Choć od opublikowania głośnego manifestu historycznego Władimira Putina dla National Interest minęły ponad trzy tygodnie, warto wrócić do tego tekstu. Publicyści w Polsce zwrócili uwagę głównie na manipulacje i fałszerstwa historyczne, usprawiedliwiające pakt Ribbentrop-Mołotow, wybielające rolę Stalina w wybuchu II wojny światowej oraz przerzucające całą odpowiedzialność za rozpętanie tego konfliktu na Trzecią Rzeszę i inne państwa z Polską na czele.
W państwach nadbałtyckich tekst wywołał oburzenie z powodu stwierdzenia Putina, iż Litwa, Łotwa i Estonia weszły w skład Związku Sowieckiego dobrowolnie oraz w całkowitej zgodzie z normami prawa międzynarodowego.
„Podarunki od narodu rosyjskiego”
W Polsce niemal niedostrzeżony został natomiast wywiad, jakiego wkrótce potem Władimir Putin udzielił stacji telewizyjnej Rossija-1 jako dopełnienie wspomnianego tekstu. Powiedział wówczas:
Przy tworzeniu Związku Sowieckiego w umowie było zapisane prawo wyjścia, ale skoro nie była określona procedura, to pojawia się pytanie: jeśli ta lub inna republika weszła w skład Związku Sowieckiego, ale otrzymała w bagażu ogromną ilość ziem rosyjskich, tradycyjnie rosyjskich historycznych terytoriów, a potem nagle postanowiła wyjść ze składu tego Związku, to chociaż niech wychodzi z tym, z czym przyszła. I niech nie taszczy ze sobą podarunków od narodu rosyjskiego. Przecież nic takiego nie było zapisane.
Trzymając się powyższych słów Putina, należałoby zażądać od Rosji, aby zwróciła Łotwie i Estonii część terytoriów, które po aneksji tych krajów w 1940 roku zostały bezpośrednio wcielone do Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej i już nie powróciły do owych państw po odzyskaniu przez nie niepodległości w 1991 roku. Z pewnością nie o tym myślał jednak główny lokator Kremla.
W rzeczywistości Putinowi chodziło o coś innego. Tego typu postawienie sprawy to nie tylko usprawiedliwienie zagarnięcia Krymu. To także otworzenie sobie możliwości do dalszych podbojów terytorialnych w granicach dawnego Związku Sowieckiego. Problem polega bowiem na tym, że przed powstaniem ZSRS nie istniały takie niepodległe państwa, jak Kazachstan, Kirgizja, Uzbekistan, Tadżykistan, Turkmenia, Białoruś czy Mołdawia, zaś niezawisłość innych, takich jak Ukraina czy republiki zakaukaskie, okazała się krótkotrwała. Poza tym Armenia, Gruzja i Azerbejdżan nie podpisały umowy o wejściu w skład Związku Sowieckiego, lecz zrobiła ta Federacja Zakaukaska, której były one członkami.
Powtórka z Krymu możliwa
To wszystko sprawia, że władze w Moskwie mogą dziś powiedzieć, że właściwie wszystkie terytoria należące do wspomnianych krajów należały przed powstaniem ZSRS do Rosji, a więc mogą znów do niej powrócić. Sytuację komplikuje jeszcze fakt, iż już po utworzeniu Związku Sowieckiego zmieniały się jego wewnętrzne granice pomiędzy poszczególnymi republikami.
Najlepszym przykładem tego jest Krym, który został wyłączony w 1954 roku ze składu Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej i przyłączony do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Analogicznie wygląda jednak sytuacja z obwodami homelskim i mohylewskim, które zostały odłączone w latach 1924-1926 od Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej i przyłączone do Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Po upadku ZSRS nie powróciły już do Rosji, lecz pozostały w składzie niepodległej Białorusi. Dziś zamieszkane są w większości przez ludność rosyjskojęzyczną. W świetle cytowanych wyżej słów Putina aneksja tych ziem nie wydaje się niemożliwa. Historyczne uzasadnienie tego procesu zostało już sformułowane. I to na najwyższym szczeblu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/508809-putina-refleksje-nad-zmiana-granic