W ciągu dwóch dni, dzisiaj i wczoraj, Łukaszenka dwukrotnie rozmawiał z Putinem. Niewiele wywnioskować można z lakonicznych komunikatów Kremla, które zostały opublikowane po tych rozmowach, ale spróbujmy.
Wczoraj informowano, że rozmowa odbyła się z inicjatywy Białorusi oraz poświęcona była sytuacji w kraju. Jak głosi komunikat obie strony „wyraziły przekonanie, że problemy które wynikły zostaną wkrótce uregulowane”. W komunikacie pojawił się też zapis głoszący, iż najważniejsze jest aby tych „problemów” nie wykorzystały „siły destrukcyjne” chcące zaszkodzić współpracy Rosji i Białorusi w ramach wspólnego państwa. Pozytywnie oceniono też współpracę resortów siłowych obydwu krajów w związku z powrotem do Rosji 32 „Wagnerowców”. Na koniec, co w rosyjskich oficjalnych wystąpieniach ostatnich dni w związku z Białorusią jest już rutyną znalazł się, mogący być różnie interpretowany, zapis o pogłębieniu sojuszniczych stosunków, co w pełnej mierze odpowiada interesom „braterskich” narodów Rosji i Białorusi.
Jak ujawnił szef moskiewskiej stacji radiowej Echo Moskwy Aleksiej Wieniediktow rozmowa trwała 45 minut i ponoć to Łukaszenka głównie mówił a Putin słuchał. O jej treści też wiemy wyłącznie z opowieści tego pierwszego. Białoruski dyktator powiedział Agencji Biełta, że „mamy umowę z Federacją Rosyjską w ramach wspólnego państwa i ODKB.” Zdaniem Łukaszenki obecnie Białoruś jest obiektem agresji obcych państw, która przejawia się zorganizowaniem kolorowej rewolucji i w związku z tym mogą mieć zastosowanie te artykuły Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB) które przewidują udzielenie pomocy wojskowej.
„Białoruś może zwrócić się o pomoc do ODKB”
Niedługo po informacji Biełty, depeszę poświęconą tej sprawie zamieściła również rosyjska RIA-Novosti. To co zwróciło uwagę obserwatorów, to przytoczona wypowiedź sekretarza prasowego tego bloku Władimira Zajnetdinowa, który powiedział, że „Białoruś może zwrócić się o pomoc do ODKB jeśli republice zagraża zewnętrzne niebezpieczeństwo”. Opinię tę zinterpretowano jako zwrócenie uwagi, że brak jest obecnie przesłanek aby mówić, iż Białoruś stała się celem zewnętrznej agresji, a przez to nie ma podstaw do interwencji zbrojnej. Tym bardziej, że w dalszej części swej wypowiedzi zwrócił on uwagę, iż decyzja w tej sprawie musi zostać podjęta jednogłośnie przez wszystkie państwa członkowskie. Nawiasem mówiąc do tej pory jeszcze nie zdarzyło się aby organizacja podjęła tego rodzaju decyzję.
Niektórzy białoruscy politolodzy, tacy jak Artyom Shraibman, są zdania, że przed interwencją wojskową Rosję powstrzyma co najmniej kilka powodów. Shraibman wymienił ich 10. Po pierwsze Rosja, w jego opinii, nie ma w zwyczaju wspierania upadających dyktatorów, którzy nie cieszą się poparciem we własnym kraju. Oczywistym wyjątkiem jest Syria, ale tam trwała wojna domowa, co nie ma miejsca na Białorusi. Po drugie, jak potwierdzają ostatnie badania opinii publicznej przeprowadzone przez Instytut Socjologii białoruskiej Akademii Nauk, w kraju nie ma liczącego się poparcia dla opcji „wejścia w skład Rosji”, a to oznacza, że powtórka z Krymu, gdzie ludzie poparli rosyjskie zaangażowanie nie jest możliwa w przypadku Białorusi, która jest też kilkakrotnie większa. A to oznacza, i to trzeci argument, że rosyjskiej interwencji może nie być, iż „naród który nie chce aby Rosjanie go ratowali” w dyscyplinie trzeba będzie utrzymywać przysyłając wielki liczony w dziesiątkach tysięcy, kontyngent wojskowy, co jest zarówno ryzykowne jak i niesłychanie drogie. Wreszcie wojskowa interwencja Moskwy, to poróżnienia na trwałe, na pokolenia Białorusinów i Rosjan, czyli scenariusz jeszcze gorszy od ukraińskiego. I po co to wszystko? Przecież Białoruś nie ma zamiaru wstępować do Unii Europejskiej, zresztą nikt tam jej nie chce. A koszty? Również dla rosyjskiej gospodarki, taka operacja, a zwłaszcza jej skutki, trzeba liczyć w dziesiątkach miliardów dolarów, bo Moskwa będzie musiała wziąć cały kraj na długie lata na swoje utrzymanie. Zdaniem Shraibmana Rosja raczej stawia na tych, którzy wygrywają, a nie dyktatorów popełniających błędy, których władza się chwieje. Dzisiaj miała miejsce druga rozmowa telefoniczna Łukaszenki z Putinem. Poprzedziły ją rewelacje Bloomberga o tym, że ludzie z otoczenia Łukaszenki sondowali Kreml co do możliwości ucieczki do Rosji, a także napływające z całego kraju informacje o trwających lub zapowiedzianych strajkach największych białoruskich firm. Nawet pracownicy telewizji reżimowej zbuntowali się i zapowiedzieli strajk, nie mówiąc już o robotnikach wielkich konglomeratów przemysłowych, którzy tak jak np. Bielaruskali ogłosili strajk bezterminowy, który może zakończyć się wyłącznie jeśli Łukaszenka odejdzie.
Komunikat Kremla
Po rozmowie Kreml wydał komunikat, który nieco rozjaśnia sytuację. Nie został on poprzedzony, tak jak poprzedni, informacją z czyjej inicjatywy miała miejsce rozmowa, co należy rozumieć, że tym razem to Putin zadzwonił. Jeśliby tak było, że narzuca się podejrzenie, iż o ile wczoraj Łukaszenka o coś prosił, to dzisiaj Putin oddzwonił z odpowiedzią. Warto zwrócić uwagę, że padają w komunikacie słowa o „zewnętrznej presji” wywieranej na Białoruś oraz możliwości przyjścia Rosji z pomocą przewidzianą w ramach porozumienia wojskowego (ODKB) „w razie konieczności”. Presja nie jest agresją, a „konieczność” najwyraźniej, zdaniem Moskwy jeszcze nie nastąpiła. To dlatego w komunikacie podkreśla się gotowość Moskwy przyjścia Białorusi z pomocą „w ramach zasad Traktatu o powołaniu wspólnego państwa”.
Warto też zwrócić uwagę, że udzielenie wojskowej pomocy przez ODKB jest długą biurokratyczną procedurą wymagająca jednomyślności, o którą będzie trudno, bo kandydaturę generała Zasia, rotacyjnego sekretarza stojącego obecnie na jej czele przez długie miesiące w ubiegłym roku blokowała Armenia. Odwołanie się do tej organizacji w kremlowskich komunikatach można też odczytywać w kategoriach sygnału, ale już adresowanego do ewentualnych następców Łukaszenki, który ma im przypomnieć o geostrategicznym zakotwiczeniu Białorusi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/513631-wejda-nie-wejda-bialorus-sie-zastanawia