Gdy w sierpniu 2014 r. protesty przeciwko śmierci czarnoskórego Michaela Browna Jr. z rąk policjantów w Ferguson w stanie Missouri wkraczały w swój drugi tydzień, lewicowy aktywista i kobieta trans Vicky Osterweil (wtedy nazywał się jeszcze Willy Osterweil i był mężczyzną) konstatował/a z niepokojem, że część tych, którzy popierali demonstrujących, zaczęli się od nich odwracać. A powodem było plądrowanie i podpalanie przez nich sklepów. Jak pisał/a wówczas Osterweil na łamach internetowego magazynu „The New Inquiry” ci, którzy plądrowali mieli działać na szkodę wspólnej sprawy – zwalczania rasizmu i przemocy policyjnej. Osterweil widziała to zgoła inaczej. Jej/jego zdaniem „gdyby nie kradzież i niszczenie mienia” zwykłych, często czarnoskórych Amerykanów, pies z kulawa nogą „nie zainteresowałby się losem czarnych w Ferguson”. Osterweil wyraził/a tym samym przekonanie od dawna panujące w amerykańskich kręgach lewicowych, że plądrowanie to rzecz może niezbyt etyczna, ale jakżeż efektywna. Jako narzędzie terroru oraz sposób zwrócenia na siebie uwagi.
Ponieważ wraz ze śmiercią czarnoskórego Georga Floyda w maju w Minneapolis, Amerykę ogarnęła fala protestów i zamieszek, które (choćby w Portland w Oregonie) trwają do dziś, Osterweil wyczuł/a duch czasów i postanowił/a postawić kropkę na i. Napisał/a książkę w obronie plądrowania i gwałtownych zamieszek. Można by oczywiście potraktować dzieło Osterweil („W obronie grabieży: burzliwa historia nieobywatelskich działań/In Defense of Looting: A Riotous History of Uncivil Action”) milczeniem, jako wyraz intelektualnych osobliwości wyrastających gdzieś na marginesie marginesu radykalnej lewicy. Tyle, że nad książką Osterweil za Oceanem pochylili się niemal wszystkie mainstreamowe media, od Narodowego Radia Publicznego (NPR), które je spopularyzowało po The Washington Post. I nie wszystkie recenzje są nieprzychylne. Książka znalazła się na liście bestsellerów Amazon, a „New York Journal of Books” chwali ją jako „udana refleksję nad tym jak przemoc może doprowadzić do zmian społecznych”. A „Publisher’s Weekly” widzi w niej „prowokacyjną zachętę do traktowania grabieży jako skutecznego narzędzia protestu”.
Oprócz tego, że Osterweil odgrzewa kotlet stary jak świat (wystarczy sięgnąć po dzieła bolszewików z okresu rewolucji październikowej), to co właściwie proponuje Millenialsom i Zoomerom ogarniętym potrzebą likwidacji rasizmu i stworzenia bardziej sprawiedliwego świata? Moralne uzasadnienie dla przemocy i destrukcji. „W przeciągu 400 lat barbarzyńskiej, białej supremacji, kolonialnej i ludobójczej historii, znanej jako Stany Zjednoczone, ruch na rzecz praw obywatelskich wyróżnia się jako jasny, piękny, ale zbyt krótki moment nadziei i walki” - pisze Osterweil. Policja zaś jest wyrazem tej białej supremacji. „Nie możemy pozwolić, aby policja, ta nikczemna armia okupacyjna, wydawała się komukolwiek „naturalna”, ani by ktokolwiek przedstawiał opór wobec państwa jako wrogi pokojowi. Ich pokój jest pokojem grobu ” - przekonuje aktywista/ka. Zamieszki są dobre, i takie „kobiece”, bo pozwalają wyrażać emocje, jak „wściekłość” i „ból”. A plądrowanie to sposób „bezpośredniej redystrybucji dóbr”, akt „społecznej spójności”, taki „proletariacki shopping”, dający plądrującym „głębokie poczucie ekstazy i wolności”, której nie są w stanie inaczej doświadczyć, tak bardzo są „zdominowani i wykorzystywani”. „Bylibyśmy wszyscy w stanie żyć bez wynagrodzeń i pracy, gdybyśmy się wszystkimi dobrami w ten sposób dzielili” - przekonuje Osterweil dalej.
Zamieszki to radosny karnawał, który „likwiduje pojęcia porządku i własności”. Plądrowanie nie jest więc czymś co odwraca uwagę od postulatów lewicy, ono jest postulatem lewicy. Jedynym, który się liczy. Książka Osterweil to oda do przemocy, walki wszystkich ze wszystkimi, w chwili gdy wojna kulturowa rozdziera Amerykę, ubrana w pseudo-intelektualną szatę pojęciową, od ideologii gender po teorię marksizmu. „Przelew krwi musi się najpierw na poważnie zacząć, zanim możemy zacząć się zastanawiać nad tym do czego ma prowadzić” - argumentuje Osterweil. Według niego/niej „bez policji i opresji cisheteropatriarchalnego, kapitalistycznego państwa możemy mieć wszystko za darmo”, a ci, którzy jak niegdyś Martin Luther King jr. nawoływali do pokojowych protestów, to „liberalni bankruci”, którzy sprzedali się białym oprawcom. Tak jak wszyscy inni, także na lewicy, którzy nie podzielają poglądy autora/ki. Nawet ofiary rasizmu i kapitalizmu mogą być wrogami, jeśli odrzucają brutalną rewolucje do której Osterweil i jej/jemu podobni w Antifie i Black Lives Matter dążą. Jonah Goldberg bez wątpienia ma rację, gdy pisze w „New York Post”, że Osterweil na nowo odkryła barbarzyństwo i pokryła je świeżą warstwą farby.
Tyle, że plądrowanie sklepów i bitwy z policją wydają się bardzo atrakcyjne z punktu widzenia znudzonej własnym dobrobytem amerykańskiej młodzieży (na jednym z protestów BLM zatrzymany został m.in. syn Johna Malkovicha). Książka Osterweil, jak bzdurna by nie była, może więc trafić na podatny grunt. Jak wskazują niektórzy recenzenci sam/a autor/ka mało postępowo podchodzi do własności, oczywiście swojej. Na książce widnieje ostrzeżenie, że nieautoryzowane powielanie jej treści stanowi „kradzież intelektualną”, opatrzone apelem o „poszanowanie praw autora”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/518558-proletariacki-shopping-pladrowanie-jako-czyn-moralny