Kilka dni temu na łamach „The Washington Post”, dziennika otwarcie niechętnego obecnej amerykańskiej administracji, miała miejsce interesująca dyskusja na temat polityki Trumpa wobec Rosji. Z racji tematyki, siłą rzeczy winna być ona interesująca również dla nas, tym bardziej po słynnym „antychińskim” wystąpieniu Sekretarza Stanu Mike’a Pompeo w Kalifornii zawierającym, zdaniem wielu obserwatorów i komentatorów elementy, które można było odczytać jako zapowiedź nie tyle pojednania, ale poszukiwania pól współpracy z Moskwą.
Punktem wyjścia do opisywanej dyskusji był artykuł Karen De Young, komentatorki The Washington Post, znanej amerykańskiej dziennikarki, laureatki Nagrody Pulitzera, w którym zarzuciła ona administracji Trumpa niespójność w zakresie polityki wobec Rosji. Bezpośrednią przyczyną takiej oceny był opublikowany przed kilkunastoma dniami artykuł The New York Timesa, którego autorzy twierdzili, że rosyjski wywiad wynagradzał wielusettysięcznymi kwotami w twardej walucie afgańskich Talibów za zastrzelenie każdego amerykańskiego żołnierza. Chodziło w tym wypadku nie o rewelacje dziennikarzy, a raczej brak adekwatnej, zdaniem De Young, odpowiedzi na to ze strony Donalda Trumpa. Amerykański prezydent, jak sam oświadczył uznał je za fake newsy i nie poruszył tej kwestii w trakcie kilku ostatnich rozmów jakie przeprowadził z Władimirem Putinem. Dodatkowo De Young zwróciła uwagę na pewne, delikatnie rzecz ujmując, nieścisłości w oficjalnej narracji amerykańskiej administracji na temat powodów wycofania 12 tys. żołnierzy z Niemiec. O ile szef Pentagonu Mark T. Esper mówił publicznie, że decyzja taka spowodowana została potrzeba lepszego przygotowania amerykańskiego kontyngentu w Europie do polityki powstrzymywania Federacji Rosyjskiej o tyle Donald Trump w jednym ze swych tweetów, napisanych już po deklaracjach Espera wyjaśniał, że głównym motywem była chęć „ukarania” Niemiec za uporczywe uchylanie się od łożenia przynajmniej 2 % PKB na obronność. Zdaniem de Young te rozbieżności świadczyć mogą nie tylko o braku spójności polityki obecnej administracji względem Rosji, ale o wewnętrznych podziałach. Z jednej strony mielibyśmy do czynienia z zadziwiająco miękką postawą Donalda Trumpa szczególnie w osobistych relacjach z Władimirem Putinem, co mogliśmy obserwować choćby w trakcie szczytu w Helsinkach, z drugiej z twardą postawą części wyższych rangą urzędników. Nie chodzi w tym wypadku o osobistą słabość amerykańskiego prezydenta wobec władcy Rosji, ale o sprawę poważniejszą, czyli brak strategicznego podejścia do relacji amerykańsko – rosyjskich. Zdaniem publicystki The Washington Post wiele antyrosyjskich działań Białego Domu nosiło wyraźnie oportunistyczny charakter, podejmowane były pod presją Kongresu, albo po to aby zablokować inicjatywy legislatywy. De Young przywołuje w swym tekście opinie Thomasa Grahama, dyrektora w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego odpowiadającego za Rosję, który za czasów Busha jr. kierował strategicznym dialogiem Białego Domu i Kremla. Jego zdaniem to czego brakuje obecnej polityce amerykańskie wobec Rosji to jasno określonych celów strategicznych, tego co chce się osiągnąć. „Prócz ich kapitulacji, nie wiem – powiedział Graham – co administracja Trumpa chciałaby osiągnąć, mając na uwadze Rosjan.”
Wystąpienie O’Briana
Z artykułem polemicznym wobec głosu publicystki wystąpił Robert C. O’Brian, doradca prezydenta Trumpa ds. Bezpieczeństwa Narodowego. Jest on w gruncie rzeczy długą listą zastosowanych wobec Rosji za czasów Trumpa sankcji, restrykcji i ograniczeń, co ma dowodzić zdaniem piszącego, że nie wytrzymuje krytyki posądzanie ją o „miękkość” czy chybotliwość wobec Moskwy. W warstwie argumentacyjnej jest on w sumie dość wątły i nie wart byłby zainteresowania, gdyby nie dwa konkludujące go akapity. Amerykański urzędnik wskazuje dwa możliwe obszary rosyjsko – amerykańskiej kooperacji. Jednym z nich są kwestie prowadzonych właśnie w Wiedniu rozmów strategicznych, którym towarzyszy wiara Waszyngtonu w możliwość zarówno osiągnięcia porozumienia amerykańsko – rosyjskiego jak i w przyłączenie się do tego dialogu Chin, drugim obszarem współdziałania są kwestie wspólnej walki z międzynarodowym terroryzmem. Wystąpienie Robert C. O’Brien kończy się czymś co można określić mianem „aktu strzelistego” ale warto cały passus przytoczyć, bo oddaje on jak można przypuszczać zachodzące w myśleniu amerykańskich elit zmiany. „Żaden prezydent od czasów Reagana – pisze O’Brien - nie okazał Moskwie takiej stanowczości. Podobnie jak Reagan, prezydent Trump szuka innej drogi z Rosją - takiej, w której Rosja powstrzymuje się od agresji za granicą i staje się przyjaznym partnerem Stanów Zjednoczonych i Europy. W takim świecie sankcje nałożone na Rosję byłyby niepotrzebne, a handel między naszymi krajami kwitłby. Rosjanie, Amerykanie i świat wszyscy skorzystaliby na takim związku.”
Amerykańskie elity nie chcą resetu
Komentując na łamach rosyjskich mediów tę wymianę zdań, Andriej Kortunow, znany ze swych dość liberalnych zapatrywań ekspert kierujący Radą ds. Polityki Zagranicznej, jednego z głównych think tanków aktywnych na tym polu w Rosji napisał, że dyskusja ta skłania do poglądu, iż amerykańskie elity w gruncie rzeczy nie chcą nowej formuły resetu we wzajemnych relacjach, a jedynie debatują jaka polityka wobec Moskwy może być bardziej skuteczna. A to, w jego opinii, oznacza, że niezależnie od tego kto wygra w listopadzie, konfrontacyjny kurs Stanów Zjednoczonych wobec Rosji zostanie utrzymany.
Jednak Władimir Batiuk, ekspert Instytutu Stanów Zjednoczonych i Kanady Rosyjskiej Akademii Nauk jest odmiennego zdania. W jego opinii „ogłaszając 23 lipca ustami sekretarza stanu USA Mike’a Pompeo nową zimną wojnę z Chinami, Amerykanie nieświadomie zwiększyli znaczenie czynnika rosyjskiego w sprawach międzynarodowych. Ameryka nie może sama zmiażdżyć chińskiego kolosa, więc potrzebuje partnerów i sojuszników, w tym Rosji.”
Co ciekawe kilka dni temu, przywoływany przez De Young Thomas Graham wraz z Dmitrijem Treninem, znanym rosyjskim ekspertem ds. polityki zagranicznej, szefem moskiewskiego Centrum Carnegie, napisali na łamach periodyku Survival, zajmującego się kwestiami strategicznymi, długi artykuł na temat nowego modelu relacji amerykańsko – rosyjskich. Punktem wyjścia ich rozważań jest przekonanie o braku dążenia i realnej perspektywy resetu we wzajemnych relacjach, to jest bowiem zdaniem obydwu myślicieli, w obliczu strukturalnych różnic, nierealistyczna, z drugiej jednak akcentuje potrzebę szukania obszarów współpracy i współdziałania. Choćby o to, aby dwa mocarstwa nuklearne wypracowały formułę strategicznego dialogu, którego brak równa się sprowadzeniu na świat wielkiego ryzyka. Symbolicznie ten nowy model można byłoby porównać do funkcjonującego w pierwszej połowie lat 70-tych ubiegłego wieku, gdzie rywalizacja między blokami nie zniknęła, ale przyjęła bardziej cywilizowane a przez to bezpieczniejszą formułę. Punktem wyjścia musiałoby być zaakceptowanie przez Stany Zjednoczone „odmienności” Rosji. Należy przez to rozumieć inne podejście do kwestii bezpieczeństwa, suwerenności i interesu narodowego. W praktyce miałoby to oznaczać wyzbycie się wiary amerykańskich polityków na demokratyzację Rosji i zaprzestanie wspierania przemian obywatelskich, w tym finansowania działań, zmierzających w tym kierunku. Jeśli idzie o kwestie bezpieczeństwa to w obszarze europejskim Waszyngton musiałby pogodzić się z daremnością polityki wejścia Gruzji i Ukrainy do NATO, na co Rosja musiałaby odpowiedzieć próbą budowania wielostronnych koalicji stabilizujących sytuację w regionach zapalnych, w państwach położonych na jej granicach i na Bałkanach. Ta wielostronność, żeby nie było w tej materii wątpliwości, nie oznacza dopuszczenia do współkształtowania sytuacji państw regionu. raczej Autorzy wystąpienia proponują raczej zaproszenie Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec, czyli wielkich mocarstw. Zupełnie inaczej niźli w kwestiach Arktyki, gdzie w wypracowaniu formuły współpracy miałyby być zaangażowane wszystkie Państwa Arktyczne, czy w zakresie sytuacji na Bliskim Wschodzie. Koncepcja nie jest szczegółowo rozwinięta, ale sprawia wrażenie propozycji potraktowanie Europy Środkowej i Wschodniej w kategoriach rosyjskiej uprzywilejowanej strefy wpływów, bo jedynymi koncesjami, na które Moskwa musiałaby się zgodzić jest stabilizacja sytuacji w tych państwach, które właśnie w wyniku działań Rosji są wewnętrznie podzielone. Propozycji tego rodzaju jest zresztą więcej. Wszystkie one oznaczają wspólną, tj. amerykańsko – rosyjską próbę budowania w różnych miejscach świata koalicji wielostronnych które starałyby się rozwiązywać istniejące problemy. Chiny zostałyby w obliczu takiego rozwoju sytuacji zmuszone do współpracy na wielu polach, również w zakresie dialogu strategicznego.
Jeśli tak miałaby wyglądać nowa amerykańska strategia wobec Rosji, to warto byłoby z tak zarysowaną koncepcją, która godzi w nasze interesy narodowe, podjąć polemikę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/512126-amerykanscy-eksperci-debatuja-na-temat-strategii-wobec-rosji