„Te protesty uruchamiają energię społeczną. Ona nie zmieni ani władz Białorusi, ani nie wprowadzi demokracji, lecz jest to nowy jakościowo stan świadomościowy, który będzie – oby! - narastał na zasadzie kuli śniegowej” - mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl europoseł PiS Jacek Saryusz-Wolski.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Dokąd zmierza sytuacja na Białorusi? Czy w grę wchodzi „Majdan”? Czy też reżim Łukaszenki, choć wyraźnie osłabiony, uchroni się przed gniewem obywateli?
Jacek Saryusz-Wolski: Kilkanaście lat w Parlamencie Europejskim zajmowałem się Białorusią, współpracą z opozycją i społeczeństwem obywatelskim. Wydaliśmy 37 rezolucji nt. Białorusi. Nie było żadnego innego kraju na świecie, który spotkałby się z taką uwagą. Z tej perspektywy widzę te wydarzenia jako mniejsze, niż są teraz na gorąco postrzegane. Uważam, że to kolejny etap rosnącej emancypacji i dojrzałości społeczeństwa obywatelskiego, dosyć znaczący, bo do tej pory takiej skali protestów nie było, choć były już protesty, była brutalność, pobicia, więzienia i byli uchodźcy oraz więźniowie polityczni. Jest to więc kolejny krok na tej krzywej rosnącego niezadowolenia z powodu braku demokracji na Białorusi, lecz to nie jest przełom, to nie jest „Majdan”. Parametry społeczeństwa białoruskiego są inne niż społeczeństwa ukraińskiego i przede wszystkim inny jest rozmiar kraju. Kluczowym czynnikiem, o którym nikt nie mówi, jest Rosja. Inaczej rozwijałaby się walka o demokrację na Białorusi, gdyby nie wiszący miecz Demoklesa w postaci potencjalnej interwencji rosyjskiej. Są i rytualne zapewnienia oraz potępienia brukselskie…
Co więc mogłaby zrobić Unia Europejska?
Nie ma żadnego zaczynu, który dawałby perspektywę nadziei, że ten wpływ zewnętrznych czynników, generalnie Zachodu, będzie znaczący. Padają rytualne komunikaty, a propozycja, bardzo mądra i słuszna, polskiego rządu, poparta przez prezydenta Litwy, by zwołać nadzwyczajny szczyt i nadzwyczajne posiedzenie ministrów spraw zagranicznych, została zbyta. Przypomnę, że kiedy w 2008 roku dokonywała się inwazja Rosji na Gruzję, to wówczas jako przewodniczący komisji spraw zagranicznych w środku sierpnia zwołałem posiedzenie, na które wszyscy posłowie przylecieli nawet z odległych miejsc i natychmiast odbył się szczyt NATO. To wyraz lekceważenia zarówno sytuacji na Białorusi, jak i obaw oraz interesów krajów ościennych, takich jak Polska, Litwa, ale także Słowacja i pozostałe kraje bałtyckie. Nie spodziewam się zdecydowanego działania.
Co byłoby takim zdecydowanym działaniem?
Byłoby nim podjęcie inicjatywy polskiej, czyli zwołanie natychmiast tych obu gremiów i zaadresowanie problemu u źródła, to znaczy powiedzenie Rosji, że jeśli poważy się na interwencję na Białorusi, to wtedy zostanie ukarana co najmniej sankcjami. Przywrócenie sankcji na Białorusi? Oczywiście tak, to pewien standard, choć niczego nie zmieni. Natomiast oczekiwanie - wyraźne i zdecydowanie sygnalizowane - od Rosji, że powstrzyma się od działań, dałoby nową przestrzeń do kształtowania sytuacji i wtedy sądzę, że Białorusini sami urządziliby demokratycznie swój dom. Widzimy tutaj swego rodzaju hipokryzję ze strony Zachodu. Uznaje się, że Białoruś jest wyspą i nie jest pod wspomnianym rosyjskim mieczem Demoklesa, a to z kolei jest czynione w imię interesów i w imię niedrażnienia Kremla. Szef MSZ Niemiec Heiko Mass poleciał do Moskwy rozmawiać z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem o Nord Stream 2, która jest pętlą zaciskaną m. in. na szyi Ukrainy i Białorusi, a nie o tym, by Rosja powstrzymała się od działań na Białorusi. A one przecież są. Nikt nie uwierzy w bajki o Grupie Wagnera, nie mówiąc o innych działaniach z gatunku hybrydowego i gatunku operacji specjalnych, o których niekoniecznie musimy wiedzieć.
A co z białoruską opozycją? Swietłana Cichanouska wyjechała na Litwę i wiele wskazuje na to, że władze zmusiły ją jeszcze w Mińsku do nagrania oświadczenia, w którym wezwała do poszanowania prawa i wyników wyborów. Nie widać innych liderów, a protesty zdają się być bardziej oddolne. Są więc skazane na porażkę?
Nie, te protesty uruchamiają energię społeczną. Ona nie zmieni ani władz Białorusi, ani nie wprowadzi demokracji, lecz jest to nowy jakościowo stan świadomościowy, który będzie – oby! - narastał na zasadzie kuli śniegowej. I wydaje mi się, że narzekania na brak walorów przywódczych pani Cichanouskiej też nie trafiają w sedno sprawy. Nie zgadzam się więc z tezą, że źle, iż nie wystartował wyrazisty i doświadczony polityk. Dzięki temu, że była „nikim” w polityce – bez pejoratywnego znaczenia – mogła zgromadzić takie właśnie poparcie. Pamiętam start w wyborach Aleksandra Milinkiewicza i wszystkie spory pomiędzy białoruskimi partiami. Były tam różnego rodzaju konkurencje i wzajemne wojenki podjazdowe. A dzięki temu, że Cichanouska była spoza polityki, uzyskała takie poparcie i można w przenośni powiedzieć, że było to głosowanie na jej męża [znany antyrządowy bloger oraz youtuber – przyp. red.]. A co z tego wyrośnie? Trudno przesądzić, ponieważ od dawna wśród elit intelektualnych opozycji białoruskiej trwa spór na temat dwóch modeli. Modelu polskiego, czyli najpierw tworzymy ruch jak polska „Solidarność”, który zmienia sytuację, a dopiero z tego wykluwają się partie demokratyczne i powstaje nowa demokracja. Albo zaczynamy od partii politycznych, czyli model ukraiński, i ponosimy fiasko, jak za pierwszego Majdanu. Powstało jednak coś, co jest efektem tego, co kiedyś nazywaliśmy z Milinkiewiczem strategią długiego marszu. Zauważmy, że na ulice wyszli ludzie, którzy urodzili się 20 lat temu i mają już inny poziom świadomości niż Białorusini w latach 90. Teraz jest on wyższy, sądząc po tym, że protesty wybuchły nie tylko w Mińsku, ale w szeregu miejscowości oraz miast, a także po potężnej ilości ludzi, którzy demonstrują, ich odwadze oraz zorganizowaniu. To jest nowa jakość.
Czyli jest kapitał, który ma szansę wzrastać w perspektywie lat?
Tak, to droga strategii długiego marszu. Białoruś jest dziś terytorium militarnie kontrolowanym przez Rosję. Fizyczna obecność i zintegrowanie struktur wojskowych jest tak silne, że w zasadzie nie ma porównania z tym, co było na Ukrainie. Jest to związane z potencjałem Rosji do wkroczenia w każdej chwili. Osłabiony Łukaszenka jest na rękę Kremlowi. Co mogłoby zmienić sytuację? Gdyby UE zajmowała się właściwym problemem, czyli Moskwą, gdyby powiedziała Kremlowi - pozwólcie, żeby Białoruś robiła to, co chce, bez waszego wtrącania się, naszego nota bene też - myślę, że to wystarczyłoby Białorusinom, żeby – w drodze procesu, bo to nie może być prawdopodobnie jeden akt – uzyskać wolność.
Not. ak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/513035-wywiad-saryusz-wolski-protesty-na-bialorusi-to-kolejny-krok