Na granicy Armenii i Azerbejdżanu od tygodnia notuje się incydenty zbrojne, które w każdej chwili mogą eskalować do konfliktu o znacznie większych rozmiarach, mogącego nawet przekształcić się w wojnę regionalną. Tylko wczoraj służby prasowe resortów obrony obydwu krajów informowały o trwającym ostrzale artyleryjskim i rakietowym nadgranicznych wiosek. W opinii rosyjskich specjalistów mamy obecnie do czynienia ze starciami na skalę ustępująca jedynie tzw. wojnie czterodniowej w 2016 roku i najintensywniejszymi od podpisanego w 1994 roku rozejmu kończącego walki między obydwoma krajami.
Ministerstwo Obrony Azerbejdżanu zagroziło atakiem rakietowym na armeńską elektrownię atomową w Mecamor, o ile Armenia zdecyduje się na uderzenie wymierzone w azerskie obiekty strategiczne. Chodzi o pojawiającą się w opiniach wielu ormiańskich ekspertów i w sieciach społecznościowych propozycję zaatakowania zapory na Zbiorniku Mingeczaurskim. Premier Nikoł Paszynian poinformował też, że siły zbrojne uniemożliwiły wtargnięcie dużego oddziału Azerskiego na terytorium Armenii. Przedstawiciel armeńskiego Ministerstwa Obrony doprecyzował w mediach, że celem ataku było strategicznie istotne wzgórze w rejonie nadgranicznym, a przeprowadziły go azerskie siły specjalne, precyzyjnie rzecz ujmując oddział „Jaszma”, co oznacza, że operacja musiała być zatwierdzona na najwyższym szczeblu.
Sytuacja w sposób wyraźny ulega zaostrzeniu. Co prawda władze w Baku odmówiły demonstrującym w centrum stolicy weteranom wojny z Armenią o Górski Karabach, którzy domagali się wydania broni i wysłania oddziałów ochotniczych na front argumentując, że siły zbrojne „poradzą sobie z sytuacją”, tym niemniej zdymisjonowany został przez prezydenta Alijewa, Elmar Mamediarow, dotychczasowy minister spraw zagranicznych, który obwiniany był o prowadzenie zbyt pasywnej polityki wobec sąsiada. Trwa też zaciąg ochotniczy do azerskiej armii. Jak informują media zgłosiło się już 4 tys. ochotników chcących walczyć z Armenią.
Wymiana ognia
Wymiana ognia artyleryjskiego zaczęła się w minioną niedzielę i trwała z przerwami przez cały tydzień. Doprowadziła ona nie tylko do ofiar, ale również, ewakuowania części ludności cywilnej z rejonów nadgranicznych. Sprawa jest dość tajemnicza, bo walki rozpoczęły się w rejonie Tovuz, czyli na odcinku granicy na którym nie ma międzynarodowych (tak jak np. w Karabachu) obserwatorów. Nie wiadomo zatem kto zaczął strzelać pierwszy, ale straty Azerbejdżanu, o których informuje portal Kavkazkij Uzieł są zastanawiające. Azerskie Ministerstwo Obrony poinformowało o śmierci generał-majora Połada Gaszimowa, oraz pułkownika i dwóch majorów. Ormianie relacjonują o śmierci dwóch oficerów i kliku rannych po swojej stronie, choć Azerowie mówią o setce zabitych przeciwników, czemu zresztą energicznie zaprzeczają Ormianie. Nieistotna w tym wypadku jest ta smutna statystyka, ani też pytanie „kto zaczął”, bo tego prawdopodobnie świat nie dowie się nigdy. Pytaniem fundamentalnym jest to czy starcia w rejonie Tovuz, a także incydenty na granicach azerskiej enklawy Nachiczewań nie przekształcą się w otwarty konflikt wojenny między obydwoma państwami na większą skalę, tak jak to już miało miejsce w czasie tzw. wojny czterodniowej w 2016 roku, poprzedzonej jesienią 2015 wymianą ognia w okolicach Tovuz. Co ciekawe, na poziomie dyplomatycznym, mamy do czynienia z niewspółmierną reakcją sojuszników obydwu państw. Otóż o ile minister spraw zagranicznych Turcji Mevlüt Çavuşoğlu poparł stanowisko Baku „na całej linii i jednoznacznie” oskarżając Armenię o wywołanie zajść, o tyle Moskwa zajęła znacznie bardziej stonowane stanowisko. Rosyjski Kommiersant zwraca też uwagę na to, że zaplanowane na poniedziałek posiedzenie rosyjskiej organizacji wojskowej ODKB do której formalnie należy Armenia i od której Erywań może oczekiwać wojskowego wsparcia najpierw zostało zapowiedziane, ale później przesunięte na czas bliżej nieokreślony. Dziennik wiąże to z postawą sekretarza organizacji generała Zasia, z Białorusi, którego nominację przez długi czas blokowali Ormianie, uważając, że jest on sympatykiem Azerbejdżanu. Chodziło o eksport białoruskiej broni do Baku. Takie wyjaśnienie tej zwłoki jest dość prawdopodobne, ale może też chodzić o to, że Rosja nie chce zajmować zdecydowanego pro-ormiańskiego stanowiska, bo z jednej strony pogorszyłoby to jej relacje z Azerbejdżanem, które są w ostatnim czasie dobre, a z drugiej z Turcją. Białoruskie władze już oświadczyły, że gdyby miało dojść do udzielenia przez ODKB pomocy wojskowej Armenii, do czego organizacja jest zobowiązana jako, że starcia mają miejsce na granicy z Azerbejdżanem, to Mińsk nie zdecyduje się na wysłanie kontyngentu wojskowego.
Teorie nt. przyczyn
Portal Jam.news specjalizujący się w tematyce z regionu przedstawił kilka teorii na temat tego jakie mogą być przyczyny obecnego zaostrzenia sytuacji na granicy armeńsko – azerskiej i jakie siły zewnętrzne mogą być w eskalacji starć zainteresowane. W świetle jednej z teorii eskalacja napięcia może zostać wykorzystana przez Rosję celem „zdyscyplinowania” nadmiernie samodzielnego premiera Armenii Nikoła Paszyniana. Dziennikarze portalu zwracają uwagę na to, iż Erywań nie wystąpił oficjalnie o udzielenie pomocy wojskowej, a rosyjski MSZ ograniczył się, w przeciwieństwie do swego tureckiego odpowiednika, jedynie do zaproponowania mediacji i pośrednictwa w rozmowach Erywania z Baku.
Spór turecko-rosyjski
Druga z analizowanych teorii mających wyjaśnić jakie są powody nagłego wybuchu starć wiąże je ze zaostrzającym się w ostatnich tygodniach turecko – rosyjskim sporem gazowym. Chodzi o ograniczenie przez Turcję zakupów rosyjskiego gazu ziemnego, co już doprowadziło do unieruchomienia jednego z dwóch gazociągów łączącego obydwa kraje. Od początku roku Turcja zmniejszyła zakupy paliwa w Rosji o 70 %, co jest równoważone wzrostem importu gazu ziemnego z Azerbejdżanu. Gazociąg Baku – Tbilisi – Erzerum, którym odbywa się transport surowca biegnie przez azerski region Tovuz, w którym miały miejsce starcia. Może chodzić zatem, zdaniem analityków z Armenii o to, że Turcja chciałaby obsadzić swoimi wojskami ten obszar, celem ochrony gazociągu.
Inne teorie, prócz oczywiście tych, które głoszą, że władze obydwu krajów są zainteresowane wzrostem napięcia na granicy bo to odwraca uwagę opinii publicznej od kryzysowej sytuacji wewnętrznej w następstwie pandemii Covid-19, głoszą, że w istocie chodzi o uzyskanie przez Turcję karty przetargowej w trwających cały czas negocjacjach z Rosją o podział stref wpływów w Libii. W świetle tej teorii starcia rozpoczęły się na granicy azersko – ormiańskiej a nie w rejonie Górskiego Karabachu, bo w przypadku tego ostatniego rejonu Turcja nie ma formalnego mandatu do interwencji, czego nie można powiedzieć o sporach granicznych między obydwoma państwami, zważywszy, że od 1921 roku, czyli od zawarcia Pokoju Karskiego Turcja jest „patronem Azerbejdżanu”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/509777-starcia-zbrojne-na-granicy-miedzy-armenia-a-azerbejdzanem