Dla BLM życie czarnych liczy się, kiedy stanowią oni szansę dla bojowników lewicy wykorzystania śmierci czarnych osób dla popchnięcia agendy transformacji amerykańskiego społeczeństwa. W innym wypadku są oni sprowadzani do rangi kolejnej zimnej statystyki.
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Curtis L. Hancock, wykładowca Holy Apostles College & Seminary.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Wygląda na to, że protesty, jakie wybuchły po śmierci George’a Floyda stanowią nośnik rewolucji w Stanach Zjednoczonych. Czy jest możliwe, aby stanowiły one narzędzie do implementowania neomarksistowskiej rewolucji?
Prof. Curtis L. Hancock: Protesty, z jakimi mamy obecnie do czynienia w Stanach Zjednoczonych stanowią zarówno efekt neomarksistowskich wrażliwości w kraju, jak również okazję do dalszego zachęcania do neomarksistowskich sposobów myślenia.
Od wielu lat mamy otwarcie głoszoną strategię Partii Demokratycznej “aby nigdy nie pozwolić na zmarnowanie kryzysu”. Aktywiści zatem, którzy zazwyczaj idą ręka w rękę z Partią Demokratyczną są gotowi do wykorzystania takich wydarzeń, jak tragedia i niesprawiedliwość, która spotkała George’a Floyda. Takie wydarzenie jest interpretowane przez narrację, która była ogłaszana w placówkach edukacyjnych i mediach przez lata, jeżeli nie przez pokolenia, i spływała do kultury popularnej. Stało się oczywistym dla progresywistów w Ameryce, że to, co spotkało George’a Floyda jest symptomem systemowej niesprawiedliwości w społeczeństwie, niesprawiedliwości, która sięga czasów utworzenia Ameryki.
Ten punkt widzienia jest zgodny z wizją Ameryki, która jest entuzjastycznie wykładana na wyższych uczelniach. W związku z powyższym jest wiele głosów w edukacji i mediach, które są szybkie w ogłaszaniu, że tragedia George’a Floyda pokazuje dalej, że Ameryka jest moralnym bankrutem i ma zbrukaną przeszłość, przeszłość tak splamioną, że sprawia, iż amerykańskie społeczeństwo jest właściwie nielegalne. Jedynie masowa zmiana, dokonana zgodnie z marksistowskimi liniami, może stanowić środek zaradczy.
W konstruktywnym dialogu, na który lewicowi aktywiści nie są otwarci, przyznano by, że Ameryka ma pewne ciemne epizody w swojej przeszłości, ale przeciwny punkt widzenia jest taki, że Ameryka walczyła, aby naprawić rasistowską przeszłość i poprawić relacje społeczne.
Amerykańska Konstytucja wprowadza zasady wolności osobistej i uniwersalnych praw człowieka, aby uczynić ludzi odpowiedzialnymi, kiedy nie uda im się tych zasad przestrzegać. Mimo sporadycznych upadków Ameryki, pracowała ona mocno, aby je naprawić, jak nakazuje to Konstytucja.
Ameryka może nadal musieć poprawić (czego nie robi społeczeństwo), ale powinna otrzymać kredyt dla robionych postępów. Wojna domowa (1861-1865) była toczona, aby skończyć z niewolnictwem. Abraham Lincoln i Partia Republikańska w dużym stopniu krok po kroku poprawiali życie Afroamerykanów, co zakończyło segregację i doprowadziło do przyjęcia ustawy o prawach obywatelskich w 1965 roku.
Rząd przez ostatnie trzy pokolenia wydał biliony dolarów w celu wprowadzenia korzyści dla Afroamerykanów. Przyznaje to wielu, jeżeli nie większość, czarnoskórych Amerykanów. Ale to jest perspektywa zagłuszana przez głośne przekazy o systemowej opresji, która jest oczywista wśród neomarksistów.
W Stanach Zjednoczonych mamy do czynienia z ogromną koalicją lewicy przeciwko konserwatystom. Czy walka ta odbywa się tylko na gruncie politycznym? Jak w ogóle postrzega Pan tą całą sytuację?
Wysiłek lewicowego skrzydła, aby radykalnie zmienić Amerykę nie jest ograniczony jedynie do polityki.
Ostatnio Andrew Breitbart, założyciel “Breitbart News”, zdobył rozgłos za słowa, że “polityka jest kulturą niższego szczebla”. Ta obserwacja odnosi się również do celów amerykańskiej lewicy. Podczas gdy klasyczny marksizm koncentrował się na ekonomii, “nowy” marksizm domaga się transformacji kultury. Kulturalny marksizm jest hasłem przewodnim. Idea jest taka, żeby obrać za cel społeczeństwo obywatelskie Ameryki i dążyć powoli do zmiany jego burżuazyjnych wartości.
Społeczeństwo obywatelskie odnosi się do obyczajów, zwyczajów i wierzeń, które definiują społeczeństwo jako niezależne od regulacji rządowych. Społeczeństwo obywatelskie składa się z rodziny, religii i moralności. Radykałowie, głównie przez szkoły i media, spowodowali, że kilka pokoleń zwątpiło w tradycyjne wartości Ameryki. Poprzez zmianę nastawienia społeczeństwa obywatelskiego, lewicowcy byli w stanie niemalże niopostrzeżenie, zmienić poczucie wartości Amerykanów. Stąd dzisiaj wielu Amerykanów wierzy w takie rzeczy odnośnie do rodziny, religii i moralności, że byłoby to nie do pomyślenia nawet jedno pokolenie wcześniej.
Te stopniowe zmiany są rzekomo usprawiedliwione, ponieważ Ameryka ma niepoprawną przeszłość, zakorzenioną w systemowej niesprawiedliwości. W związku z tym dekonstrukcja amerykańskiego burżuazyjnego społeczeństwa obywatelskiego stanowi przysługę dla ludzkości.
Jak silny jest ruch neomarksistowski w USA?
Neomarksizm jest w Stanach Zjednoczonych nadzwyczaj silny. Dzieje się tak, nawet jeżeli przeciętny Amerykanin ledwie zna Marksa i jego wpływy. Wpływ marksizu jest silny, ponieważ uniwersytety kształcą liderów, którzy zajmują stanowiska w społeczeństwie. Odkąd radykałowie zdominowali ławy szkolne, liderzy społeczni są pod wpływem marksistów. Badanie Carnegie wykazało, że w 1969 roku było trzech radykalnych ideologicznie profesorów na każdych dwóch konserwatystów w kampusie. Do 1999 r. relacja ta zmieniła się na 5:1. W swojej książce “ The Breakdown of Higher Education” dr John Ellis donosi, że dzisiaj ten stosunek wynosi 13 do 1. Ale co jeszcze bardziej dramatyczne – wynosi 48:1 wśród ostatnio zatrudnionych profesorów i bez umowy o pracę. Inne badania ukazują takie dysproporcje w amerykańskich mediach. Jako że uniwersytet jest miejscem kształcenia dla spełniania konktretnych ról w społeczeństwie, wpływ marksistów musi mieć wpływ.
Bezsprzecznie niemalże każda znacząca się profesja jest zdominowana przez lewicowców i ich wrażliwości. To twierdzenie jest z pewnością prawdziwe również w stosunku do szkół, mediów, sądów, zawodów prawnych w ogólności, rządu, a nawet kleru.
Silnym bodźcem dla wpływu lewicowców na amerykańską kulturę była praca filozofa Johna Deweya, który skrytykował tradycyjną edukację z jej paternalistycznymi poglądami na formację obyczajową studentów. Dla Deweya takie paternalistyczne spojrzenie na edukację zmieniło szkołę w instytucję indoktrynacji. W zamian on i jego zwolennicy zaproponowali model edukacyjny, który zakwestionował tradycję. To podejście było definiowane przez ruch tzw. edukacji progresywnej w XX-wiecznej Ameryce. Był on pod mocnym wpływem filozofii Rousseau, który nauczał, że tradycyjna edukacja wygasza autoekspresję I kreatywność studentów. Przeszłe poglądy na edukację potrzebują reformy, ponieważ zostały zdominowane przez staromodne podejście do moralności i nieoświeconej religii. Rousseau głęboko wpłynął na Marksa. Zatem dziedzictwo progresywnej edukacji przez Deweya, znajdującego się pod wpływem Rousseau, jest bezspornie marksistowskie. Idee progresywnej edukacji nadal dominują w amerykańskim szkolnictwie, począwszy od szkoły podstawowej, aż po kolejne poziomy kształcenia. Morał z tego jest taki, że agenda Deweya wymieniła jeden rodzaj “indoktrynacji” na inny.
Katolickie wartości zostały w USA usunięte z uniwersytetów, nawet katolickich. Jak mogło do tego dojść?
Amerykańskie katolickie uniwersytety wydają się podkreślać społeczną Ewangelię spośród wszystkich innych interpretacji Pisma Świętego i życia chrześcijańskiego. Posunęły się nawet tak daleko, że wydają się definiować Jezusa jako społecznego reformatora, czy bojownika politycznego. To wydaje się sprzeczne z Ewangelią, jako że Jesus konsekwentnie rozczarowuje swoich współczesnych, którzy chcieli wykorzystać o Go w celach ideologicznych. Przypowieści Jezusa (jak ta o zbożu i kąkolu) oraz “Państwo Boże” Augustyna sprzeciwia się idei mówiącej, że chrześcijaństwo jest utopijnym projektem politycznym. Zamiast tego, w chrześcijaństwie chodzi o przemianę serca indywidualnej osoby. Ale interpretowanie Pisma Świętego jako projektu politycznego to gra na zobowiązanie do społecznej sprawiedliwości wśród dzisiejszych studentów.
Poprzez interpretowanie chrześcijaństwa jako sprawy sprawiedliwości społecznej, katolickie uniwersytety mogą ulegać politycznej poprawności. Sprawiedliwość społeczna jest sposobem przemycania doktryny marksistowskiej do chrześcijańskiego nauczania o sprawiedliwości. Sprawiedliwość, jeżeli rozumiemy ją w kategoriach tradycyjnego chrześcijaństwa, jest sposobem, w który jednostka obejmuje osobistą odpowiedzialność, aby szanować sąsiadów. Ale sprawiedliwość społeczna przenosi ideę sprawiedliwości od odpowiedzialności jedostki do potrzeby zmiany instytucji społecznych. W kolektywistycznych sposobach myślenia sprawiedliwość odnosi się raczej do struktur społecznych niż czystości serca jednostki. Współczesne uniwersytety katolickie są mocne w pracach na rzecz ciała, dziełach miłosierdzia, ale marginalizują duchowe dzieła miłosierdzia. Tradycyjny cel katolickiej edukacji to pomóc osobie przez współpracę natury i łaski osiągnąć chrześcijańską koncepcję szczęścia, aby stała się warta tego, aby być niebiańskim przyjacielem Jezusa Chrystusa.
Sprawiedliwość jest częścią tego szczęścia, ponieważ istoty ludzkie są stworzeniami społecznymi. Ale taka sprawiedliwość jest obowiązkiem formowania zwyczajów indywidualnego ludzkiego serca. Nie powinno to być mylone ze sprawiedliwością społeczną, która jest narzędziem zastępowania obowiązku jednostki, aby służyła kolektywistycznej koncepcji instytucjonalnej zmiany. W każdym razie katolickie uniwersytety zastąpiły swoją tradycyjną misję pielęgnowania chrześcijańskiego szczęścia utopią, nawet marksistowską, wizją edukacji społecznej.
Czy w Stanach Zjednoczonych są placówki prawdziwie katolickiej edukacji?
Dobrzy nauczyciele są praktycznie w każdej katolickiej placówce edukacyjnej. Często są oni dobrzy na przekór przywództwu czy programowi w tych szkołach. Na nieszczęście wielu katolickich wykładowców jest w pewien sposób naiwnych co do tego, kogo zatrudniają. W swojej gorliwości do bycia inkluzywnymi, wielu administratorów nie docenia wyzwania w postaci zatrudniania nauczycieli, którzy wyrażają niechęć wobec katolickiej wizji Boga, ludzkiej natury i moralności. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie powinno być zróżnicowania idei w kampusie. Muszą jednak być realistami co do tego, czy niekóre poglądy na świat, nauczane przez tego czy tamtego nauczyciela, stoją w sprzeczności z katolickim dążeniem do mądrości.
Ze względu na różnorodność czy włączanie, administratorzy będą często beztrosko zatrudniać nauczyciela, który jest materialistą czy ateistą. Znam wielu takich profesorów. Niektórzy z nich uczą, że oświecony, naukowy umysł musi być ateistą. Religia to w ich mniemaniu przesąd. Nie trzeba mówić, że to podejście jest niekompatybilne z dążeniem do katolickiej mądrości, która zawiera obronę istnienia Boga, ludzkiej duszy i obiektywnej moralności. Jeżeli jest czujny co do swojej tożsamości i misji, katolicki uniwersytet musi również mieć wykładowców wykształconych i przygotowanych do stawienia czoła światowym poglądom, które stoją w sprzeczności z katolicką wiarą.
Ponieważ idee mają konsekwencje, mogą, jeżeli zostaną pozostawione bez reakcji, podkopać misję i tożsamość uniwersytetu. Potrzeba, aby była masa krytyczna wykształconych, zdyscyplinowanych wykładowców gotowych, aby bronić klasycznej mądrości katolickiej. Kiedy ta masa krytyczna znika, jest praktycznie niemożliwe, aby ją odzyskać. Ta naiwność, czy obojętność wobec antykatolickich poglądów na świecie uczone na katolickich uniwersytetach są jednym z powodów, dla których szkoły te cierpią obecnie z powodu kryzysu tożsamości.
Na katolickich uniwersytetach są dobrzy profesorowie, ale potrzeba selekcji studentów I nie wierzenia, że program z pewnością umieści go z najlepszymi profesorami. Student potrzebuje rady, aby nawigować dzisiaj przez katolicki uniwersytet.
Trudno jest rekomendować uniwersytety bez poważnej kwalifikacji. Ale trzy, jak wierzę, nadal są godne zaufania: The Catholic University of America, Thomas Aquinas College (w Kaliforni) i The University of Dallas.
Lewicowi aktywiści w USA usuwają pomniki z przestrzeni publicznej. Jest to ewidentnie symptom rewolucji. Chcą też zniszczenia pomnika króla Ludwika IX w St. Louis, a nawet domagają się zmiany nazwy miasta. Jak Pan to postrzega?
Aby dokonać transformacji społeczeństwa, ważne jest, aby obrabować je z jego historii, która definiuje pamięć narodową. Dokładnie tak, jak tożsamość konkretnej jednostki zależy od zachowywania pamięci o tym, co on czy ona uczyniła, tak tożsamość narodowa zależy od podtrzymania znaczenia jego historii i przekazywania jej z pokolenia na pokolenie. Niszczenie pomników stanowi znak odrzucania, a nawet eliminowania zapisów przeszłości. Zaczęło się od obalenia pomników Konfederacji, ale poszło w stronę atakowania pomników amerykańskich prezydentów, włącznie z Lincolnem i Grantem, którzy pokonali Konfederację! Nie było zaskoczeniem, że rewolucjoniści zaatakowali figury religijne. Posąg św. Junipera Serry został strącony w San Fransisco. W oczach im św. Ludwik i inne figury religijne. Jako że jednym z najlepszych sposobów, aby podkopać społeczeństwo obywatelskie, jest wykorzenienie religii, można się spodziewać ataków na religijne symbole.
Jedynie dla zasady jest nie w porządku, aby oceniać ludzi przeszłości przez pryzmat standardów, które panują we współczesnym społeczeństwie. Mahatma Ghandi wypowiedział kilka dyskredytujących słów pod adresem muzułmanów. Czy to powinno unieważnić pracę jego życia? Martin Luther King, Jr. był notorycznym cudzołożnikiem i najprawdopodobniej splagiatował części swoich tez doktorskich. Czy to anuluje jego osiągnięcia w dziedzinie praw człowieka?
Franklin Delano Roosevelt, bardzo ceniony przez amerykańskich historyków prezydent nie zniósł segregacji rasowej w siłach zbrojnych. Wysłał też tysiące japońskich Amerykanów do obozów internowania w okresie trwania II wojny światowej – akt, który pogwałcił ich konstytucyjne prawa. Czy te podknięcia wymagają usunięcia jego pomników i zaprzestania składania mu hołdów? Mimo tych wymierzonych w niego ocen, był on – co do tego historycy się zgadzają – wspaniałym prezydentem okresu wojny.
Z perspektywy katolickiego nauczania społecznego, istnieje argument za zatrzymaniem pomników, nawet jeżeli przypominają o bolesnej przeszłości – jak pomnik przywódcy Konfederacji czy prezydenta Andrew Jacksona, który dopuścił się kilku nagannych rzeczy, jak posiadanie niewolników i przesiedlenie tysięcy rdzennych Amerykanów. Z drugiej strony, zrobił kilka chwalebnych rzeczy. W katolicyzmie chodzi o docenienie ludzkiej kondycji w jej kompletności. Podtrzymując kontakt z historią przypominamy sobie, że istoty ludzkie mają wady, a jednak mimo swoich upadków mogą czynić chwalebne rzeczy. Co więcej, ich przykłady, czy to dobre czy złe, przypominają nam nasze własne wezwanie do poprawy.
Pomniki i symbole w historii uczą szans. Powinny być szanowane właśnie pod tym kątem. Ludzie nie muszą niszczyć przeszłości, aby potwierdzić, że są dobrzy. Mogą być dobrzy, ponieważ uczą się z przeszłości.
Czy w najbliższym czasie należy spodziewać się eskalacji?
Jeżeli zdarzą się jeszcze inne incydenty, które wydawały się będą zawierać konflikt rasowy, to najprawdopodobniej będzie więcej protestów, a nawet przemoc.
Również policja została zdemoralizowana, w szczególności w miastach, w których rządzą Demokraci. Nowy Jork na przykład jest świadkiem gwałtownego wzrostu liczby strzelanin - o 174 proc. w porównaniu z rokiem 2019. Ważne jest, aby odnotować, że nawet jeżeli prostesty stały się kompletnie bezprzemocowe, nadal jest eskalacja wrogości w życiu kulturowym, jako że nadal karze się tych ludzi, którzy nie akceptują warunków kultury “woke” (termin polityczny o korzeniach Afroamerykańskich odnoszący się do postrzegania świadomości kwestii dotyczących sprawiedliwości społecznej i rasowej).
Eskalacja najprawdopodobniej będzie zawierała wzmocnienie społecznego nacisku, aby zgodzić się na żądanie radykalnej zmiany. Każdy będzie się sprzeciwiał na własne ryzyko. W mediach i na uczelniach, jeżeli ktoś odbiega od akceptowalnych pozycji, czy politycznej poprawności, najprawdopodobniej będzie cierpiał z powodu represji. Mamy liczne przykłady dziennikarzy i profesorów, którzy stracili pracę, a przynajmniej zostali poddani ostracyzmowi, ponieważ kwestionowali przyjęte na lewicy poglądy.
I świat korporacji nie jest odporny na tego typu kary. Spragnieni profitów za sygnały do lewicowych agitatorów, ludzie zatrudnieni w korporacjach również ryzykują represje. Spodziewam się, że tego typu naciski będą eskalować tak długo, jak będzie się utrzymywać atmosfera stalinizmu, atmosfera, która zachęca ludzi do autocenzury w celu zminimalizowania ryzyka.
Dlaczego nikt nie mówi o komunistycznych korzeniach aktywistów inicjujących protesty w USA?
Istnieje niechęć badania komunistycznego tła amerykańskiego społecznego aktywizmu i dyskutowania o nim, ponieważ tak wiele z niego jest powiązane z retoryką, która otacza relacje rasowe. Lewicowa ideologia wykorzystuje białą winę w Ameryce. Skrępowanych faktem, że Ameryka ma rasistowską przeszłość, wielu białych liberałów dąży do “odkupienia” poprzez uznanie, że Ameryka jest systemowo rasistowska. Wielu z nich próbuje uwierzytelnić swój nowy stan łaski poprzez przyznanie, że w rzeczy samej oni sami muszą być rasistami z uwagi na biały przywilej. Jeżeli ktoś kwestionuje ideę systemowego rasizmu, wówczas to kwestionowanie jest samo w sobie traktowane jako współudział w rasizmie.
Polityka rasowa kamufluje, ale w tym samym czasie wykorzystuje postawę marksistów. To w dużym stopniu wyjaśnia sukces ruchu Black Lives Matter. Można liczyć, że marksiści wyjdą z chwytliwymi sloganami. Black Lives Matter jest sprytne, ponieważ stawia każdego kto chciałby kwestionować ruch w defensywie. Z pewnością życie czarnych się liczy, ponieważ liczy się każde życie. Ale ludzie byli karani za dodanie tej kwalifikacji. Okazuje się, że Black Lives Matter jest nawet obłudny w stosunku do życia czarnych. Szacunek ruchu do czarnych żyć wydaje się być bardzo selektywny. Ponad tysiąc czarnych dzieci jest każdego dnia poddawane w Ameryce aborcji. Rocznie więcej czarnych dzieci jest abortowanych w mieście Nowy Jork niż się tam rodzi. Te fakty praktycznie są pomijane, fenomen, który przywodzi nam na myśl jeden z mrożących krew w żyłach komentarzy Stalina, że śmierć jednej osoby jest tragedią, ale śmierć milionów to statystyka. Nie tylko nienardzone dzieci przeczą temu sloganowi. W wewnętrznych miastach Ameryki jest ogrom porachunków wewnątrzrasowych. Ten fakt również wydaje się być bagatelizowany, czy ignorowany przez mainstreamowe media. Tylko w ten weekend 17 osób zostało zabitych w strzelaninach w Chicago; 50 osób zostało rannych. Miesiąc temu, w jeden z weekendów, było 85 strzelanin i 24 ofiary śmiertelne. Podobnie jak media, Black Lives Matter ledwo zwraca uwagę. Barack Obama spotkał się niegdyś z liderami BLM w Białym Domu. Ale tak jak oni, zignorował jatki w swoim rodzinnym mieście. Podczas jego ośmiu latach na stanowisku, 4000 osób zostało w tym mieście zamordowanych. Trudno mi sobie przypomnieć, aby Obama przywiązywał wagę do masakry.
Dla BLM życie czarnych liczy się, kiedy stanowią oni szansę dla bojowników lewicy wykorzystania śmierci czarnych osób dla popchnięcia agendy transformacji amerykańskiego społeczeństwa. W innym wypadku są oni sprowadzani do rangi kolejnej zimnej statystyki.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/507312-prof-hancock-szacunek-blm-do-czarnych-zyc-jest-selektywny