„Ktoś powinien poinformować prezydenta Francji Emmanuela Macrona, że jego „dialog budujący zaufanie” z rosyjskim Władimirem Putinem nie wzbudził zaufania.” – napisała na łamach dziennika Financial Times, Anne-Sylvaine Chassany. Przy okazji zwróciła uwagę na skromny bilans trzyletniej aktywności na tym polu prezydenta Francji, który już po swojej elekcji, nie zwracając uwagi na fakt, iż jego kampania wyborcza utrudniona była w związku z ingerencją rosyjskich hackerów, zaprosił Władimira Putina do Paryża.
Dialog strategiczny, między obydwoma państwami, który zdaniem jednych oznacza próbę poszukiwania pragmatycznych pól współpracy a według innych jest niczym innym jak zaproszeniem przez Paryż Moskwy do ingerowania w europejski układ sił, po to aby wzmocnić w ten sposób nadwątloną pozycję Francji, przyspieszył po ubiegłorocznej wizycie Putina w letniej rezydencji Macrona w Bregancon. Ale czy to zbliżenie, retorycznie pyta Chassany doprowadziło do czegokolwiek pozytywnego z punktu widzenia celów strategicznych, które ma Wspólnota Europejska? Format miński, powołany celem doprowadzenia do pokoju na wschodzie Ukrainy praktycznie zamarł. Rosja nie rewiduje swego nieugiętego stanowiska domagając się federalizacji Ukrainy, na co, z oczywistych powodów nie chce zgodzić się Kijów. Moskwa nadal wspiera, finansuje i wojskowo broni syryjskiego dyktatora Asada, którego ponoć, jak kąśliwie zauważa Chassany, Francja chciałaby obalić. Na Wschodzie, w przypadku Białorusi, trudno powiedzieć aby Moskwa uczyniła choć jeden krok (choć w tym wypadku są też inne opinie, o czym zaraz) przybliżający pozbycie się Łukaszenki. Jeśli idzie o wewnętrzna politykę Putina, to ostatnia sprawa związana z otruciem Navalnego dowodzi, że i na tym polu niewiele się zmienia. Już przed podróżą do Państw Bałtyckich i jeszcze przed spotkaniem ze Svietlaną Cichanouską Macron publicznie głosił konieczność kontynuowania dialogu strategicznego z Rosją i przekonywał do tego rodzaju polityki liderów innych państw europejskich. „Pytanie nie brzmi, czy Francja powinna zerwać stosunki dyplomatyczne z Rosją - nie powinna i nie zrobi tego. – konkluduje Anne-Sylvaine Chassany. - Pan Macron powinien raczej poważnie przemyśleć celowość dalszego inwestowania, osobiście i publicznie, w relacje, które nie przyniosły znaczących owoców i wywołały głęboki niepokój w Europie.” Chassany przywołuje też opinię anonimowych dyplomatów francuskich, którzy uważają, że rosyjska polityka Francji winna być najpierw konsultowana z Berlinem, który jest znacznie bardziej powściągliwy jeśli idzie o „otwarcie” na strategiczny dialog z Moskwą oraz mieć taki charakter aby nie prowadzić do zadrażnień z Warszawą, co dzisiaj ma miejsce. Jak widać nie tylko w Polsce polityczni liderzy nie słuchają porad ekspertów.
Potwierdzenie ustaleń
Białoruski politolog Arsen Sivitski, który związany jest z władzą, więc wygłaszane przez niego opinie, choć niezmiernie intrygujące warto traktować z pewną powściągliwością, bo mogą być elementem narracji oficjalnej, napisał na swoim koncie na platformie Telegram, że ostatnia rozmowa telefoniczna Macrona z Putinem (należałoby napisać przedostatnia, bo od tego czasu obydwaj politycy jeszcze raz konwersowali) była potrzebna po to aby potwierdzić ustalenia, które zapadły nieco wcześniej. Sivitski jest zdania, że w trakcie wizyty w Paryżu oficjalnej rosyjskiej delegacji, która odbyła się 9 września. Chodzi o przyjazd 15 osobowej grupy rosyjskich ekspertów ds. cyberbespieczeństwa, z doradcą Putina Andriejem Krutskich, który spotkał się z francuską minister odpowiedzialną za ten obszar i wysłannikiem Pałacu Elizejskiego. Wówczas, taka tezę buduje Sivitski, uzgodniono de facto wspólne stanowisko obydwu krajów wobec Łukaszenki. W jego opinii, Moskwa oficjalnie wspierając dyktatora, nieoficjalnie przygotowuje się do jego obalenie, czy może raczej pokojowego wymienienia na innego, łatwiejszego do kontrolowania polityka. A to na czym teraz się koncentruje jest niczym innym (oczywiście prócz budowania narzędzi swego wpływu na rozwój wydarzeń) jak budowaniem międzynarodowego poparcia dla wizji uregulowania białoruskiego kryzysu. Zdaniem Sivitskiego, Paryż jest stolicą popierająca Moskwę w tym względzie, a nawet gotowym iść z Rosją „ręka w rękę”. Plan miałby polegać na tym, że Rosja porządkuje sytuacje w Mińsku, a tzw. Zachód życzliwie się temu przygląda w ramach kolejnego formatu mińskiego, tym razem powołanego dla Białorusi. Macron w Wilnie miał przekonywać do takiego rozwiązania, w opinii białoruskiego eksperta, zarówno tamtejsze władze, jak i Cichanouską. Tej samej kwestii, jak oficjalnie napisano w oficjalnym kanale Cichanouskiej na platformie Telegram poświęcone były jej rozmowy z zastępcą szefa Departamentu Stanu George Kentem, z którym liderka białoruskiej opozycji spotkała się 25 wrzesnia. Rozmawiano o uczestnictwie Stanów Zjednoczonych, Europy i Rosji w „organizacji dialogu i przeprowadzeniu nowych wyborów” na Białorusi, tak Cichanouska określiła temat dialogu.
Już po wileńskich rozmowach Macrona wybuchła wojna między Azerbejdżanem a Armenią, co wywołało nie tylko kolejną rozmowę telefoniczną prezydenta Francji z Putinem, ale znaczne zaktywizowanie się Paryża. Jest ono zrozumiałe z trzech przynajmniej powodów, z których pierwszym jest siła ormiańskiej diaspory we Francji, drugim złość, a może nawet wrogość Paryża wobec Turcji, a trzecim możliwość znalezienia kolejnej pragmatycznej płaszczyzny współpracy z Rosją. Wczoraj uczestnicy (Francja, Rosja i Stany Zjednoczone) kolejnego „formatu mińskiego”, powołanego niemal 30 lat temu po to aby uregulować konflikt wokół Górskiego Karabachu wydali wspólne oświadczenie w kwestii toczących się walk. Francja, jak informują agencje była inicjatorem tego kroku, Macron dzwonił w tej sprawie specjalnie do Donalda Trumpa. W oświadczeniu występujący wspólnie przywódcy „najostrzejszych słowach” osądzają eskalację napięcia w regionie oraz wzywają do natychmiastowego zaprzestania walk i rozpoczęcia rozmów pokojowych „bez warunków wstępnych”.
Sam Macron, który jak można przypuszczać wykorzystał rozpoczynający się właśnie szczyt unijny do postawienie problemu na forum Wspólnoty (warto porównać tempo tego działania ze ślamazarnością odpowiedzi na wezwania Bałtów i Polski po białoruskich „wyborach”) nie był już tak powściągliwy. Na konferencji prasowej oskarżył Turcję o przerzucanie do rejonu walk najemników powiązanych z ISIS z Syrii. Ten wątek francuskiego przekazu jest istotny nie tylko z tego powodu, że koresponduje z oficjalną narracją Erywania, który argumentuje, że Armenia w gruncie rzeczy zaatakowana została przez siły islamistyczne i jest państwem zmagającym się z międzynarodowym terroryzmem. A utrwalenie się takiej zbitki pojęciowej – sojusznicy Turcji z Idlibu to islamiści związani z ISIS, znacząco zmienia międzynarodową percepcję tego co się dzieje nie tylko w Armenii, ale również w Syrii.
Francja wspiera Armenię
Zaangażowanie Francji po stronie Armenii jest ewidentne, podobnie zresztą jak wsparcie Grecji, której minister spraw zagranicznych w rozmowie ze swym ormiańskim odpowiednikiem miał zaproponować pomoc wojskową. Ale nie to jest w tym wypadku istotne. Turecka dyplomacja, słusznie zresztą, podnosi kwestię, iż postanowienie Mińskiej Grupy, której członkiem jest Francja i która się teraz zaktywizowała co do rozwiązania konfliktu wokół Górskiego Karabachu nie zostały zrealizowane, bo Erywań nie zdecydował się oddać, wbrew jej zaleceniem obszarów azerskich przez siebie okupowanych. Nie chodzi tu o Karabach, ale o tereny do niego przylegające, które Ormianie zajęli i od lat kontrolują. Mińska grupa niewiele zrobiła, mimo upływu wielu lat aby wymusić wdrożenie zaproponowanego przez siebie planu. Nie zrobiła wiele, bo nieugięte stanowisko Erywania przez lata wspierane było przez Moskwę. Teraz sytuacja się zmienia, bowiem w czasie mających miejsce kilka dni temu moskiewskich rozmów Łarow – Çavuşoğlu, Ankara zaproponowała dla Karabachu i terenów przylegających wdrożenie „rozwiązania syryjskiego”, czyli wspólne rosyjsko – tureckie nadzorowanie, również po wysłaniu w te rejony kontyngentów wojskowych, zawieszenia broni, rozgraniczenia terenu i wdrażania pokoju. Tylko Rosja nie chce się na to zgodzić z oczywistego powodu. Przyjęcie takiego rozwiązania oznaczałoby zaakceptowanie regionalnej roli Turcji, członka NATO, jako gwaranta stabilizacji na południowym Kaukazie. A po co, jeśli dziś Moskwa samodzielnie kontroluje sytuację i geostrategiczna orientację Armenii, nie mówiąc już o jej wielkiej bazie wojskowej w Giurmi, która zresztą w świetle ostatnich deklaracji ma zostać rozbudowana.
Zaktywizowanie przez Francję „formatu mińskiego” ds. rozwiązania problemów Karabachu jest niczym innym jak tylko prezentem dla Moskwy. Z tego powodu, że nie naraża jej na ryzyko indywidualnej interwencji, co z kolei zaogniłoby jej relacje ze światem języka tureckiego (do którego należy również Kazachstan, Tadżykistan i Kirgistan uczestniczący w ODKB). Takie „umiędzynarodowienie” sporu pomaga też Francji „odegrać” się na Turcji za upokorzenie, którego doznała we wschodniej części Morza Śródziemnego. Mamy zatem do czynienia z kolejną płaszczyzną „pragmatycznej współpracy” między Francją a Federacją Rosyjską. A postawa Stanów Zjednoczonych? Siła ormiańskiej diaspory w Ameryce ma w tym wypadku też pewne znaczenie, ale z naszej perspektywy to, co się dzieje jest memento z innego powodu – porozumienie Europy, Francji z Rosją oznacza faktyczne wycofanie się Stanów Zjednoczonych, które mając do czynienia z kierunkiem marginalnym z ich punktu widzenia przyłączają się do opinii większości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/520236-dialog-oraz-wspolpraca-strategiczna-francji-i-rosji
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.