Politycy europejscy, tak często skandujący gromko hasła o obronie praw człowieka, nagle milkną, gdy trzeba potępić politykę Pekinu.
Wszyscy wiedzą, że w Chinach istnieje rozbudowana sieć obozów koncentracyjnych (Laogai) i prześladowane są tam całe grupy społeczne, religijne i narodowościowe, jak np. Tybetańczycy, Ujgurowie, członkowie sekty Falun Gong czy chrześcijanie, a zwłaszcza katolicy z „Kościoła katakumbowego”, a jednak w tych sprawach panuje milczenie. Unika się też nawiązywania bliższych relacji z Tajwanem (choć jest to państwo chińskie, w którym panuje demokracja), ponieważ byłoby to wypowiedzeniem „zimnej wojny” z Chińską Republiką Ludową, która uważa wyspiarski kraj za swą „zbuntowaną prowincję”.
O wyższości Realpolitik nad prawami człowieka
Jeżeli ktoś próbuje podnosić publicznie te kwestie, jest zazwyczaj ignorowany przez europejski establishment, ponieważ psuje interesy z Chinami. Dziś cały świat w mniejszym lub większym stopniu jest gospodarczo uzależniony od Państwa Środka i mało kto chce się narażać władzom w Pekinie.
Nawet Watykan od kilku lat milczy na temat prześladowanych katolików, mimo że walka z chrześcijaństwem – wraz z przyjęciem programu sinizacji religii przez reżim komunistyczny – weszła w Chinach w nową, ostrzejszą fazę. Wystarczy posłuchać wypowiedzi Franciszka na pokładzie samolotu wracającego w listopadzie 2019 roku z Tokio do Rzymu i przelatującego nad Hongkongiem akurat wtedy, gdy toczyły się tam walki antykomunistycznych demonstrantów z wojskiem i policją. Pytany o ocenę tych protestów, uchylił się od odpowiedzi, wpisując ją w ogólnoświatowy trend, którego wyrazem są manifestacje we Francji, Chile czy Hiszpanii. Jednym słowem: Realpolitik. Choć to i tak nic w porównaniu z wypowiedzią przewodniczącego Papieskiej Akademii Nauk i Papieskiej Akademii Nauk Społecznych, arcybiskupa Marcelo Sáncheza Sorondo, który stwierdził, że ze wszystkich krajów na świecie najlepiej katolicką naukę społeczną wciela w życie Chińska Republika Ludowa.
Tych, którzy próbują dziś w Europie krytykować komunistyczny reżim w Chinach za łamanie praw człowieka, przedstawia się zazwyczaj jako romatycznych pięknoduchów i niepoprawnych idealistów, oderwanych od realiów bizensowych i politycznych. Jeżeli tak jest w istocie, to najbardziej romantycznym i idealistycznym narodem na naszym kontynencie powinni być… Czesi. Tak się bowiem składa, że to właśnie politycy tego kraju ostatnio najczęściej potrafią publicznie przeciwstawić się Chinom.
Jest to o tyle zastanawiające, że do Czechów przylgnął stereotyp pragmatyków, dalekich od idealistycznych uniesień. Choć muszę przyznać, że kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych jeździłem do Pragi, to moi czescy przyjaciele pytali mnie: jak to jest możliwe, że Polacy, naród romantyków, wychowany na „Trylogii” i etosie rycerskim, wybrał na prezydenta robotnika, a Czesi, naród drobnomieszczański wychowany na Szwejku, wybrał na prezydenta poetę?
O wyższości praw człowieka nad misiem panda
Z podobną nieoczywistością mamy do czynienia, gdy obserwujemy dziś, jak czescy politycy potrafią rozmawiać z Chińczykami. Przykłądem może być postawa Zdenka Hřiba z Czeskiej Partii Piratów, który w 2018 roku został prezydentem Pragi. Jeszcze w tym samym roku na spotkaniu z dyplomatami akredytowanymi w czeskiej stolicy odrzucił stanowczo wniosek ambasadora Chin o usunięcie z tego spotkania dyplomaty z Tajwanu.
W 2019 roku prezydent Hřib wspólnie z Radą Miasta postanowił zrewidować porozumienie międzynarodowe ustanawiające Pragę i Pekin miastami siostrzanymi. Zażądał od władz miejskich w Pekinie, aby z tekstu porozumienia o usunięto zapis o „zjednoczonych Chinach” (czyli o przynależności Tajwanu do Chińskiej Republiki Ludowej). De facto oznaczało to deklarację, że władze miejskie w Pradze uznają niepodległość Tajwanu. Władze w Pekinie nie zgodziły się i umowa o partnerstwie miast została rozwiązana. W ramach retorsji strona chińska wstrzymała w ostatniej chwili otwarcie nowego bezpośredniego połączenia lotniczego między Pragą a Shenzhen. Odwołała też kilka koncertów zespołów znad Wełtawy (m.in. Orkiestry Symfonicznej Czeskiego Radia) w Państwie Środka. Anulowała również kontrakt na wypożyczenie misia pandy do praskiego ZOO. Praga nie ugięła się jednak. W odpowiedzi Zdeněk Hřib powiedział, że prawa człowieka są dla niego ważniejsze niż miś panda.
Prezydent stolicy nie był bynajmniej w swej stanowczości osamotniony. Stanęła za nim zdecydowanie Rada Miasta, która jesienią 2019 roku zatwierdziła nowe porozumienie o ustanowieniu miastami siostrzanymi Pragi i Tajpej (stolicy Tajwanu). Niektórzy radni w rozmowach z mediami upominali się o prześladowane ofiary reżimu komunistycznego w Chinami. Gdy w styczniu 2020 roku Zdeněk Hřib podpisał porozumienie z Tajpej, w odpowiedzi Szanghaj zerwał wszelkie stosunki z Pragą.
Konflikt między miastami próbowano zażegnać na wyższym szczeblu jeszcze jesienią zeszłego roku, ale zakończyło się to fiaskiem. Minister kultury Lubomír Zaorálek (reprezentujący w rządzie socjaldemokrację) wyszedł ze spotkania ambasadorem Chin Zhangiem Jianminem wzburzony, twierdząc, że rozmowa była bezużyteczna, a on sam nie był już w stanie słuchać dłużej pustych słów swojego interlokutora.
Kto zabił przewodniczącego Senatu?
Zdeněk Hřib i Lubomír Zaorálek dostali wsparcie innych ważnych polityków, m.in. przewodniczącego Senatu Republiki Czeskiej – Jaroslava Kubery, reprezentującego prawicową partię ODS. Pod koniec 2019 roku zapowiedział on udanie się z międzynarodową wizytą do Tajpej. Nie zdążył, ponieważ 20 stycznia zmarł na zawał serca.
Niedługo po pogrzebie okazało się, że Kubera tuż przed swoją śmiercią otrzymał list z ambasady chińskiej protestujący przeciw planowanej wizycie. Pismo utrzymane było w bezceremonialnym tonie i zawierało wiele gróźb, zarówno pod adresem samego polityka (że zostanie objęty dożywotnim zakazem wjazdu do Chin), jak i czeskich firm, takich jak Skoda, Home Credit czy Pianos Petrof (które mogą mieć trudności w prowadzeniu biznesu z Chińczykami). Rodzina Kubery twierdzi, że pismo przyczyniło się do zawału serca i śmierci polityka.
W mediach zawrzało. Pojawiły się też informacje, że w tworzeniu listu uczestniczył szef kancelarii prezydenta Zemana – Vratislav Mynář, który zdecydowanie wszystkiemu zaprzeczył. Część publicystów (od liberalnych do konserwatywnych) zaczęła jednak pisać, że Kuberę zabili wspólnie Chińczycy i Zeman.
W takiej sytuacji doszło do wyborów nowego przewodniczącego Senatu, którym został bliski przyjaciel zmarłego – Miloš Vystrčil, również z prawicowego ODS. Wkrótce potem złożył on wizytę prezydentowi Milošowi Zemanowi, który od wielu miesięcy robi wszystko, by zażegnać konflikt z Chinami. Po spotkaniu Vystrčil oświadczył, że jego poglądy w sprawie listu rozmijają się z poglądami Zemana. Dodał też:
Moja podróż na Tajwan staje się coraz bardziej realna. Podstawową wartością każdego kraju jest to, że jest demokratyczny i niezależny. Jeśli Chińska Republika Ludowa chce dyktować Republice Czeskiej lub Senatowi, co mają robić, a czego nie, to nie zegniemy głowy.
I kto by pomyślał, że czescy politycy są zdolni do działań, o których politycy w innych krajach europejskich nie śmieliby nawet pomyśleć?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/503912-czesi-jako-romantycy-europejskiej-polityki