Swietłana Cichanouska, główny obecnie polityczny rywal prezydenta Łukaszenki w zaplanowanych na 9 sierpnia wyborach, na której wiece przychodzą tysiące ludzi, nawet w niewielkich prowincjonalnych ośrodkach wschodniej Białorusi, opublikowała na swej właśnie uruchomionej stronie program wyborczy. Jeśli idzie o kwestie polityki zagranicznej to jest on więcej niż skromny. Właściwie ogranicza się do trzech zdań. W pierwszym z nich Cichanouska napisała, że niepodległość jest wartością absolutną i na ten temat nie będzie dyskusji, targów, ani tym bardziej nie stanie się ona przedmiotem jakichkolwiek transakcji. W drugiej maksymie programowej kandydatka napisała, że Białorusini są ludźmi nastawionymi pokojowo i w związku z tym kraj będzie przyjaźnił się ze wszystkimi, oczywiście dbając o własne interesy. I po trzecie, co jest już deklaracją nieco bardziej wyrazistą. „Musimy stworzyć – napisała - partnerstwo na równych zasadach, a nie uzależniać kraj od gazowej lub kredytowej „igły”.
Wydaje się, że realizacja nawet tak oszczędnie zarysowanego planu politycznego oznaczać może, oczywiście jeśliby Cichanouskiej dane było rządzić krajem, przełom w polityce Białorusi. Wydaje się to jednak, niezależnie od tego, iż na jej wiece przychodzą największe od co najmniej 10 lat tłumy, że perspektywa ostatecznego sukcesu obecnej opozycji jest dość iluzoryczna. Reżim najwyraźniej nie zamierza ustępować. Tym nie mniej warto zastanowić się jak wyglądać może w najbliższych miesiącach ewolucja zarówno obozu władzy na Białorusi jak i sytuacji w kraju.
Próbę takiej analizy podjął Andrei Yeliseyeu, niezależny politolog, kierujący EAST Center, think tankiem zajmującym się badaniem sytuacji w państwach postsowieckich. Właśnie opublikował on raport (Belarus at a Crossroads: Political Regime Transformation and Future Scenarios) na który warto zwrócić uwagę. Zdaniem Yeliseyeu pierwsze sygnały narastania na Białorusi fali niezadowolenia można już było zaobserwować w roku 2019. Fiaskiem, z punktu widzenia poprawy reputacji władzy zakończyły się 2. Igrzyska Europejskie na które Łukaszenka wydał 260 mln dolarów, co miast poprawy notowań przyniosło mu tylko w efekcie rosnącą złość społeczeństwa borykającego się z narastającymi problemami dnia codziennego. Świadectwem narastania po stronie władzy przekonania o zmniejszającej się społecznej bazie poparcia było też, zdaniem białoruskiego politologa, wykluczenie w trakcie ubiegłorocznych listopadowych wyborów parlamentarnych nawet tak wątłej jak wcześniej reprezentacji opozycji i przyjęcie opcji całkowitej kontroli tego ciała przedstawicielskiego. Ruch ten, zdaniem Yeliseyeu, był wynikiem przeświadczenia, że nawet niewielka opozycja może być potencjalnie groźna. Ta ewolucja obozu władzy pogłębiła się w kolejnych miesiącach i związana też była z objęciem funkcji szefa administracji prezydenckiej przez generała KGB Ihara Siarhyenkę. Zaczęła się też zmieniać narracja władz. Nie chodzi w tym wypadku o zauważoną również w Polsce retorykę pro-niepodległościową Łukaszenki, ale wzrost liczby nawiązań i odniesień w publicznych wypowiedziach prezydenta do sfery wojskowej. Zmiana rządu i faktyczne objęcie kierownictwa gabinetu przez ludzi wywodzących się z sektorów siłowych jest potwierdzeniem tezy, którą stawia Yeliseyeu, że w gruncie rzeczy na Białorusi w ostatnich miesiącach mamy do czynienia z militaryzacją obozu władzy. Nawet w jej obrębie możemy obserwować wzrost znaczenia ludzi takich jak generał KGB Ivan Tertel, który sprawuje funkcję wicepremiera i szefa Komisji Kontroli Państwowej. Tertel też jest oficerem który kierował „rozpracowaniem” głównego do niedawna wyborczego przeciwnika Łukaszenki, czyli byłego prezesa BiałgazpromBanku Wiktara Babarykau. Wpływy Tertela są jednak znacznie szersze. W połowie czerwca Łukaszenka zaproponował wprowadzenie do konstytucji zmian polegających na oficjalnym zakazie sprawowania funkcji prezydenta tym, którzy nie służyli w armii, a kilkanaście dni później, szef białoruskiej Rady Bezpieczeństwa Andriej Rawkow, oświadczył, że współczesne konflikty zaczynają się zawsze próbą rozchwiania sytuacji wewnętrznej w kraju, który jest celem ataku. I dlatego wojsko i przedstawiciele resortów siłowych na Białorusi będą interweniować jeśli powtórzy się sytuacja przypominająca wydarzenia roku 2010, kiedy to niezadowoleni z jawnego fałszerstwa wyborczego, ludzie protestowali na ulicach. Zdaniem białoruskiego politologa te oraz cały szereg podobnych ruchów i wypowiedzi świadczą nie tylko o rosnącym poczuciu zagrożenia obozu władzy, ale również jego ewolucji, w stronę reżimu wojskowego.
Jak to może wpłynąć na relację rosyjsko – białoruskie? Yeliseyeu zwraca uwagę na to, że między grudniem 2018 a grudniem 2019 Łukaszenka i Putin spotkali się 11 razy, prowadząc trudne, trwające nieraz 2 -3 dni negocjacje. Białoruski prezydent niewiele w trakcie tych rozmów uzyskał, co w jego opinii nadwątliło jego pozycję w oczach elity władzy w Mińsku i umożliwiło pojawienie się konkurentów powiązanych z dotychczasowym establischmentem. Jednak w ostatnim czasie, co skorelowane jest z rosnącą falą sprzeciwu społecznego wobec dalszych rządów Baćki, rozmowy z Rosją zyskały nową dynamikę. 5 czerwca odbyło się międzyrządowe spotkanie Grupy Wysokiego Szczebla, a 10 czerwca Grigory Rapota, sekretarz państwa związkowego Białorusi i Federacji Rosyjskiej doprowadził do konferencji międzyrządowej w trakcie której analizowano tzw. „karty drogowe” dotyczące integracji obydwu państw. Podpisano też, w międzyczasie, porozumienie kończące spory między obydwoma państwami w związku z importem z Rosji węglowodorów.
Yeliseyeu jest zdania, że jeśli idzie o dynamikę relacji Mińska z Moskwą, to możliwe są dwa scenariusze. Jeśli skala sprzeciwu społecznego po wyborach 9 sierpnia będzie umiarkowana, a represje władz nie przekroczą pewnej granicy, to ekipa Łukaszenki zyska większy margines manewru wobec Rosji. Jeśli natomiast sprzeciw Białorusinów wobec wielce prawdopodobnych fałszerstw wyborczych będzie duży, to perspektywa „pogłębienia integracji” z Rosją będzie rosła. Ale tylko do pewnego stopnia. Przy wielkich protestach polityka Rosji może się zmienić. Moskwie nie zależy, w jego opinii, na całkowitej delegitymizacji Łukaszenki, bo w takich warunkach wspieranie reżimu jest w gruncie rzeczy równoznaczne z podłożeniem bomby z opóźnionym zapłonem pod relacje obydwu narodów. Wszystko zależy od skali społecznych protestów, bo to one i to w jaki sposób zareaguje na nie reżim, który obecnie upodabnia się trochę do junty wojskowej, kształtowały będą przyszłość Białorusi. Białorusini też wydają się to wiedzieć, i może dlatego na wiece wyborcze Swietłany Ciechanowskiej przychodzi coraz więcej ludzi. Wszystko to razem wzięte może niestety oznaczać, że w najbliższych tygodniach będziemy obserwować starcie zmilitaryzowanej władzy i chcącego zmian społeczeństwa. Trochę tak jak w Polsce 13 grudnia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/511062-lukaszenka-idzie-w-slady-jaruzelskiego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.