej, socjalistycznej, planowej gospodarki i wszyscy dyskutują na ten temat. A przecież tu nie ma o czym dyskutować. Byłem jedynym posłem, który powiedział, że jedyny kompromis, który można tutaj osiągnąć jest taki, żeby to odrzucić, bo tego się nie da wprowadzić w życie tak, żeby miało jakikolwiek dobry skutek dla gospodarki. Mimo wszystko przedstawiciele innych ugrupowań, chociaż też krytykują, to jednak dyskutują na ten temat. Tymczasem tu nie ma o czym dyskutować. Ale po tej mojej wypowiedzi, że to należy odrzucić, słyszałem wyrazy poparcia na przykład z ust niemieckiego koordynatora w tej komisji z CDU. Jakaś nadzieja zatem jest.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/520477-wywiadzlotowski-zwolennikow-pogladu-barley-jest-w-pe-sporo
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.