O skandalu związanym z handlem żywym towarem (czyli sprzedażą noworodków) na Ukrainie informowaliśmy na portalu wPolityce.pl w ostatnich dniach dwukrotnie.
KONIECZNIE PRZECZYTAJ:
-
Płaczące noworodki w wylęgarniach ludzi, czyli co zrobić z nieodebranym towarem
-
Na Ukrainie wybuchł skandal wokół bezdomnych noworodków z surogacji
Szokujące praktyki BioTexCom
W centrum skandalu znalazła się agencja macierzyństwa zastępczego BioTexCom z Kijowa, specjalizująca się w surogacji komercyjnej na rzecz klientów zagranicznych. Głośno było o niej już w lipcu 2019 roku, kiedy ówczesny prokurator generalny Ukrainy Jurij Łucenko i jego zastępca Anatolij Matios oskarżyli BioTexCom o handel żywym towarem. Ujawnili wtedy kulisy przestępstwa, którego miało dopuścić się kierownictwo kijowskiej kliniki w 2011 roku. Do agencji zgłosiła się wówczas bezpłodna para z Italii, która zamówiła dziecko. BioTexCom za usługę otrzymał 32 tysiące euro, z czego matka-surogatka dostała 6 tysięcy. Włosi zarejestrowali noworodka jako swoje dziecko i wywieźli z Ukrainy. Na podstawie testów DNA policja włoska ustaliła jednak, że dziecko zostało poczęte bez wykorzystania materiałów genetycznej wspomnianej pary. Oznacza to, że jego rodzicami byli obywatele Ukrainy, zaś Włosi wywieźli nie swoje dziecko, łamiąc obowiązujące prawo. Na Półwyspie Apenińskim parę oskarżono o sfałszowanie dokumentów, a malucha oddano do sierocińca.
Prokurator generalny oświadczył, że nie był to jedyny przypadek handlu ludźmi, w który zamieszany był BioTexCom. Ujawnił, że klinika przeprowadziła około tysiąca transakcji związanych z surogacją komercyjną i w wielu przypadkach do poczęcia dziecka nie wykorzystano materiału genetycznego osób zamawiających noworodka.
Parlamentarzyści bronią kliniki
Sprawa nie miała jednak ciągu dalszego, a raczej miała inny niż spodziewał się tego Jurij Łucenko. Wkrótce potem doczekał się on interwencji ze strony aż 43 parlamentarzystów, którzy bronili kliniki, oskarżając go o utrudnianie prowadzenia działalności biznesowej prywatnemu przedsiębiorcy. Doszło do tego, że w grudniu 2019 roku na wniosek jednego z deputowanych rozpoczęto nawet z tego powodu śledztwo przeciw prokuratorowi generalnemu i jego zastępcy. Parę miesięcy później wybory prezydenckie na Ukrainie wygrał Wołodymyr Zełenski, zaś parlamentarne jego partia – Sługa Narodu. Jurij Łucenko i Anatolij Matios zostali zwolnieni, a o sprawie BioTexComu zrobiło się cicho.
Kijowska klinika ma niesamowitą zdolność przekonywania do siebie polityków. Jeszcze kilka dni temu pełnomocnik Rady Najwyższej Ukrainy ds. praw człowieka Ludmiła Denisowa nazwała zastępcze macierzyństwo poważnym problemem, który wymaga szybkiej reakcji. Dodała, że surogacja na zamówienie z zagranicy może naruszać prawa dzieci, a państwo ukraińskie nie jest nawet w stanie bronić swoich obywateli.
Po spotkaniu z dyrekcją kliniki Denisowa zmieniła jednak ton wypowiedzi. W samych superlatywach wypowiadała się o działalności agencji. Dodała, że rozmawiała z właścicielem BioTexComu o konieczności zmian w obowiązującym prawodawstwie. Stwierdziła wprost:
On też ma swoje propozycje. Myślę, że w przyszłym tygodniu spotkamy się razem z jego grupą inicjatywną, która reprezentuje centra medycyny reprodukcyjnej, i omówimy sprawy. I będziemy proponować prawodawstwo.
Fakty mówią same za siebie
O tym, kto może znaleźć się wśród inicjatorów nowego ustawodawstwa, wiele mówią wydarzenia sprzed trzech tygodni. 25 kwietnia wiceminister spraw wewnętrznych Ukrainy Anton Geraszczenko zamieścił na swym Facebooku wpis zatytułowany „Biznes na nowonarodzonych. Czyli pieniądze nie śmierdzą”. Poinformował, że ukraińska policja rozbiła międzynarodową siatkę przestępczą, na czele której stała główna lekarka prywatnej agencji macierzyństwa zastępczego, czyli kliniki zajmującej się komercyjną surogacją. Grupa zajmowała się sprzedażą niemowląt do Chin. Był to – jak napisał wiceminister – „swoisty supermarket handlujący noworodkami”. Geraszczenko ujawnił szczegóły:
klientów wyszukiwano zazwyczaj wśród obywateli Chińskiej Republiki Ludowej – samotnych mężczyzn określonej orientacji, pragnących urodzić dziecko na Ukrainie metodą sztucznego zapłodnienia z pomocą usług dawcy oraz matki-surogatki. Po urodzeniu dziecka surogatka godziła się na zmianę wpisu rodzicielstwa w metryce urodzin, na skutek czego rodzicami dziecka stawali się obywatel ChRL i jego fikcyjna żona. Następnie obywatel ChRL, posiadając dokumenty potwierdzające jego ojcostwo, wywoził dziecko za granice Ukrainy.
Wiceminister spraw wewnętrznych dodał, że zatrzymano kilka osób, które oskarżono o handel ludźmi. W tej chwili ukraińskie organy ścigania prowadzą śledztwo w sprawie 140 obywateli Chin podejrzanych o udział w tym procederze, jednak rzeczywista liczba noworodków wywiezionych za granicę może być znacznie większa.
Geraszczenko stwierdził, że tego typu praktyka jest możliwa dzięki istniejącemu na Ukrainie prawodawstwu, które umożliwia komercyjną surogację na podstawie zwykłej umowy cywilno-prawnej, nawet bez konieczności poświadczenia jej u notariusza. W związku z tym wiceminister wezwał parlament Ukrainy, by uregulował raz na zawsze w sposób cywilizowany kwestię macierzyństwa zastępczego.
Ukraina nie powinna być półlegalnym placykiem dla handlu dziećmi
— stwierdził Anton Geraszczenko.
No cóż, jeżeli twórcami nowego prawa będą lobbyści reprezentujący interesy klinik macierzyństwa zastępczego (jak anonsuje Ludmiła Denisowa), to nadzieje wiceministra Geraszczenki okażą się płonne, a handel żywym towarem będzie kwitł na Ukrainie w najlepsze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/500444-handel-noworodkami-na-ukrainie-znajduje-obroncow-wsrod-tamte