W światowych mediach można było obserwować w ostatnich dniach ciekawą wymianę poglądów na temat polityki wobec Białorusi, możliwych płaszczyzn porozumienia światowych graczy i realizowanych scenariuszy, a także, co oczywiste, bo bez tego nie ma realnej polityki, oceny narzędzi, jakimi rozgrywający dysponują.
Propozycja Carla Bildta
Mini-dyskusję rozpoczął Carl Bildt publikując w ramach Project Sindicate oraz na stronie think tanku European Council for Foreign Relations artykuł w którym proponuje Rosji, aby ta zgodziła się na „ormiańskie rozwiązanie” w przypadku Białorusi. Bild jest szwedzkim politykiem i dyplomatą, sprawował funkcję premiera i ministra spraw zagranicznych swego kraju. Jest przy tym politykiem i myślicielem o konserwatywnych korzeniach, trzeźwo i bez ideologicznych złudzeń oceniającym Rosję Putina. Jest jednym z „ojców” inicjatywy Partnerstwo Wschodnie – politykiem, w którym słusznie polska dyplomacja widziała zawsze partnera i przyjaciela aktywnej postawy Unii Europejskiej we wschodniej części naszego kontynentu. Jego propozycje warto tym uważniej prześledzić, że jak można przypuszczać, ich kształt jest wynikiem oceny, dokonanej przez Bildta, zarówno możliwości Unii w zakresie wspierania ruchów prodemokratycznych na Białorusi, jak i niewątpliwego rozeznania co na temat takiej opcji myślą liderzy państw europejskich.
Po pierwsze Bildt przeprowadza istotne rozróżnienie między tym, co stało się w 2014 roku na Ukrainie i obecnie dzieje się na Białorusi, mimo że analogie i porównania dwóch rewolucji nasuwają się automatycznie. Zdaniem szwedzkiego polityka zasadniczą różnicą jest to, że o ile od pierwszej chwili Majdanu, niejako u jego genezy leżało wyraźnie formułowane pragnienie Ukraińców aby ich kraj stał się częścią Wspólnoty Europejskiej, o tyle na Białorusi, tego rodzaju motywacje są w dyskursie publicznym, czy w wypowiedziach liderów protestów, niemal nieobecne. Demonstrantów w Mińsku i innych białoruskich miastach bardziej, zdaniem Bildta, interesują problemy wewnętrzne kraju niźli jego geostrategiczna orientacja. To pierwszy fakt, który Unia winna wziąć pod uwagę i zachować wstrzemięźliwość. Tym bardziej, że bardziej niźli do ukraińskiego Majdanu, białoruską rewolucję należałoby porównywać do Aksamitnej Rewolucji, sprzed dwóch lat, która doprowadziła do zmiany władz w Armenii, ale nie skutkowała zmianą geostrategicznej orientacji kraju, który nadal pozostaje w orbicie wpływów Moskwy. Bildt jest zdania, że podobnie jak obecnie, tak i w 2018 roku, Moskwa poważnie rozważała opcje wojskowej interwencji w Armenii, ale przekonawszy się, że zmiana ekipy rządzącej i demokratyzacja systemu nie prowadzi do geostrategicznego trzęsienia ziemi odstąpiła od tego zamysłu.
I w opinii Bildta, armeńska rewolucja stanowić może punkt odniesienia i ramy zmian na Białorusi, tym bardziej, że sami Białorusini nie chcą zmiany orientacji swej ojczyzny, a jedynie mówią o demokratyzacji systemu władzy. Taka opcja winna być, w jego opinii, do przyjęcia dla Rosji, podobnie jak udział międzynarodowych obserwatorów nadzorujących nowe, zgodne ze standardami wybory. Po to aby doprowadzić do tego rodzaju scenariusza Unia, w opinii Bildta, musi bardzo precyzyjnie, niemal punktowo, adresować swoje sankcje obejmując nimi oficjeli odpowiedzialnych za represje a nie szkodzić przy okazji społeczeństwu białoruskiemu, na aspiracje, którego patrzy z sympatią. Na co może liczyć Europa? Demokratyczny rząd na Białorusi, dotrzymujący geostrategicznych umów i pozostający w rosyjskiej strefie wpływów będzie zmuszony przystąpić do reformowania zetatyzowanej i niewydolnej gospodarki, i wówczas, jak zauważa Bildt, może powstać „układ bardziej zrównoważony”, tzn. Unia wykorzystując swe gospodarcze przewagi będzie w stanie umacniać swą pozycję. Ale nie w wariancie akcesji Mińska do Unii, bo to wyklucza orientacja na Rosję, tylko wstąpienia Białorusi do WTO. Rosja winna, w propozycji szwedzkiego polityka, zgodzić się na utrzymanie geostrategicznego i wojskowego status quo na Białorusi, tym bardziej, że kolektywny Zachód winien budować przekonanie rosyjskich elit, iż popiera demokratyczne przemiany w Mińsku, ale nie dąży do uczynienia z Białorusi swej nowej „zdobyczy”. Oczywiście ten scenariusz może okazać się niemożliwy do realizacji, o ile w otoczeniu Putina zwyciężą jastrzębie widzący w każdym ruchu społecznym sprężynę i inspirację Zachodu. Po to, aby takiej ewentualności uniknąć, Bildt proponuje proaktywną postawę dyplomacji Unii Europejskiej. Jak należy rozumieć w tym wypadku proaktywna postawa może, choć tego rodzaju propozycje nie zostały otwarcie sformułowane, oznaczać sankcje wymierzone w Rosję, o ile ta chciałaby zbrojnie normalizować sytuację na Białorusi.
Bildtowi, na tego rodzaju propozycje, odpowiedzi udzielił w wywiadzie dla Radio Svoboda Fiodor Łukianow, jeden z liderów środowiska Klubu Wałdajskiego, rosyjskiego think tanku powiązanego z Kremlem. Warto przy okazji zauważyć, że redaktor periodyku Rossija v Globalnej Politikie, nie jest wcale rosyjskim jastrzębiem. Można go raczej zaliczyć do zwolennika szkoły realistycznej w polityce międzynarodowej, gdzie o kompromisach decyduje analiza układu sił i możliwości uczestniczących w rywalizacji graczy. A polityka jest, w swej istocie, odartą ze szczytnych haseł, ciągłą rywalizacją. O końcowym sukcesie, trochę jak w szachach, decyduje siła figur, zasoby pionów, inicjatywa, czyli pomysłowość gracza i realizowany plan gry oraz czas którym się dysponuje. Otóż zdaniem Łukianowa takie rozwiązanie „problemu Białorusi” jak to widzi Bildt jest, co najmniej z kilku powodów, niemożliwe. Po pierwsze, odmiennie niźli w Erywaniu, w Mińsku obóz władzy nie załamał się pod naporem protestujących, co dość zasadniczo zmienia zarówno układ sił, jak i możliwości grających. Łukianow wprost mówi, że Rosja nie jest jeszcze i być może nie znajdzie się w pozycji kiedy zmuszona zostanie do szukania płaszczyzn kompromisu i współpracy w stabilizowaniu sytuacji na Białorusi. Po drugie Zachód nie może dziś niczego Rosji proponować, dlatego że nie ma ani siły aby wymusić pożądane przezeń rozwiązania, ani wiarygodności koniecznej do przekonania adwersarzy, czyli władców Kremla. W Moskwie nadal panuje bowiem przekonanie, że Rosja zawarła z kolektywnym Zachodem porozumienie w sprawie Ukrainy, pod koniec, a nawet w przeddzień upadku Janukowycha i Europa go nie dotrzymała. I po trzecie wreszcie, zdaniem Łukianowa, podobne kompromisy Zachód – Rosja, w których można było decydować o wewnętrznej sytuacji państw pogranicza były realne 15 lat temu, ale nie są już dzisiaj, bo w Moskwie nikt w ich celowość nie wierzy. Słowa Łukianowa w gruncie rzeczy sprowadzają się do poinformowania Europy i Stanów Zjednoczonych, że w przypadku Białorusi Rosja ma inny plan, który zamierza realizować i nie ma realnych przesłanek aby wchodzić dziś z kimkolwiek w kompromisy.
Odpowiedź Timofiejewa
W dyskusję, na nieco innej płaszczyźnie, włączył się też na łamach dziennika Kommiersant Iwan Timofiejew, najlepszy rosyjski specjalista od międzynarodowych sankcji. Rosja, rosyjskie firmy i rosyjskie elity od lat im podlegają, więc doprowadziło to do powstania prawdziwej szkoły analizy dolegliwości sankcji, trybu ich wprowadzenia, sposobów omijania i blokowania niedogodnych, z punktu widzenia Moskwy, rozwiązań. Zdaniem Timofiejewa jeśli idzie o Białoruś, to ani Unia Europejska, ani Stany Zjednoczone nie muszą wprowadzać żadnych nowych rozwiązań. Wystarczy, że rozszerzą te, które zostały wdrożone w roku 2012 (Unia) i 2016 (USA). Można to zrobić niemal automatycznie, obejmując tymi posunięciami zarówno białoruskie firmy pracujące na rzecz reżimu, jak i osoby ten reżim podtrzymujące. Ale, jak zauważa Timofiejew, niezależnie od groźnej retoryki, Zachód tego rodzaju kroków nie czyni. Dlaczego? Jego zdaniem przede wszystkim dlatego, że w europejskich stolicach, ale również w Waszyngtonie brak jest dziś pewności kto wygra w białoruskim starciu. Optymalnym dla Zachodu byłby sukces opozycji i obalenie Łukaszenki, ale równie realny jest scenariusz umocnienia reżimu. A w takiej sytuacji pochopne objęcie go sankcjami oznacza wpychanie Mińska w objęcia geostrategicznych rywali, czyli Rosji i Chin. I to, zdaniem Timofiejewa, jest podstawowy powód, dla którego nie należy spodziewać się twardych sankcji wobec Mińska. Co innego jeśli idzie o Moskwę, tutaj Zachodowi, w opinii rosyjskiego specjalisty nie zabraknie bezkompromisowości. „Stany Zjednoczone i UE mogą z powodzeniem odegrać się na Moskwie. – pisze Timofiejew. - Jeśli Rosja w takiej czy innej formie użyje swoich sił w stosunku do białoruskich protestów, sankcje wobec Rosji prawdopodobnie nastąpią natychmiast.” W jego opinii na Kremlu doskonale zdają sobie sprawę z takiej perspektywy i w związku z tym wcale nie spieszą się podejmować radykalne działania, tym bardziej, że mają niemało innych narzędzi oddziaływania.
Obraz, który się wyłania z tej wymiany opinii w sprawie Białorusi i przyszłości białoruskiej rewolucji jest dość pouczający. Póki nie nastąpi wydarzenie, które można by uznać za „game changer” ani Stany Zjednoczone, ani Unia, ani tym bardziej Rosja czy Chiny, nie zdecydują się na bardziej radykalne ruchy. Innymi słowy – wielcy gracze obserwują sytuację. Bildt sformułował płaszczyznę kompromisu z Rosją, jeśli Łukaszenka upadnie. Wówczas rozpocznie się aktywna faza rozgrywki, jeśli obecny reżim utrzyma swe pozycje, będziemy świadkami wojny pozycyjnej. Jak długo może ona potrwać? Nie wiadomo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/515822-rozgrywka-o-bialorus-jeszcze-sie-nie-zaczela