Indyjski dziennik The Hindustan Times informuje o planowanym na najbliższe dni spotkaniu ministrów obrony Indii, Japonii oraz Indonezji. Oczywistym wspólnym tematem rozmowy, która zresztą jest następstwem odbytej kilka dni temu telekonferencji ministrów spraw zagranicznych trzech krajów, jest próba poszukiwania formuły współpracy wojskowej, po to aby przeciwstawić się Chinom. Nie tylko to jest w tym wydarzeniu ciekawe, ale również warto zwrócić uwagę na próbę poszukiwania „ideowej” płaszczyzny współpracy między tak różnymi państwami. Otóż jak informuje dziennik, powołując się na wypowiedź wysokiego rangą urzędnika przygotowującego konferencje ministrów obrony trzech państw – „spotkanie największej demokracji świata Indii, najstarszej demokracja w Azji, Australii i największej demokracji muzułmańskiej, Indonezji” powodują, że może to być jedno z najważniejszych regionalnych forów współpracy.
To odwołanie się do demokratycznych wartości, niezależnie od tego jak postronni obserwatorzy oceniają ich stan w Indiach i Indonezji, jest wyraźnym nawiązaniem do retoryki, która wybrzmiewa w ostatnich głosach przedstawicieli Stanów Zjednoczonych, podkreślających nie tylko konflikt interesów między Chinami a USA, ale również zagrożenie dla wspólnych wartości Zachodu, w tym demokracji, jakie niosą Chiny. Retoryka obrony demokracji, wolności obywatelskich i praw człowieka obecna jest też w wypowiedziach przedstawicieli Pentagonu. Mark Esper, amerykański minister obrony, w artykule na łamach The Wall Street Journal w którym argumentuje, że siły zbrojne Stanów Zjednoczonych są przygotowane na gorący, wojenny konflikt z Chinami posługuje się również podobną argumentacją. W jego opinii wystąpienia przedstawicieli chińskich władz, w tym ostatnie przemówienie Xi Jingpinga, wygłoszone 1 sierpnia z okazji 93. Rocznicy utworzenia Chińskiej Ludowej Armii Wyzwoleńczej, w którym zapowiedział on forsowny program jej modernizacji, tak aby w nieodległej przyszłości Pekin dysponował wojskowym potencjałem porównywalnym do amerykańskiego, są świadectwem nie tylko geostrategicznej, ale również ideowej rywalizacji. Zdaniem Espera kolektywny Zachód nie może zapominać, że chińskie siły zbrojne służą partii komunistycznej, co powinno, w jego opinii skłonić „wszystkie narody, które dążą do dobrobytu i bezpieczeństwa wolnego i otwartego porządku”, aby „dokładnie rozważyć konsekwencje wniosków PLA w sprawie współpracy, szkolenia i technologii.” To zdanie, mogące być też odczytane jako ostrzeżenie pod adresem rządów państw, które chcą uprawiać politykę kursu obliczonego na nieuczestniczenie czy niezaangażowanie w amerykańsko – chińskiej rywalizacji jest tez istotne z innego powodu. Otóż Esper pisze o trzech wnioskach, jakie administracja Trumpa wyciągnęła obserwując rozwój wydarzeń. Po pierwsze dążyć trzeba, i to już się dzieje, do gruntownej, obejmującej wszystkie domeny modernizacji amerykańskich sił zbrojnych. Jest to niezbędne z tego powodu, że podobny proces w chińskich siłach zbrojnych ma się zakończyć w roku 2035, a przez rokiem 2050, według deklaracji tamtejszych władz Chiny mają stać się państwem najsilniejszym na świecie. A to, zważywszy na czas opracowania i wdrożenia nowych rozwiązań w siłach zbrojnych, powoduje, że Amerykanie muszą działać szybko i z wielką determinacją, koncentrując się na własnym potencjale. Po drugie, jak zauważa szef Pentagonu, Stany Zjednoczone muszą wzmocnić swoich sojuszników, budując silną „sieć” państw partnerskich, które będą w stanie przeciwstawić się już teraz chińskiej agresji hybrydowej. To oznacza, jego zdaniem, pogłębienie współpracy wojskowej, czego przykładem są podpisane niedawno w tej sprawie umowy między Stanami Zjednoczonymi a Japonią i Australią, ale również wzmocnienie współpracy z mniejszymi państwami mogącymi stać się „oczkami” w tworzonej przez Waszyngton sieci regionu Indo-Pacyfiku. Warto zauważyć, że strategii ta ma dwa oblicza. Duzi gracze, w rodzaju Indii czy Japonii winni zacząć bliżej ze sobą współpracować, więcej też wydawać na obronę, wspólnie ćwiczyć, wymieniać się informacjami, w tym i wywiadowczymi, po to aby skutecznie powstrzymywać chińskie apetyty. Stany Zjednoczone będą przychylne takiej ewolucji relacji sojuszników, będą pomagać, współuczestniczyć, ale ciężar tej kooperacji winien spoczywać na państwach w nich uczestniczących, zdolnych do niej i mających ku temu zarówno militarny, jak i wojskowy oraz demograficzny potencjał. Jest to o tyle istotne, że o ile Waszyngton w ten sposób wyobraża sobie budowanie polityki bezpieczeństwa w rejonie absolutnie kluczowym dla interesów Stanów Zjednoczonych, to nietrudno sobie wyobrazić jak chciałby ukształtować podobną politykę w Europie. Esper mówi też o bezpośrednim zaangażowaniu, w tym finansowym, Stanów Zjednoczonych w budowanie amerykańskiej sieci sojuszniczej w Azji. Wspomina przy okazji o Maritime Security Initiative, programie mającym w założeniu służyć wzmocnieniu potencjału wojskowego amerykańskich partnerów regionalnych, w zakresie przeprowadzenia wspólnych ćwiczeń, manewrów, planowaniu operacyjnemu i strategicznemu. To co się rzuca w oczy, to skromna skala środków przeznaczonych przez Stany Zjednoczone na ten cel. Szef Pentagonu wspomina o 394 mln dolarów jakie w związku z tym programem ma zamiar wydać. Jest to istotne nie tylko dlatego, że pozwala dostrzec ograniczenia budżetowe, któremu amerykańskie siły zbrojne już podlegają a w przyszłości presja na oszczędzanie jeszcze zapewne wzrośnie, ale również dlatego, że precyzyjnie oddaje to amerykańskie priorytety. Wysiłki mają być w najbliższych latach skoncentrowane na modernizacji, również sprzętowej, armii amerykańskiej, a koszty zamorskiej projekcji siły, w miarę możliwości winny zostać zredukowane.
Niedawna wizyta Marka Espera na Hawajach i do niewielkich państw Mikronezji, już doprowadziła do oficjalnego wystąpienia władz Palau, niewielkiej zamieszkałej przez 22 tys. osób wyspy, położonej na wschód od Filipin, do Stanów Zjednoczonych, aby te zbudowały bazę wojskową, zarówno morską, jak i lotniczą, na ich terytorium. Palau, którego wody terytorialne obejmują obszar wielkości Hiszpanii, jest nie tylko wyspą strategicznie, zwłaszcza w obliczu chwiejnej polityki Filipin, położoną, ale również jednym z 15 państw na świecie, które uznają władze Tajwanu. W ten sposób łączą się rachuby geostrategiczne z przekonaniem o konieczności obrony demokracji, oraz pluralizmu politycznego, również w przypadku, a może przede wszystkim, Chin.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/516338-demokratyczne-powstrzymywanie-chin