Michael Crowley jest dziennikarzem The New York Timesa, specjalizującym się w informowaniu czytelników tego jednego na najpoważniejszych liberalnych dzienników amerykańskich w sprawach dotyczących Białego Domu. Wcześniej pisał na ten sam temat dla innych wiodących mediów tego nurtu – Politico, Time, Boston Globe czy The New Republic. Powiedzieć, że w tym środowisku Donald Trump nie jest politykiem lubianym, czy cenionym, to nic nie powiedzieć.
Mamy do czynienia z czymś więcej niźli niechęcią, brakiem sympatii i innym, niźli prezentuje Donald Trump, spojrzeniem dziennikarzy i publicystów, na zasadnicze problemy przed którymi stoi świat i Stany Zjednoczone. Najlepiej widać zarówno to, jak i pewna metodę dyskusji, na podstawie ostatniego artykułu, autorstwa Crowleya poświęconego kwestii stosunku administracji Trumpa do NATO. Sam temat, z naszej perspektywy jest ciekawy, metoda dyskusji, czy raczej należałoby napisać konstruowania, bo nie można użyć w tym wypadku określenia opisywania, poglądów amerykańskiego prezydenta na Sojusz Północnoatlantycki jest ciekawa, a nam skądinąd znana. Z okruchów wypowiedzi, sugestii, opinii zdymisjonowanych byłych urzędników, Crowley zbudował całą konstrukcję mającą świadczyć o ambiwalencji Donalda Trumpa jeśli idzie o NATO.
Tok rozumowania dziennikarza
Aby nie być gołosłownym przytoczmy tok rozumowania Crowleya. Punktem wyjścia artykułu, mającego dowieść, iż Trump nie należy do zwolenników NATO, a nawet, więcej, być może w skrytości ducha marzy o tym, aby Stany Zjednoczone opuściły Sojusz jest teza, iż narzekania amerykańskiego prezydenta na brak skłonności sojuszników aby najbogatsi z nich ponosili większe wydatki na swe bezpieczeństwo, realizując zgodnie ustalony już przed kilku laty poziom 2 % PKB, jest nie tyle związana z rzeczywistym niewypełnianiem zobowiązań np. przez Niemcy, ale raczej świadczy o ugruntowanej, skrywanej i głębokiej niechęci do Paktu. O tym, że Trump nie lubi NATO i gdyby mógł, to doprowadziłby do wyjścia USA, świadczą relacje poróżnionych z obecną administracją byłych wysokich rangą urzędników. I tak Crowley, nie zastanawiając się czy nie mijają się oni z prawdą, albo nadinterpretowują, powołuje się na rewelacje Johna Boltona, który w swoich skandalizujących pamiętnikach wielokrotnie pisał o kuluarowych wypowiedziach amerykańskiego prezydenta, iż najlepszym rozwiązaniem byłoby opuszczenie przez Stany Zjednoczone NATO. Ostatnio, były Doradca ds. Bezpieczeństwa miał powiedzieć w wywiadzie dla bliżej niezidentyfikowanej przez Crowleya hiszpańskojęzycznej gazety, iż obecny Prezydent USA myśli o „październikowej niespodziance”, która miałaby polegać na tym, iż Donald Trump miałby ogłosić wyjście z NATO na początku swej drugiej kadencji, albo takie oficjalne zinterpretowanie art. 5, które czyniłoby sojusznicze zobowiązania martwa literą.
Kolejnym argumentem, na który powołuje się Crowley, jest cytat z książki reportera jego macierzystej redakcji Michaela S. Schmidta, który przytacza wypowiedź (nota bene relacjonowana przez tych, którzy ją słyszeli, czyli pochodzącą z trzeciej ręki) emerytowanego generała i szefa sztabu Johna F. Kelly jakoby jego głównym osiągnięciem a jednocześnie wyzwaniem było powstrzymanie Trumpa przed opuszczeniem NATO. Crowley powołuje się też na „jedną osobę” która słyszała tego rodzaju wypowiedzi, czy anegdoty Johna F. Kellyego.
Brak wzmianki o pakcie
Kolejne argumenty są jeszcze ciekawsze. Otóż potwierdzeniem tezy na temat niechęci Trumpa do NATO ma być brak wzmianki na temat Paktu w 50 punktowym, ogłoszonym niedawno, planie działania administracji w razie wygrania drugiej kadencji. Podobnie milczenie na temat NATO, w trakcie zeszłotygodniowych uroczystości w rocznicę zakończenia II wojny światowej w Karolinie Płn., gdzie Trump wygłaszał okolicznościową mowę, ma być oczywistym dowodem jego niechęci do Sojuszu.
Kolejnym argumentem są obawy. Tu mamy szerszy wachlarz. I tak Thomas Wright z Brookings, think tanku formalnie ponadpartyjnego, ale uznawanego za wspierającego amerykańskich liberałów czyli Partię Demokratyczną, powołując się zresztą na przywoływane świadectwa Boltona i Kellyego mówi, że „w czasie drugiej kadencji Trump może pójść dalej” i zrealizować swój skrywany najwyraźniej do tej pory plany opuszczenia NATO. Kolejnym przywoływanym ekspertem jest Jorge Benitez z AtlanticCouncil, którego zdaniem decyzja o wycofaniu amerykańskich żołnierzy z Niemiec jest uznawana przez Europejczyków jako „eskalacja negatywnych kroków” i ich zdaniem ten wzór postepowanie może być, w razie reelekcji Trumpa, pogłębiony. Crowley obficie przywołuje też opinie Demokratycznych kongresmanów na temat ukrytych, jak można przypuszczać, intencjiTrumpa, który, ich zdaniem „od pierwszego dnia podważa relacje transatlantyckie” ku radości Wladimira Putina.
Kiedy wyciśnie się argumentację weterana amerykańskiego dziennikarstwa, to prócz pogłosek, jednostronnych relacji zdymisjonowanych urzędników, zasłyszanych opinii i teatralnych obaw, niewiele zostaje. Brak jest nawet słowa o cięciach w budżecie Pentagonu za Obamy i Bidena i jego wzroście w epoce Trumpa. Opinie Europejczyków, przy bliższej analizie okazują się opiniami niektórych tylko przedstawicieli świata politycznego zachodniej części naszego kontynentu, bo w Europie Środkowej trudno byłoby znaleźć kogoś kto podziela opinie artykułowane przez Crowleya, nie mówiąc już o Ukrainie czy Gruzji.
Wyborczy charakter tego artykułu mającego rzekomo przedstawiać ukryte intencje Donalda Trumpa wobec NATO i więzi atlantyckiej jest aż nad miarę oczywisty. Razi w nim jeszcze co innego, mianowicie naiwny psychologizm, który w motywacjach i uprzedzaniach prezydenta Stanów Zjednoczonych każe szukać głównych sprężyn amerykańskiej polityki, która przecież jest mechanizmem znacznie bardziej skomplikowanym. Nawet jeśliby przypuścić, że Trump nie lubi NATO, mając ku temu zresztą sporo istotnych powodów, bo warto pamiętać, że bogate Stany Zjednoczone wydają na Pentagon 5 % swego PKB, a nie mniej bogate Niemcy nie są w stanie „dociągnąć” do 2 %, czyli, mówiąc kolokwialnie ktoś tu kogoś robi w konia, to czy z tego wynika przesłanka, że Stany Zjednoczone rozmontują Sojusz?
Tezy stawiane przez Crowleya są szkodliwe nie tylko dlatego, że trudne do udowodnienia w oparciu o fakty i dlatego Autor musi posługiwać się plotkami i pogłoskami. Problem jest zlokalizowany wszakże głębiej. Otóż Donald Trump, być może nieudolnie, podkreślając kwestie partycypowania w budżecie obronnym NATO bogatych państw, które tak jak Niemcy wyznają filozofię „pasażera na gapę”, zwraca uwagę na sprawy znacznie poważniejsze. Zmienia się bowiem natura sojuszy amerykańskich. Nie dlatego, że kierujący administracją Prezydent, ma inne na ten temat poglądy niźli jego poprzednicy, lecz dlatego, że zmianie ulega układ sił w świecie. Ameryka jest relatywnie słabsza niźli przed laty i nie będzie, w razie kryzysu wojennego, w stanie prowadzić dwóch dużych wojen na dwóch frontach. Nawet w jednym starciu może mieć problemy, jeśli przyjdzie mierzyć się jej z Chinami. A to, niezależnie od tego kto będzie w Białym Domu, musi wpłynąć na charakter więzi atlantyckiej, bo czasy kiedy w Zachodnich Niemczech stacjonowało ponad 300 tys. amerykańskich żołnierzy już nigdy nie wrócą. Niezrozumienie tych prawidłowości musi pociągać za sobą niebezpieczne złudzenia i marzenia, że wrócą „stare dobre czasy” kiedy Waszyngton był zainteresowany obroną Europy a w związku z tym więź atlantycka kwitła. Te czasy nie wrócą, niezależnie od tego czy w Gabinecie Owalnym zasiadał będzie Donald Trump, Joe Biden czy Kamala Harris. Powoływanie się na „ukryte motywy” Donalda Trumpa, psychologizowanie, mówienie o „transakcyjnym aspekcie” jego polityki jest niczym innym jak mydleniem oczu Europejczykom. Budowaniem nadziei, że „będzie jak niegdyś” i demobilizowaniem tych, którzy są zdania, że w raz ze zmieniającym się charakterem wyzwań dla bezpieczeństwa NATO musi ewoluować, bo w przeciwnym razie stanie się nie użytecznym narzędziem, ale balastem. I to może stać się głównym czynnikiem kresu Sojuszu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/517144-o-rzekomej-niecheci-donalda-trumpa-do-nato