David McKean i Bart M.J. Szewczyk współpracownicy think-tanku German Marshall Fund, w przeszłości współpracownicy Departamentu Stanu za czasów kilku administracji prezydentów z Partii Demokratycznej napisali na łamach wpływowego periodyku Forreign Affairs artykuł na temat przyszłości relacji atlantyckich oraz tego co warto zmienić, aby ich jakość uległa poprawie.
Arcy-szkodnik Trump
Obydwaj Autorzy, podobnie zresztą jak niemała część amerykańskiego liberalnego establishmentu są przekonani co do dwóch kwestii – po pierwsze więź atlantycka znacznie w ostatnich latach osłabła a nawet znajduje się w kryzysie, po drugie winę za opłakany stan relacji Stanów Zjednoczonych z Europą ponoszą administracje republikańskich prezydentów, z arcy-szkodnikiem, czyli Donaldem Trumpem na czele.
Gdyby ich pogląd ograniczał się do tradycyjnego wylewania kubłów pomyj, z czym regularnie można spotkać się choćby na łamach wielkich dzienników, takich jak The New York Post czy The Washington Times, na dokonania obecnej administracji, artykuł ich autorstwa nie byłby godnym uwagi. Jednak McKean i Szewczyk, którzy kwestii relacji atlantyckich poświęcili specjalną monografię mającą trafić na rynek w grudniu br. proponują cały wachlarz rozwiązań mogących reanimować w ich opinii więź Europy ze Stanami Zjednoczonymi. Ta pozytywna agenda oraz publiczne wystąpienia w przeddzień amerykańskich wyborów pozwalają też sądzić, że ambicją Autorów jest wywarcie wpływu na politykę nowej, w razie sukcesu Joe Bidena, amerykańskiej administracji. Wydaje się też, że mamy tu do czynienia nie tylko z dyskusją w obrębie amerykańskiego establishmentu strategicznego, ale w związku z afiliacją Autorów w German Marshall Fund, z amerykańsko – europejską propozycją jak ułożyć, choć należałoby powiedzieć naprawić, więź atlantycką. I ta optyka oraz to, że przesłanie skierowane jest jednoznacznie pod adresem demokratów czyni artykuł McKeana i Szewczyka interesującym, bo do pewnego stopnia pozwala zrozumieć jak mogą kształtować się powiązania Stanów Zjednoczonych i Europy, o ile Biden wygra wybory.
Odnowienie Sojuszu
Amerykańscy analitycy proponują odnowienie sojuszu atlantyckiego w realiach „już po Trumpie”, ale rozumianego nie jako przywrócenie status quo ante, ale zawarcie na nowych warunkach, uwzględniających zmieniającą się sytuację w świecie, nowe wyzwania i nowy bilans sił, nowej Karty Atlantyckiej. To nawiązanie do słynnego porozumienia, z 1941 roku między prezydentem Roosveltem i premierem Churchillem, które ukształtowało powojenny ład międzynarodowy dając kolektywnemu Zachodowi nie tylko pokój i gospodarczą prosperitę, ale również w konsekwencji historyczne zwycięstwo nad obozem komunistycznym, jest celowe. Zdaniem McKeana i Szewczyka współczesne wyzwania z którymi przyjdzie się mierzyć kolektywnemu Zachodowi w najbliższych latach uzasadnia konieczność nowego porozumienia cementującego więź atlantycką. Ale zwłaszcza w ostatnim dwudziestoleciu zmienił się układ sił w świecie i teraz to nie tylko Europa potrzebuje Stanów Zjednoczonych jako gwaranta swego bezpieczeństwa, ale Ameryka w nie mniejszym stopniu winna być wsparta przez Europę. W przeciwnym razie sama może sobie nie poradzić z naporem państw rewizjonistycznych, przede wszystkim Chin, ale również Rosji. Co więcej, Autorzy są przekonani, że okres amerykańskiego triumfalizmu, który zaczął się wraz z początkiem nowego wieku, kiedy amerykańskie elity były przekonane, że są w stanie zdominować i uporządkować świat spowodował dzisiejsze kłopoty. Pycha, która była źródłem takiego rozumowania, przekonanie o własnej omnipotencji, doprowadziły do lekceważenia przez Stany Zjednoczone instytucji wielostronnych, takich choćby jak NATO, co w efekcie, obiektywnie rzecz biorąc doprowadziło do ich wewnętrznego kryzysu. Symptomem tych zmian, było ich zdaniem, to, że w nowym tysiącleciu, tylko dwukrotnie – w 2001 roku w ramach interwencji w Afganistanie oraz w 2011 w Libii, Stany Zjednoczone realizowały swe cele polityczne w ramach NATO. Wszystkie inne posunięcia wojskowo – polityczne, których niemało można było obserwować w czasie ostatnich 20 lat, były indywidualnym działaniem Waszyngtonu, który angażował niektórych sojuszników, ale już nie cały Sojusz Północnoatlantycki.
Rada Atlantycka
To lekceważenie przez Stany Zjednoczone NATO przyjęło, zdaniem McKeana i Szewczyka, katastrofalny wymiar za czasów rządów Trumpa, ale nie zmienia to faktu, że już wcześniej Sojusz przeżywał kryzys, którego symptomy były może mniej widoczne, ale nie mniej dolegliwe. Co zmieniło się obecnie? Otóż spora część elit amerykańskich i europejskich, w świecie po Covid 19, dochodzi do wniosku, że „chociaż Waszyngton może nie być w stanie rozwiązać najważniejszych problemów w polityce zagranicznej wyłącznie w kooperacji z Europą, to jest mało prawdopodobne, aby rozwiązał je bez niej. Podobnie Europa nadal polega na amerykańskim wsparciu i gwarancjach bezpieczeństwa.” Proponują oni wspólne, a zatem oparte na polityce szukania kompromisu, rozwiązywanie najważniejszych kwestii świata, takich jak polityka klimatyczna, problemy związane ze zdrowiem publicznym, handlem międzynarodowym, ochroną własności intelektualnej, także powstrzymaniem rewizjonistycznych nowych potęg jak Chiny czy Rosja. Można powiedzieć, że idea, która przyświeca Autorom, jest w gruncie rzeczy propozycją budowy gmachu nowego porządku międzynarodowego, którego kośćcem byłby równoprawny alians transatlantycki łączący Stany Zjednoczone i Europę. Kolejnym piętrem mogłoby być angażowania pozaeuropejskich, ale kierujących się podobnymi wartościami stolic, takich jak choćby Tokio, Seul czy Canberra. Nowa Karta Atlantycka, której zawarcie proponują, musiałaby też mieć odniesienie do nowych instytucji, które stałyby na straży nowego porządku światowego i nowego układu sił między sojusznikami, w obrębie szeroko pojmowanego kolektywnego Zachodu. Tak jak ONZ z Radą Bezpieczeństwa były gwarantami międzynarodowego ładu powojennego, tak obecnie McKean i Szewczyk proponują stworzenie Rady Atlantyckiej, która miałaby być politycznym ciałem nadrzędnym Europejsko – Amerykańskiego aliansu. NATO nie zostałoby rozwiązane, ale formalnie podporządkowane nowej instytucji, której ambicje byłyby znacznie szersze niźli tylko koncentrowanie się na sprawach polityki bezpieczeństwa i obejmowały również inne kwestie, takie jak choćby polityka klimatyczna czy problemy, przysparzane przez inne państwa (np. Iran).
W tej propozycji ciekawa jest nie tylko idea innego, bardziej partnerskiego, ułożenia relacji atlantyckich, ale również to, że w tym nowym gremium zabrakłoby miejsca dla szeregu ważnych w świecie państw. W tym sensie McKean i Szewczyk nie proponują ładu światowego, rozwiązań, które można byłoby aplikować powszechnie, ale zbudowanie równoprawnego obozu sojuszniczego, w którym Stany Zjednoczone nadal mogłyby dominować, ale w ramach „etosu współpracy” a nie narzucania swej woli innym. I to właśnie, kształt tej propozycji, wydaje się najlepiej oddawać zmieniające się realia światowego układu sił w którym zdaje się nie ma już miejsca na jeden biegun siły, mało tego, aby utrzymać swe dotychczasowe przewagi państwo do tej pory dominujące, czyli Stany Zjednoczone, musi zabiegać o poparcie i współdziałanie sojuszników. Trudno oprzeć się też wrażeniu, że nowa Karta Atlantycka, nowe zasady współpracy Waszyngtonu i stolic europejskich, wciągnięcie do tego układu demokratycznych państw azjatyckich ma z jednej strony na celu uzyskanie tak dużego ciężaru gatunkowego, że decyzje ustalone w ramach takiego aliansu można by łatwiej narzucić „reszcie świata”. Ale co by się stało, gdyby ta „reszta świata” czyli w praktyce obóz skupiony wokół Chin nie chciał przyjąć i podporządkować się nowym zasadom? Autorzy nie piszą tego wprost, ale jeśli Rada Atlantycka miałaby być ciałem nadrzędnym nad NATO, to odpowiedź na to pytanie jest w gruncie rzeczy oczywista.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/518341-jesli-biden-wygra-wybory-to-co-stanie-sie-z-europa