„Ale tutaj panuje w europarlamencie, w instytucjach europejskich inna interpretacja – przekonanie, że Rada Europejska nie będzie miała możliwości zablokowania, bo proces legislacyjny zamyka się na niższym szczeblu, szczeblu ministrów. Mamy więc do czynienia z dwoma interpretacjami, z taką „falandyzacją” - używając polskiego terminu – prawa europejskiego i zobaczymy, która interpretacja wygra” - mówi portalowi wPolityce.pl eurodeputowany Witold Waszczykowski.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Jak ocenia Pan wczorajszą debatę w europarlamencie? Jakby Pan skomentował to, co się tam wydarzyło?
Witold Waszczykowski: Przykro to komentować, dlatego że byliśmy świadkiem jakiegoś skrajnie antypolskiego show opartego na steku kłamstw. Trudno było też wytrzymać tą debatę, ponieważ wszelkie próby prostowania tych kłamstw, przedkładania rzeczowych, prawdziwych argumentów spotykały się z jeszcze większą agresją lewicowo-liberalnej strony, która po prostu nie chce podjąć żadnej merytorycznej debaty. Nie chce zrozumieć, że reformy prawne, które Polska od kilku lat realizuje są importem rozwiązań istniejących już w Unii Europejskiej. To po pierwsze.
Po drugie, niestety widzimy, że praworządność, która do tej pory nie była zdefiniowana w żadnym prawnie wiążącym dokumencie UE, w związku z tym nie można było nas oskarżać o to, że ją łamiemy, ponieważ nie było wzorca praworządności w dokumentach europejskich, ona zaczyna być definiowana samorzutnie przez skrajnie ideologicznie nastawioną część europosłów w PE według kryteriów ideologicznych, a nie prawnych. Z tym już nie da się walczyć w sposób rzeczowy, bo to jest konflikt ideologii. Bardzo przykro więc było słuchać tej debaty.
Dużą przykrość spowodowało też uczestnictwo polskich europarlamentarzystów z opozycji totalnej, którzy włączyli się w te kłamstwa, podtrzymywali je i widać, że również wykorzystują taki zacietrzewiony sposób działania instytucji europejskiej do walki wewnętrznej z Polską, co jest niezgodne z patriotycznym podejściem do interesu polskiego. Nie można kłamać na temat Polski po to tylko, żeby politycznie zaistnieć, bo szkodzi się krajowi, szkodzi się społeczeństwu, szkodzi się naszym interesom dotyczącym bezpieczeństwa, rozwoju gospodarczego itd.
Podczas ostatniego szczytu UE pan premier Mateusz Morawiecki zgodził się na powiązanie przyznawania funduszy z praworządnością. Wtedy ta praworządność w ogóle nie była zdefiniowana. Teraz usiłuje się narzucić taką definicję, jak widzieliśmy podczas wczorajszej debaty. Czy w związku z tym decyzja premiera Morawieckiego ze szczytu nie była jednak błędna? Czy w tym kontekście nie należałoby zrewidować pewnych rzeczy?
Były takie oceny w Polsce, również i w naszym środowisku politycznym podnoszące, czy rzeczywiście była to decyzja prawidłowa. Ona wynikała z tego, że z jednej strony premier nie chciał blokować całej koncepcji programu odbudowy gospodarczej Europy po Covidzie, nie chciał blokować nowego budżetu europejskiego na następne siedem lat i jak rozumiem premier odniósł wrażenie, że jeśli będzie połączenie z praworządnością, to on będzie miał możliwość jeszcze wypowiedzieć się na ten temat w procesie legislacyjnym. Jak rozumiem, premier zakładał, że ostatnie słowo będzie należało do Rady Europejskiej, w której decyzje zapadają przez konsens. Wówczas tak interpretował tę decyzję szczytu europejskiego. Jeżeli byłaby to interpretacja prawidłowa, to rzeczywiście nie ma jakiejś tragedii, ponieważ na następnym szczycie, gdyby pojawiło się takie powiązanie, taka warunkowość, to premierzy zarówno Polski jak i Węgier, a być może również szefowie rządów innych krajów mogliby to zablokować. Ale tutaj panuje w europarlamencie, w instytucjach europejskich inna interpretacja – przekonanie, że Rada Europejska nie będzie miała możliwości zablokowania, bo proces legislacyjny zamyka się na niższym szczeblu, szczeblu ministrów. Mamy więc do czynienia z dwoma interpretacjami, z taką „falandyzacją” - używając polskiego terminu – prawa europejskiego i zobaczymy, która interpretacja wygra.
Czyli rozumiem, że jedna z nich jest po prostu pozatraktatowa.
To może być tak, że rzeczywiście jeśli wprowadzi się warunkowość, to będzie oparte na nie wiadomo jakim prawie. Nie ma w UE prawa do łączenia budżetu europejskiego z innymi aspektami, jak wielkość populacji kraju i poziom PKB i tylko według tych dwóch kryteriów budżet europejski jest rozdysponowany, tworzy się te fundusze spójności, fundusze rolne itd. To jest pytanie ciekawe i na razie bez odpowiedzi. Jeśli by chciano wprowadzić warunkowość, to na podstawie jakiego prawa europejskiego? Bo takiego nie ma. Musiano by w wyniku jakiegoś procesu legislacyjnego – to jest jedna z interpretacji po ostatnim szczycie – przeprowadzić ten system przez legislację europejską i zamknąć na szczeblu poniżej Rady Europejskiej, gdzie decyduje się większością, a nie dopuścić do tego punktu Rady Europejskiej, gdzie decyduje się poprzez konsens.
Czyli de facto może się okazać, że Polska nie będzie miała wpływu na kształt tej warunkowości.
I wtedy może nie mieć wpływu też na definicję praworządności, bo ona może być przejęta na przykład z europarlamentu, gdzie tworzy się ją na podstawie ideologicznych przesłanek, a nie prawnych. Jest takie duże niebezpieczeństwo, co już zresztą sygnalizowałem.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/517713-waszczykowski-mamy-do-czynienia-z-falandyzacja-prawa-ue