Partia Demokratyczna oficjalnie wysunęła swych kandydatów na stanowiska prezydenta i wiceprezydenta USA. Zostali nimi Joe Biden i Kamala Harris. Jeszcze nigdy w historii Ameryki nie było w wyścigu do Białego Domu bardziej proaborcyjnego tandemu. Zarówno on, jak i ona są zwolennikami aborcji do dziewiątego miesiąca ciąży. Ich partyjny kolega, gubernator stanu Nowy Jork – Andrew Cuomo doprowadził w zeszłym roku do zalegalizowania na swym terytorium prawa umożliwiającego zabijanie dzieci właśnie w dziewiątym miesiącu życia płodowego. Podpisując ustawę, promieniał wręcz ze szczęścia.
Joe Biden, podobnie jak Cuomo, jest katolikiem. W swej karierze w Kongresie (a zasiadł w Senacie po raz pierwszy w roku 1973) wielokrotnie opowiadał się za ochroną życia nienarodzonych, jednak z czasem jego stanowisko ewoluowało: od pro-life do pro- death. Kandydując jako wiceprezydent u boku Baracka Obamy w 2008 i 2012 roku był już zwolennikiem aborcji, jednak nie do dziewiątego miesiąca. W ostatnim czasie zmienił jednak zdanie i dziś opowiada się publicznie za „aborcją przez częściowe urodzenie”.
Ewolucja Partii Demokratycznej
Metamorfoza Bidena ilustruje szerszy proces, jakim jest światopoglądowa ewolucja Partii Demokratycznej, coraz częściej nazywanej w Ameryce Partią Śmierci. Ideowo przesuwa się ona z centrum na pozycje skrajnie lewicowe. Sprawa nieograniczonego dostępu do aborcji stała się dla niej podstawowym punktem odniesienia, wręcz kamieniem probierczym wszelkiej działalności publicznej. W swym programie sprzeciwia się ona jakimkolwiek
federalnym i stanowym projektom, które próbowałyby ograniczyć kobietom „prawo do zdrowia reprodukcyjnego” (takim zręcznym eufemizmem określa się zabijanie dzieci w łonach matek).
Na tle koniunkturalnego Bidena żarliwa Kamala Harris jawi się niemal jako apostołka aborcji, dla której jest to sprawa życiowej misji. Jej gorliwość, by nie wygasła, od lat podsycana jest jednak hojnymi datkami od „death industry”. Jej kampanie wyborcze finansowane były bowiem przez największego giganta aborcyjnego w USA, czyli Planned Parenthood.
Charakterystyczne było jej postępowanie jako prokuratora generalnego Kalifornii, gdy organizacja o nazwie Centrum Postępu Medycznego ujawniła za pomocą nagrań ukrytą kamerą, że Planned Parenthood handluje organami pobranymi od dzieci abortowanych w klinikach, co w świetle prawa jest nielegalne. Kamala Harris, zamiast zająć się aborcyjnym gigantem, wzięła pod lupę… Centrum Postępu Medycznego.
Nie trzeba chyba dodawać, że Biden i Harris są również zwolennikami nadawania przywilejów małżeńskich parom jednopłciowym oraz wprowadzania w życie postulatów lobby LGBTQ.
Co na to elektorat?
W związku z tymi nominacjami pojawia się jednak pytanie: jak do ewolucji ideowej Partii Demokratycznej odniesie się elektorat tego ugrupowania? Czy wszyscy są tam zwolennikami opcji pro- death? Czy wszyscy popierają aborcję do dziewiątego miesiąca ciąży? Czy godzą się na implementowanie do życia publicznego rozwiązań wynikających z teorii o wielości i zmienności płci?
Z badań opinii publicznej wynika, że 79 proc. Amerykanów jest przeciwnych tzw. późnym aborcjom. Wśród wyborców Partii Demokratycznej jedna trzecia deklaruje się jako zwolennicy pro- life. Czy ekstremizm Bidena i Harris odstręczy ich od głosowania na ten duet?
Warto przypomnieć, że Partia Demokratyczna była tradycyjnie ugrupowaniem, które popierała większość katolików. Amerykanie o włoskich, irlandzkich czy polskich korzeniach zazwyczaj oddawali swój głos właśnie na kandydata tej formacji. Zaczęło się to zmieniać dopiero na początku XXI wieku wraz z prezydenturą George’a W. Busha, który jako pierwszy republikański prezydent przekonał do siebie większość katolików. Główną przyczyną był właśnie spór o aborcję i kwestie światopoglądowe, które wówczas dla wielu stały się pierwszoplanowe.
Zaniepokojona tym stanem rzeczy grupa 105 znanych działaczy Partii Demokratycznej, piastujących obecnie lub w przeszłości stanowiska z wyboru, skierowała list otwarty do władz ugrupowania z żądaniem zmiany stanowiska w sprawie ochrony życia. Ich zdaniem proaborcyjny ekstremizm Bidena i Harris może odstraszyć wielu potencjalnych wyborców i pchnąć ich w objęcia republikanów.
Kierownictwo zignorowało jednak ten apel, stawiając w kampanii wyborczej na takie twarze, jak Michelle Obama, Bernie Sanders, Alexandria Ocasio-Cortez czy Andrew Cuomo – wszyscy znani jako ci, którym ugrupowanie zawdzięcza dziś swój przydomek Partia Śmierci.
Zaproszenie dla przedstawicieli wyznań
Demokraci zdecydowali się też na inny manewr. Na swą ostatnią konwencję wyborczą w Milwaukee zaprosili przedstawicieli różnych wyznań religijnych, którzy swą obecnością mieli legitymizować poparcie dla programu partii. Wśród zwolenników tandemu Biden-Harris znaleźli się więc m.in. Neelima Gpnuguntla z hinduskiej wspólnoty z Dallas, Jeanette Salguero z latynoskiego zboru protestanckiego w Nowym Jorku, imam Noman Hussain z meczetu w Milwaukee czy rabin Sharon Kleinbaum z synagogi w Nowym Jorku. Żadna z tych osób nie jest reprezentatywna dla swego wyznania, natomiast łączy je jedno: popierają aborcję na życzenie, przywileje małżeńskie dla par jednopłciowych oraz ideologię LGBTQ.
Wśród zaproszonych mówców na konwencji Partii Demokratycznej znalazły się również dwie osoby konsekrowane z Kościoła katolickiego: siostra Simone Campbell oraz jezuita ks. James Martin – najbardziej znany homolobbysta wśród duchownych, objeżdżający świat ze swoimi pogadankami na temat dobrodziejstw homoseksualizmu dla ludzkości. Obecność tej dwójki spowodowała, że amerykański Episkopat wydał oświadczenie, iż Kościół katolicki nie wysyłał do Milwaukee swojego przedstawiciela oraz nie udzielał nikomu tam swojego poparcia.
Wkrótce potem kardynał Timothy Dolan z Nowego Jorku ogłosił, że pojawi się w przyszłym tygodniu na konwencji Partii Republikańskiej, gdzie ogłoszona zostanie oficjalnie kandydatura Donalda Trumpa, być odmówić tam modlitwę błogosławieństwa. Zapytany, dlaczego wybrał jednych, a odmówił drugim, hierarcha odpowiedział, że gdyby został zaproszony przez Demokratów, to by do nich również przyjechał, ale nie otrzymał zaproszenia.
Trudno odebrać ten gest inaczej niż poparcie amerykańskiej hierarchii katolickiej dla obozu republikańskiego. Tym bardziej, że tandem Trump-Pence jest najbardziej antyaborcyjnym duetem w Białym Domu w historii USA. Otwarte pozostaje jednak pytanie, dla ilu wyborców sprawa łamania piątego przykazania Dekalogu „Nie zabijaj” okaże się ważniejsza od kwestii socjalnych, ekonomicznych czy politycznych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/514222-zlowieszczy-duet-na-czele-partii-smierci