Jest dla mnie zaskakujące i naganne, iż jakikolwiek ośrodek katolicki pozwala się tak bardzo nadużywać i manipulować sobą w sposób, który narusza nasze zasady religijne
— w takich słowach arcybiskup Waszyngtonu Wilton Gregory skrytykował pojawienie się amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa i jego małżonki Melanie w Sanktuarium św. Jana Pawła II w stolicy USA.
Trump razem z żoną, katoliczką ze Słowenii, odwiedził we wtorek sanktuarium w celu podpisania dekretu o zwiększeniu wsparcia USA dla międzynarodowych wysiłków na rzecz wolności religijnej.
Chodzi o wizytę, która została zaplanowana już dawno, na długo przed zamieszkami, o których słyszy się od jakiegoś czasu w całym kraju. Do wizyty doszło dzień po publikacji fotografii Trumpa z Biblią w ręce, przed kościołem episkopalnym św. Jana, znajdującym się po przeciwnej stronie Białego Domu, podpalonym przez protestujących 31 maja. Aby dostać się do kościoła policja musiała rozgonić pokojową demonstrację przed Białym Domem i to właśnie wywołało oburzenie części opinii publicznej.
W grupie oburzonych znalazł się także arcybiskup Gregory, który wydał bardzo ostry komunikat. Napisał w nim, iż św. Jan Paweł II nie zgodziłby się z tym co Trump zrobił dzień wcześniej.
Nie zgodziłby się na użycie gazu łzawiącego i innych środków odstraszających, aby uciszyć, rozproszyć lub zastraszyć , jedynie po to, żeby zrobić zdjęcie
— powiedział arcybiskup, który w pewnym sensie skrytykował organizację Rycerzy Kolumba, opiekujących się sanktuarium.
Tymczasem część katolickiej opinii publicznej skrytykowała wystąpienie biskupa Gregory, widząc w nim wypowiedź przede wszystkim polityczną, a nie duszpasterską. W ten sposób, Brian Burch, szef organizacji Catholic Vote, stwierdził w Fox, że jest „smutne obserwować jak katolicki biskup wykorzystuje tę okazję dla ataku partyjnego na prezydenta Stanów Zjednoczonych, szczególnie w sytuacji, kiedy kraj potrzebuje jedności, a nie podziału”. Przybycie Trumpa do sanktuarium oraz podpisywanie dekretu powinno być radosnym wydarzeniem dla wszystkich katolików, jednak nie było taki dla arcybiskupa, powiedział Burch.
Arcybiskupa skrytykował także Phil Lawler, felietonista strony The Caholic Culture. Wykorzystując słowa kapłana napisał, iż uważa za „zaskakujące i naganne” to, że prałat opublikował tak ostry komunikat, nie sprawdzając przedtem wszystkich potrzebnych informacji. Gdyby skonsultował się z przedstawicielami Rycerzy Kolumba, pisze Lawler, wiedziałby, że wizyta prezydenta w sanktuarium była zaplanowana już od dawna. Najciekawszy komentarz na całą sprawę opublikował ks. Dwight Longenecker, który na Twitterze zacytował wypowiedź arcybiskupa wraz z fotografią Nancy Pelosi, wspomnianej wcześniej polityk z Partii Demokratycznej, która wygłasza przemówienie w archikatedrze, podczas, gdy arcybiskup z uwagą jej słucha.
Przesłanie jest jasne: arcybiskupowi przeszkadza Trump w sanktuarium, podczas gdy nie ma nic przeciwko proaborcyjnej polityk przy ołtarzu jego archikatedry.
Niestety sprawa wygląda jeszcze gorzej, ponieważ trzeba pamiętać, że fotografię zrobiono we wrześniu 2019 r. podczas mszy św. za duszę dziennikarki Cokie Roberts, która w swoich artykułach zajmowała proaborcyjne stanowiska oraz popierała małżeństwa gejowskie. Gregory opisał wtedy w swojej homilii Roberts jako „profesjonalistkę w służbie prawdy”. Pelosi, spiker Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych, zabrała również głos podczas tej uroczystości, a Roberts nazwała „skarbem narodowym”. Promowanie agendy proaborcyjnej z ołtarza katolickiej archikatedry, na które zezwolił jej pasterz nie jest „manipulacją polityczną”, ale klękanie Trumpa w sanktuarium św. Jana Pawła II już jest. Wystąpienie arcybiskupa Waszyngtonu i fascynacja z jaką środowiska lewicowo-liberalne przyjęły jego słowa pokazują jedno. Istnieje niebezpieczeństwo, że Kościół Katolicki zostanie włączony w lewicowe agendy, a nie tylko, jak to się mu często zarzuca, w „konserwatywne”. Świadomie lub nieświadomie Arcybiskup Gregory udowodnił to swoim wystąpieniem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/503551-przeszkadza-mu-trump-w-sanktuarium-ale-nie-proaborcyjnosc