W Rosji z uwagą obserwują stan relacji amerykańsko-europejskich i zastanawiają się, w jakim kierunku będą one ewoluowały.
Timofiej Bordacziow, dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego, wpływowego rosyjskiego think tanku poświęcił tej kwestii artykuł, który pomieścił na stronie internetowej instytucji, którą współkieruje. Punktem wyjścia jego rozważań jest konstatacja o odmiennych interesach strategicznych Stanów Zjednoczonych i Europy. Szczególnie istotne różnice dotyczą stosunku do Chin i polityki wobec Pekinu, a ponieważ ta kwestia, zdaniem rosyjskiego analityka będzie jedną z zasadniczych osi porządkujących relacje na świecie w najbliższych latach, wpłynie w sposób fundamentalny na stan relacji atlantyckich.
Inne spojrzenie na Chiny
O ile Chiny postrzegane są przez amerykańskie elity jako główny czynnik zagrażający światowej pozycji Stanów Zjednoczonych, zarówno w wymiarze politycznym, strategicznym, jak i przede wszystkim ekonomicznym, o tyle postrzeganie tej kwestii w Europie jest inne. Dla Unii Europejskiej Chiny są raczej partnerem niźli rywalem gospodarczym, a z punktu widzenia bezpieczeństwa, z racji położenia nie stanowią żadnego zagrożenia. To powoduje, że proponowane przez Waszyngton zaostrzenie relacji z Chinami i rozpoczęcie polityki ich „powstrzymywania” nie budzi entuzjazmu ani w Brukseli, ani w stolicach państw europejskich. Z tego prostego powodu, że Europejczycy nie bardzo widzą co mogliby w efekcie takiego zwrotu przeciw Chinom wygrać, za to rachunek strat, które poniosą w wyniku takiej polityki jest pokaźny. Na to nakłada się większy obecnie niźli wcześniej poziom nieufności Europy wobec Waszyngtonu i obawy, że polityka wyrażająca się sloganem „America first” będzie przede wszystkim prowadzona kosztem interesów gospodarek europejskich. Bordacziow konstatuje też wzrost nastrojów antyamerykańskich w państwach Zachodu i równoległy wzrost w badaniach opinii publicznej grupy osób, które zaliczyć można do grona zwolenników zbliżenia z Chinami. Szczególnie widoczne jest to w Niemczech, gdzie jeden z ostatnich sondaży pokazał, że 37 proc. respondentów uważa relacje ze Stanami Zjednoczonymi za priorytetowy kierunek w polityce Berlina, ale jednocześnie 36 proc. jest zdania, że takimi winny być stosunki z Chinami. A zatem, brak też wyraźnego, jak uważa rosyjski analityk, zaplecza społecznego dla zacieśniania więzi atlantyckich, a wyniki tych badań odczytać należy w kategoriach mocnego głosu na rzecz strategicznego usamodzielniania się Europy, czy raczej sterowania w stronę większej niezależności. Ale prócz nastrojów społecznych jest jeszcze, zdaniem Bordacziowa jeszcze jeden czynnik, który skłania Europę do obrania niezależnego od Stanów Zjednoczonych kursu politycznego. O ile bowiem Waszyngton, przystąpił w ostatnich latach, zwłaszcza po 2017 roku, do destrukcji światowego porządku ukształtowanego po II wojnie światowej, który obecnie przez amerykańskie elity postrzegany jest jako zagrażający hegemonistycznej pozycji Stanów Zjednoczonych w świecie, o tyle Europa zainteresowana jest jego utrzymaniem. Przede wszystkim z tego względu, że jest beneficjentem globalizacji i liberalizmu, zarówno w planie ekonomicznym, jak i politycznym. Paradoksalnie równie wielkim wygranym są Chiny, które były w stanie z pożytkiem dla własnych interesów wykorzystać ostatnią falę globalizacji. Strategicznie mamy zatem do czynienia zdaniem Bordacziowa, niezależnie od zatargów i kontrowersji (np. kwestia szerszego dopuszczenia europejskich firm do chińskiego rynku) z europejsko-chińską wspólnotą interesów. A to znacznie silniej spaja politycznie, niźli deklaracje na temat praw człowieka i wolności. Ta „wspólnota interesów strategicznych” może okazać się tym silniejsza, że w Waszyngtonie zdaje się przeważać pogląd, iż „czas nie pracuje na nasza korzyść” i w związku z tym należy przeć do konfrontacji póki układ sił jest na nasza korzyść, to zarówno w stolicach europejskich, jak i w Pekinie uważają odwrotnie, a w związku z tym obiektywnie rzecz biorąc obydwa światowe ośrodki siły (Chiny i Unia Europejska) będą podejmowały próby blokowania, czy choćby spowolnienia rysującej się polaryzacji.
Zerwanie nici atlantyckiej jedności?
Z tej perspektywy, rozpoczynające się 1 lipca przewodniczenie Niemiec w Unii Europejskiej zostanie, w opinii Bordacziowa, wykorzystana nie tylko w celu podjęcia kolejnej próby ściślejszego zintegrowania państw wchodzących w skład Wspólnoty, choć zdaniem rosyjskiego analityka mimo dość czytelnych intencji, jakie przyświecają propozycjom Merkel i Macrona nie będzie to łatwe zadanie, bo presja w tym kierunku uruchomi mechanizm sprzeciwu, ale przede wszystkim będzie to czas podkreślanie samodzielności Unii wobec Stanów Zjednoczonych. Czy doprowadzić to może do zerwania nici atlantyckiej jedności? Nie, raczej uważa on, iż Berlin i Paryż podejmą próbę uprawiania polityki balansowania, nie angażowania się wyraźnie po jakiejkolwiek stronie zaostrzającego się amerykańsko – chińskiego konfliktu. Kraje Azji Pd. – Wschodniej mają mniejszy komfort, bo tam dochodzą do głosu kwestie związane z chińskim zagrożeniem wojskowym, nieobecne w Europie. Zdaniem rosyjskiego analityka, i to jest zdecydowanie najciekawsza część jego diagnozy, Europa zacznie uprawiać politykę wobec Stanów Zjednoczonych podobną do tej, jaką Rosja chce prowadzić wobec Chin. I dlatego, jak pisze:
Będziemy mogli obserwować w najbliższym czasie pewne zbliżenie pozycji dyplomacji Rosji i europejskiej w niektórych kluczowych dla porządku światowego kwestiach.
Czy oznacza to zapowiedź sojuszu? Wszystkich skłonnych widzieć zawsze, przy okazji takich rozważań, zapowiedź sojuszu rosyjsko-niemieckiego muszę uspokoić, a może rozczarować. Rosyjski analityk raczej myśli o pojawieniu się pewnych obszarów współpracy i współdziałania, a nie o odwróceniu aliansów. Wśród rosyjskich elit związanych z obozem władzy brak jest obecnie liczącego się ośrodka, który kreśliłby wizję odwrócenia „zwrotu w stronę Chin” na rzecz resetu z Zachodem. Słychać tam jedynie głosy przestrzegające przed zbytnim uzależnieniem się Moskwy od Pekinu, bo to ogranicza swobodę ruchów i dłuższej perspektywie jest dla Rosji niekorzystne. Bordacziow i inni eksperci związani z Klubem Wałdajskim nie wierzą też w gotowość Europy do zmiany polityki wobec Moskwy. Nie liczą również na scenariusz zerwania Unii ze Stanami Zjednoczonymi i „wybicie się” Wspólnoty na geostrategiczną niezależność. Najbliższe pół roku Niemcy wykorzystają na umocnienie swojej dominacji w Unii, a generalnie, to co się może zmienić, to umocnienie się zasady, że „solidarność młodszych partnerów z liderem każdego z rywalizujących ze sobą bloków okaże się nie zasadą, a rezultatem wolnego wyboru i decyzji mającej związek z każda sytuacją z osobna”. Unia Europejska i Rosja, jako młodsi partnerzy w rywalizujących ze sobą blokach będą w stanie hamować eskalowanie konfliktu i szukać płaszczyzn pragmatycznej współpracy. Ale bez nadziei na przełom we wzajemnych relacjach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/504480-unia-europejska-i-rosja-w-roli-mlodszych-partnerow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.