W piątek na stronie Białego Domu ukazał się komunikat, który na pierwszy rzut oka ma charakter techniczny, ale wcale takim nie jest. Co więcej, geostrategiczne znaczenie decyzji o podjęciu której obwieszczono w oświadczeniu jest trudne do przecenienia, również z polskiej perspektywy.
Chodzi o wprowadzone przez Donalda Trumpa zmiany w standardach porozumienia zawartego w 1987 roku, do którego przystąpiła zresztą także Polska, określanego mianem Reżimu Kontroli Technologii Rakietowych. Jest to dobrowolna umowa zrzeszająca dziś 35 państw świata, której pierwotnym celem było nierozprzestrzenianie środków przenoszenia broni masowego rażenia. Na czym polegają zapowiedziane zmiany? Otóż jak napisano w oświadczeniu drony bojowe, ale także rakiety, które poruszają się z prędkością do 800 km na godzinę i mają zasięg nie większy niźli 300 km i udźwig do 500 kg zostają przeniesione z grupy I do II. Różnica niby techniczna, ale w istocie rewolucyjna. O ile bowiem technologie rakietowe zaliczone do grupy I tego porozumienia nie są sprzedawane, nawet sojusznikom, bez przeprowadzenia specjalnych procedur o tyle grupa II, obejmuje wszystkie technologie i produkty, które nie podlegają tak restrykcyjnej kontroli i handluje się nimi dość powszechnie. Trzeba też wiedzieć, że w amerykańskiej nomenklaturze wojskowej drony bojowe nie są samolotami, ale należą do technologii rakietowych, dlatego handel nimi objęty jest tą umową. Nawiasem mówiąc to właśnie taka amerykańska klasyfikacja, której słuszność jest nota bene przedmiotem ożywionych dyskusji w Stanach Zjednoczonych, pozwalała Rosjanom przez lata domagać się na gruncie już nie obowiązującego traktatu INF wycofania amerykańskich dronów z Europy. Podjęta decyzja, o którą zabiegały amerykańskie koncerny zbrojeniowe ma szereg konsekwencji.
Po pierwsze warto zwrócić uwagę na wymiar polityczny podjętej decyzji. Mamy znów do czynienia z jednostronną decyzją Waszyngtonu, która jak można sądzić nie była konsultowana z sojusznikami, zwłaszcza, że w oświadczeniu zawarto wezwanie do innych państw – stron umowy aby te postąpiły podobnie. To kolejna umowa międzynarodowa, związana z całym prawnym instrumentarium kontroli zbrojeń, które zostało zbudowane pod koniec Zimnej Wojny, z której wychodzą Stany Zjednoczone. Krok ten należy rozumieć w kategoriach deklaracji Waszyngtonu i amerykańskich elit, iż ograniczenia nałożone przed laty nie odpowiadają już dzisiejszym realiom i nie leżą w interesie Stanów Zjednoczonych.
Tym bardziej, i to drugi czynnik na który warto zwrócić uwagę, że państwa takie jak Chiny, Izrael czy Turcja nie są stronami reinterpretowanej przez Waszyngton umowy i dość swobodnie handlują dronami bojowymi. Chodzi o wielki rynek, którego wartość szacowana jest obecnie przez amerykańskich ekspertów na 15,8 mld dolarów, a do końca 2029 handel dronami bojowymi według tych samych ekspertyz ma wynieść 20 mld dolarów.
W konkluzji jednego z ostatnich raportów na ten temat, przygotowanego przez Instytut Mitchella, będący badawczym ośrodkiem powiązanym z amerykańskim lotnictwem wojskowym znaleźć można przeczytać, że „Eksport bezzałogowych statków powietrznych USA (UAV) sojusznikom i partnerom w dziedzinie bezpieczeństwa ma kluczowe znaczenie dla zwiększenia interoperacyjności niezbędnej dla prowadzenia efektywnych koalicyjnych operacji wojskowych.” To, że o decyzji tego rodzaju poinformowano następnego dnia po wojowniczo antychińskim wystąpieniu Sekretarza Stanu Mike’a Pompeo być może jest kwestią zbiegu okoliczności, dobrze jednak oddaje stan ducha amerykańskich elit, myślących z jednej strony o tym jak zarobić na sprzedaży własnych rozwiązań militarnych a z drugiej już pracujących nad „koalicyjnymi operacjami wojskowymi”.
Kwestia technologii w zakresie dronów bojowych jest tym istotniejsza, że tureckie doświadczenia, zarówno z toczonych na początku roku walk w Idlibie, jak i ostatnio w Libii, pokazują, że skoordynowane, na masową skalę, użycie wojskowych bezpilotowych aparatów latających pozwala osiągnąć strategiczną przewagę na froncie. Doświadczenie tureckich sił zbrojnych jest tym istotniejsze, że Ankara odcięta była od transferu amerykańskiej technologii w tym zakresie i wszystkie konstrukcje są autorstwa rodzimej, tureckiej myśli technicznej. Jak powiedział jeszcze w 2016 roku İsmail Demir kierujący tureckim sektorem zbrojeniowym „nie chciałbym być sarkastyczny, ale chciałbym podziękować (rządowi Stanów Zjednoczonych – przyp. MB) za każdy brak zgody na nasze uczestnictwo w tych programach, bo to zmusiło nas do szukania własnych rozwiązań.” Dzisiaj, po sukcesie w Syrii, ale przede wszystkim w Libii, która stała się terenem „największej bitwy przy użyciu dronów” jaka miała miejsce w historii Turcja staje się liczącym graczem na tym nowym, strategicznie coraz bardziej istotnym rynku. Świadczy o tym choćby podpisane na początku tego roku porozumienie między Ankarą a Kijowem przewidujące zakup przez Ukrainę 12 dronów bojowych tureckiej konstrukcji.
Zniesienie ograniczeń eksportowych, bo taki jest skutek decyzji Białego Domu, dotyczy m.in. takich najpopularniejszych amerykańskich bezpilotowych dronów bojowych jak Global Hawk wyprodukowany przez koncern Northrop Grumman oraz Reaper, produkt General Atomics Aeronautical Systems Inc. Chęć ich zakupu wyraziły już takie państwa jak Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Rumunia.
Podjęta decyzja ma też wymiar antyrosyjski. Jak powiedział Christopher Ashley Ford, zastępca Sekretarza Stanu odpowiedzialny za bezpieczeństwo międzynarodowe w czasie niedawnego wystąpienia w Hudson Institute Biały Dom podjął decyzję o jednostronnej zmianie standardów umowy w obliczu niepowodzenia wielomiesięcznych negocjacji prowadzonych z innymi uczestnikami umowy, których celem było wspólne wprowadzenie zmian. Ford powiedział, że porozumienie okazało się niemożliwe w obliczu oporu „jednego kraju”, który blokował jakiekolwiek zmiany. Jak potwierdził w Departamencie Stanu rosyjski dziennik ekonomiczny Kommiersant, krajem który amerykański urzędnik miał na myśli jest Rosja.
Moskwa, która zdaniem rosyjskich ekspertów nie doceniła znaczenia wojskowego bezpilotowych aparatów latających i jest obecnie opóźniona w zakresie rozwoju tych technologii nawet w porównaniu z Turcją, nie mówiąc już o Izraelu, Chinach czy Stanach Zjednoczonych wkładała w ostatnich latach wiele wysiłków w to aby przeciwdziałać dostarczeniu amerykańskiej technologii do państw postrzeganych przez Moskwę jako obszar interesów rosyjskich. Decyzja Białego Domu może w konsekwencji doprowadzić, o ile państwa naszego regionu, staną się odbiorcą amerykańskich dronów bojowych do zmiany układu sił. I dlatego, zdawałoby się, techniczna zmiana, może okazać się posunięciem o charakterze geostrategicznym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/510827-decyzja-ktora-moze-zmienic-uklad-sil-na-wschodzie-europy