W zeszłym tygodniu w wywiadzie dla tygodnika „Der Spiegel” komisarz Unii Europejskiej Věra Jourová skrytykowała Viktora Orbána za to, że buduje na Węgrzech demokrację nieliberalną, dodając, że – według niej – jest to „chora demokracja”. Abstrahując od faktu, że jako wysoka urzędniczka Komisji Europejskiej nadużywa ona swojego stanowiska, warto zwrócić uwagę na inny aspekt jej wypowiedzi.
Otóż ze słów Jourovej wynika, że zdrowa może być tylko demokracja liberalna. Tak jak w czasach komunistycznych zdrowa mogła być tylko demokracja socjalistyczna (o czym było kiedyś przekonanych wielu partyjnych kolegów pani komisarz z jej ugrupowania ANO). Takie podejście zakłada jednak aprioryczne wbudowanie w mechanizm ustrojowy czynnika ideologicznego – niegdyś socjalistycznego, a dziś liberalnego.
Orbán proponuje demokrację chrześcijańską
Dlaczego jednak jedna ideologia miałaby być uprzywilejowana kosztem pozostałych? Dlaczego nie jest możliwa inna formuła demokracji? Orbán zamiast demokracji liberalnej proponuje odmienny wariant: demokracji chrześcijańskiej – nie w sensie formacji chadeckiej, ale w sensie pewnej ideowej, światopoglądowej i kulturowej podstawy ustrojowej. Polega ona nie tyle na tworzeniu nowych instytucji, ile na nasycaniu ich treścią opartą na szerokim konsensusie społecznym.
Ten konsensus społeczny, zbudowany wokół stosunku do takich wartości, jak małżeństwo, rodzina, religia, imigracja, tożsamość czy państwo narodowe, jest dziś odmienny w krajach Europy Zachodniej i Środkowej. Znacząco inaczej wypada też ocena komunizmu i antykomunizmu. Badania renomowanego ośrodka socjologicznego Pew Reaserch Center pokazują, że nie ma w tych sprawach wspólnoty ideowej obejmującej cały kontynent, lecz jest on podzielony na dwie części. Na zachodzie dominuje konsensus, który nazwać można lewicowo-liberalnym, natomiast na wschodzie i w centrum: narodowo-konserwatywny. Nieprzypadkowo w ojczystym kraju pani Jourovej jest najwięcej eurosceptyków nastawionych krytycznie wobec UE.
Wysokie poparcie dla Fideszu
Na Węgrzech w trzech ostatnich wyborach parlamentarnych z rzędu Fidesz zdobył ponad 2/3 mandatów w parlamencie, czyli większość konstytucyjną. Świadczy to o dużej legitymizacji społecznej dla modelu ustrojowego zaproponowanego przez Viktora Orbána, o czym partie na Zachodzie mogą tylko pomarzyć. Mimo to zachodni politycy (często rękoma elit kompradorskich w Europie Środkowej – vide: pani Jourová) uzurpują sobie prawo do narzucania własnego modelu demokracji jako jedynego słusznego. Mówią co prawda wiele o pluralizmie, ale w rzeczywistości dążą do homogenizacji. Były minister spraw wewnętrznych Słowacji Vladimir Palko nazywa to współczesną wersją doktryny Breżniewa, która nakazuje interweniować i wtrącać się w wewnętrzne sprawy innych państw, by bronić demokracji liberalnej, tak jak niegdyś Moskwa broniła demokracji socjalistycznej.
A swoją drogą Breżniew nigdy nie powiedział tak porywającego przemówienia, broniącego dziedzictwa Karola Marksa, jak Jean-Claude Juncker odsłaniając w Trewirze pomnik autora „Manifestu komunistycznego”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/520157-kiedys-demokracja-socjalistyczna-dzis-liberalna