Poseł Borys Budka zwrócił się z oficjalnym pytaniem do prezydenta Andrzeja Dudy, czy w trakcie jego dzisiejszego spotkania w Białym Domu podejmowane będą decyzje dotyczące ewentualnego rozmieszczenia broni nuklearnej w Polsce.
Nie przywiązując wagi do alarmistycznego tonu, który pobrzmiewał w wystąpieniu jednego z reprezentantów opozycji, warto zwrócić uwagę na to, że zaproponował on publiczną debatę - choć bardzo oszczędnie przedstawiając własne stanowisko - na ten temat. W istocie mamy do czynienia z ważną sprawą, a dyskusje na temat udostępnienia przez Stany Zjednoczone ładunków nuklearnych innym państwom już trwają. Zobaczmy, co niektórzy amerykańscy eksperci i politycy piszą w tym kontekście w związku z Tajwanem, bo to pokazuje niestety, na ile polskie elity, a przynajmniej ich część, są nieprzygotowane do prowadzenia refleksji na ten temat i na ile - wbrew oficjalnym deklaracjom - nie są wolne od pokusy politycznego instrumentalizowanie kwestii związanych z naszym bezpieczeństwem.
Taiwan Defence Act
Na początku czerwca senator Josh Hawley, republikanin z Missouri złożył projekt ustawy nazwanej przezeń Taiwan Defence Act. Jej celem jest zmuszenie Departamentu Obrony do rozpoczęcia działań niezbędnych aby obronić Tajwan przed ewentualną inwazją Chin. Zdaniem republikańskiego senatora coraz bardziej agresywny Pekin może chcieć zdusić konkurencyjne demokratyczne państwo chińskie, z tej prostej przyczyny, że bez kontroli jego terytorium nie zdobędzie hegemonii w Azji. W związku z tym, zwłaszcza po zaostrzeniu polityki zagranicznej Pekinu, można spodziewać się nawet przeprowadzenia przez armię chińską inwazji na Tajwan, po to, aby metodą kroków dokonanych postawić Stany Zjednoczone w obliczu trudnej, a z wojskowego punktu widzenia niezwykle niewygodnej sytuacji, kiedy trzeba będzie decydować, czy odbijać wyspę, licząc się nawet z atakami nuklearnymi ze strony chińskiej armii. Zdaniem Hawleya proponowane przezeń rozwiązania przewidują użycie przez Stany Zjednoczone w razie ataku armii chińskiej ładunków jądrowych po to, aby udaremnić zdobycie przezeń wyspy. Ale nie wyłącznie. Podobna strategia miałaby być zastosowana w razie konieczności odbijania z chińskich rąk Tajwanu lub po to, aby skutecznie prowadzić politykę odstraszania wobec coraz bardziej agresywnych Chin. Nie ulega wątpliwości, że polityka odstraszania musiałaby oznaczać dyslokację w okolicy, lub wręcz na Tajwanie, amerykańskich głowic nuklearnych.
Egzotyczny pogląd?
Pogląd Josha Hawleya nie jest wcale tak egzotyczny i odosobniony jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Trzy dni temu na łamach „Taipei Times” artykuł zawierający tezy w podobnym duchu napisał Richard D. Fisher Jr, analityk z International Assessment and Strategy Center, amerykańskiego think tanku zajmującego się kwestiami związanymi z polityką bezpieczeństwa. Jego argumentacja jest inna, choć wnioski do jakich dochodzi w gruncie rzeczy podobne. Zwraca on uwagę na intensywną w ostatnich latach rozbudowę przez chińską armię swego potencjału rakietowego. Zdaniem amerykańskich ekspertów w ciągu ostatnich 10 lat Chiny wprowadziły na użytkowanie własnych sił zbrojnych 2 200 rakiet o zasięgu, którym objęte są rakiety w ramach amerykańsko-rosyjskiego traktatu INF, czyli od 500 do 5500 km. Już w czerwcu chińska telewizja państwowa poinformowała o tym, że w bazie Tonghua niedaleko Korei Płn. zainstalowano nowe rakiety Feng DF-17 o zasięgu 1700 km. Zdaniem amerykańskich wojskowych ich celem są amerykańskie bazy wojskowe znajdujące się na japońskiej Okinawie, z których w razie wybuchu gorącego konfliktu zbrojnego miałaby przyjść pomoc dla atakowanego Tajwanu. Nawet jeśliby odrzucić bezpośrednie zagrożenie wojskowe, co wydaje się myśleniem życzeniowym, to decyzje o rozlokowaniu nowych rakiet odczytywać trzeba jako element chińskiej sygnalizacji strategicznej. Tym bardziej, że rakieta ta jest konstrukcją najnowszej generacji zaopatrzoną w trudną do wykrycia hipersoniczną głowicę HGV.
Sytuacja w Azji
Obecna sytuacja geostrategiczna w Azji sprowadza się do znaczącej przewagi Chin, które dysponują największą liczbę środków przenoszenia, zarówno bezpośrednio dedykowanych do głowic nuklearnych jak i podwójnego przeznaczenia. Nieznana jest też liczba głowic i bomb atomowych, którymi dysponuje chińska armia. W gronie ekspertów przyjmuje się, że jest to od 200 do 300 ładunków, choć trzeba pamiętać o słowach byłego szefa sztabu rosyjskiej armii Victora Esina, który w 2011 roku argumentował, że jest to raczej 500 do 600 głowic taktycznych. Richard D. Fisher Jr wprost zwraca też uwagę na ostatnie deklaracje chińskiego kierownictwa, które mówią o dążeniu do osiągnięcia nuklearnego parytetu ze Stanami Zjednoczonymi oraz o trwających pracach nad sześcioma chińskimi rakietami średniego zasięgu lądowego bazowania i dwoma podobnymi wystrzeliwanymi z łodzi podwodnych. Przynajmniej 5 z nich jest - jego zdaniem - podwójnego przeznaczenia, co może oznaczać, że zostanie uzbrojona w ładunki jądrowe. Jak to się ma do kwestii ewentualnej agresji Pekinu wobec Tajwanu i jego obrony? Na początku maja redaktor naczelny „Global Times”, dziennika uchodzącego za organ „jastrzębi” w chińskiej Partii Komunistycznej, w komentarz redakcyjnym wezwał do budowy „w krótkim czasie” przez Chiny przynajmniej 1000 głowic nuklearnych. A to oznacza, zdaniem Fishera Jr, że Chiny będą dążyć do zdobycia w Azji nie tylko parytetu ze Stanami Zjednoczonymi, ale wręcz wojskowej dominacji. W obliczu perspektywy wygaśnięcia traktatu INF proponuje on, aby dyskutowany właśnie w Waszyngtonie, zarówno przez polityków jak i wojskowych, program modernizacji i nowego rozlokowania amerykańskich głowic nuklearnych, co planowane jest na lata 2023-24, przewidywał ich umieszczenie w niektórych państwach sojuszniczych, w tym na Tajwanie.
Arsenał nuklearny dla Tajwanu
I wreszcie Michael Rubin, analityk w American Enterprise Institute, napisał na łamach „The National Interest” artykuł w którym otwarcie wzywa elity amerykańskie aby te w obliczu narastającej agresywności Chin wobec Tajwanu udostępniły Tajpej swój arsenał nuklearny. Powód dla takiego kroku jest w gruncie rzeczy dość banalny. W jego opinii Stany Zjednoczone są w stanie wykonywać gesty mające świadczyć o ich przywiązaniu do zasady wolności żeglugi w Cieśninie Tajwańskiej i z tego powodu amerykańskie eskadry, na czele z operującymi na Pacyfiku lotniskowcami, mogą tam co jakiś czas przepływać, ale gdyby doszło do poważnego konfliktu zbrojnego, to Pentagon do wojny o Tajwan nie jest dziś przygotowany. To może umożliwić Pekinowi realizację „strategii salami” wobec małych państw Azji Południowo-Wschodniej, które są przeszkodą dla chińskiej dominacji. Rubin przypomina też, że Tajwan, jeszcze w latach 60-tych pracował nad własnym programem nuklearnym, który znajdował się w zaawansowanej fazie. Przerwał go pod presją i w związku z gwarancjami bezpieczeństwa, jakie uzyskał od Stanów Zjednoczonych. Problem polega wszakże na tym, że obecnie te gwarancje wyglądają trochę na zapewnienia papierowe. Rubin wzywa, w konkluzji swego wystąpienia, do udostępnienia Tajwanowi broni nuklearnej, bo jak pisze, los 24 milionów ludzi jest dziś ważniejszy niźli przestarzałe już zapisy traktatów o nierozprzestrzenianiu broni nuklearnej.
Amerykańskie elity już w sposób dość otwarty dyskutują nad udostępnieniem swych ładunków jądrowych krajom mogącym stać się celem agresji. Warto by było aby polski głos w tej dyskusji był również słyszany. Traktując pytanie posła Budki jako zwrócenie uwagi na ważny problem warto zaapelować zarówno do przedstawicieli opozycji, jak i formacji rządzących, ale również do środowiska eksperckiego o to, aby wypracowały polskie stanowisko w kwestii ewentualnego przyjęcia na naszą ziemię ładunków jądrowych, bo temat pojawić się może szybciej niźli sądzimy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/506242-bron-nuklearna-dla-tajwanu-czyli-jak-powinnismy-dyskutowac
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.