Gérard Araud, były francuski ambasador przy ONZ i w Stanach Zjednoczonych, zamieścił wczoraj tweeta, w którym pisze, że „Białoruś jest typowym dla XXI wieku wyzwaniem w zakresie polityki zagranicznej. Z jednej strony społeczeństwo obywatelskie domagające się zmian, z drugiej, geopolityczne ograniczenia. Ignorując te ostatnie skazujemy na porażkę pierwsze. Kolejny raz ilustruje to wagę dialogu z Rosją”.
Pogląd wpływowych dyplomatów z Zachodu
Wywiązała się dyskusja, w której Araud zyskał nawet wpływowych sojuszników w rodzaju Wolfganga Ischingera, szefa Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, również byłego ambasadora swego kraju w Stanach Zjednoczonych, a przy tym zwolennika dialogu z Moskwą, o czym wielokrotnie zresztą mówił publicznie. Francuski dyplomata, na którego wylała się fala polemicznych wpisów, głównie z naszej części kontynentu, dzielnie bronił swych racji pisząc, że „ograniczenia geopolityczne nie są ani moim wyborem, ani opinią ale rzeczywistością. Nie mylmy analizy z poparciem. Stwierdzając, że tak długo jak Zachodni Europejczycy nie chcą walczyć dla Białorusi, powinniśmy zgodzić się co do tego jaka polityką będzie realistyczna i najlepsza”. Ischinger, który poparł ten pogląd, napisał, że myślenie, iż „my Niemcy i inni, będziemy gotowi wziąć na siebie ryzyko w sprawie Białorusi” jest najgorszą z możliwych form samooszukiwania się. Później niemiecki dyplomata nieco łagodził swoje stanowisko argumentując, że chodzi właśnie o to aby „opcje militarne” zarówno dla Rosji jak i NATO nie były rozważane i dlatego potrzebny jest dialog, Zachodu, Polski a może również Stanów Zjednoczonych z Rosją.
Mamy zatem dość jasno zarysowany pogląd wpływowych zachodnioeuropejskich dyplomatów. Jak można wnosić z zachowania rządów europejskich tego rodzaju myślenie na Zachodzie jest dość powszechne. Sens tego rozumowania opiera się na kilku dość oczywistych założeniach, z których zgoda co do pierwszego implikuje wnioski i kolejne tezy. Z grubsza, ten tok myślenia można rekonstruować w sposób następujący: A. Dla Rosji Białoruś jest partnerem o znaczeniu strategicznym; B. w związku z tym Moskwa nie dopuści do powtórzenia scenariusza ukraińskiego i „przejścia” Mińska do obozu Zachodniego; C. Aby uniknąć takiego rozwoju wydarzeń Rosja może uciec się do interwencji militarnej; D. Zachód nie rozważa możliwości adekwatnej, tj. również militarnej reakcji na takie posunięcia w związku z tym trzeba z Rosją rozmawiać, aby jej uniknąć. Kluczowe w tych rozważaniach jest przekonanie o prawdopodobieństwie rosyjskiej agresji zbrojnej. Jeśli ona nie nastąpi albo jej prawdopodobieństwo jest niewielkie, to po co i o czym debatować teraz z Kremlem? Oczywiście debatować w sprawie sytuacji na Białorusi, a nie w innych istotnych kwestiach.
Tok myślenia Rosji
Rozważmy zatem rosyjski tok myślenia, czyniąc zastrzeżenie, że sytuacja na Białorusi może się zmieniać, nawet bardzo szybko, i to, co dzisiaj wydaje się niemożliwe, albo mniej prawdopodobne, za dwa tygodnie być może nie będzie już takie. Ale o rozmowach mówimy dzisiaj, dzisiaj kanclerz Merkel ma dzwonić do Putina.
Warto zwrócić uwagę jak w środowisku rosyjskich komentatorów ocenia się to, co się stało w Mińsku i innych białoruskich miastach. Panuje tam pogląd, iż obecna faza białoruskich protestów, zwłaszcza jej skala i intensywność, nie jest związana z fałszerstwami wyborczymi ale z rozmiarami represji, które miały miejsce w czasie pierwszych trzech dni po głosowaniu. A zatem te dwa wydarzenia trzeba, również w sensie politycznym, oddzielić. Po wyborach protestowała młodzież, wielkomiejska elita, co czyniło je trochę podobnymi do wystąpień rosyjskich – podobnymi, a przez to z politycznego punktu widzenia niegroźnymi. Reakcja władz, brutalne bicie ludzi, wzburzyło bierne w swej masie do tej pory społeczeństwo, przede wszystkim robotników i średnie pokolenie. A to zmieniło naturę i skalę protestu oraz dowiodło, że Łukaszenka zatracił, jak pisze wielu rosyjskich ekspertów i komentatorów, zarówno instynkt polityczny jak i kontakt z rzeczywistością. Potwierdziło się to wczoraj, w trakcie spotkania z robotnikami w mińskiej fabryce sektora zbrojeniowego. Rosyjscy komentatorzy są zdania, że polityczny plan przedstawiony przez Łukaszenkę – zmiana w konstytucji, referendum zatwierdzające i dopiero potem wybory - zarówno do parlamentu jak i prezydenckie, został przez naród białoruski odrzucony, o czym świadczą rozlewające się dzisiaj strajki.
Jakie opcje?
A zatem jakie Rosja ma przed sobą opcje? Ze wszystkich „leżących na stole” wariantów najmniej korzystnym jest interwencja zbrojna. Piszą o tym wszyscy. Fiodor Łukianow z Klubu Wałdajskiego mówi, pytany o taką perspektywę, „uchowaj Boże”. Dmitrij Trenin z Carnegie jest zdania, że byłaby to katastrofa, wykluczają tego rodzaju wariant naczelny „Nizawisimej Gaziety” i stronnik mera Moskwy Sobianina Konstantin Riemczukow, wpływowi komentatorzy „Kommiersanta” Dmitrij Drize i Maksym Jusin, ale nawet otwarcie nacjonalistyczna i wielkoruska „Komsomolska Prawda” nie jest zwolennikiem interwencji zbrojnej, czy nawet wysłania tam, o czym się mówi od kilku dni Rosgwardii Zołotowa, aby rosyjskimi pałkami utrzymała porządek. Nawet Sergiej Markow, prokremlowski polit-technolog, który jest zdania, że właśnie na Białorusi ma miejsce przewrót pro-zachodni, organizowany przez polskie służby specjalne, jest przekonany, że nie ma powodu aby wprowadzać rosyjskie wojska.
Dominującym wśród rosyjskich ekspertów i analityków dziś poglądem na temat tego, jak winna wyglądać polityka Kremla jest przekonanie, że z jednej strony, w jego interesie jest inicjowanie i kontrolowanie procesu politycznego, który doprowadzi do kontrolowanego oddania władzy przez Łukaszenkę, a z drugiej, wspieranie tych sił politycznych naszego wschodniego sąsiada, które uznać można za prorosyjskie. Przy czym nie chodzi tu o ideologiczne czy deklaratywne zbliżenie, ale realną grę sił i interesów. Do tej kategorii zalicza się prorosyjskie sympatie części ludności, lecz przede wszystkim gospodarcze aktywa i atuty, którymi Rosja dysponuje i które może i powinna wykorzystywać. W tym sensie stawianie na konia (Łukaszenka), który nie dojdzie do mety, byłoby - zdaniem większości uczestniczących w rosyjskiej debacie - błędem. Wolne wybory, w których wezmą udział dziś siedzący w więzieniu, w tym Wiktor Babaryko, pragmatyczny manager, przez wiele lat kierujący kontrolowanym przez Gazprom bankiem, z szansami na wyborczy sukces, może być gwarantem utrzymania przez Rosję wpływów. Za takim scenariuszem przemawia też rzetelnie przeprowadzony rachunek potencjalnych zysków i strat, z uwzględnieniem kosztów. Z różnych opcji politycznych interwencja zbrojna jawi się dziś, w oczach rosyjskiej elity, wariantem najmniej kuszącym. Kontrolowany proces przekazania władzy i objęcia jej przez polityka najmniej antyrosyjskiego, teoretycznie najlepszym. Doświadczenia Okrągłego Stołu w Gruzji, kiedy to Rosja doprowadziła do odejścia Szewardnadze, co utorowało drogę do rządów Saakaszwilego, nie są zachęcające, ale jaka jest inna perspektywa?
O czym dyskutuje się w Moskwie?
Warto wiedzieć o czym dyskutuje się w Moskwie. Tu trzeba zgodzić się z postulatem Gérarda Araud, aby nie mylić analizy z poparciem. Tylko, że właśnie rzetelna analiza podpowiada, iż rosyjskie elity właśnie oceniają koszty każdego z ewentualnych scenariuszy. W przypadku interwencji zbrojnej, oczywiście obok tego, iż nie rozwiązuje ona białoruskich problemów, za to na trwale może zwrócić przeciw Rosji tamtejsze społeczeństwo, po stronie kosztów zaliczyć należy możliwą izolację polityczną i gospodarczą Federacji Rosyjskiej. A zatem, jeśli Zachód chce w sposób przejrzysty i nie budzący wątpliwości odwieść Moskwę od tego rodzaju postępowania, to winien nasilać presję. Rozmowy z Rosją, z jednej strony, mogą być odczytane na Kremlu jako element słabości, z drugiej, jako propozycję przejęcia przez Kreml politycznej inicjatywy, trochę na wzór tego, co się stało w ubiegłym roku w Mołdawii i doprowadzenia do usunięcia Łukaszenki. Logicznie rzecz biorąc, nasilanie presji Zachodu wobec Moskwy jest lepszym gwarantem powstrzymania się Putina przed realizacją niepożądanego scenariusza wobec Białorusi. Oczywiście o ile Zachód jest w stanie taką presje wywierać. I tu, jak się wydaje, mamy problem. W rosyjskich mediach znaleźć można głosy mówiące o tym, że bardziej radykalne działania Unii Europejskiej już były blokowane przez Grecję i Węgry. Z tego co piszą wpływowi dyplomaci Niemiec i Francji, też nie przeziera skłonność do zajęcia twardej wobec Rosji postawy. Wydaje się zatem, że jeśli mamy do czynienia z geopolitycznymi uwarunkowaniami, to raczej nie w związku z Rosją, a z postawą głównych graczy na Zachodzie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/513864-geopolityczne-ograniczenia-bialoruskiej-rozgrywki