Wszystko wskazywało na to, że ogłoszona na Białorusi kampania przed wyborami prezydenckimi przejdzie zgodnie z przyjętym przez władze scenariuszem. Najpierw służby aresztowały opozycyjnego blogera i autora popularnego kanału na platformie YouTube Siarhiej Cichanouskiego, który ogłosił, że ma zamiar wystawić swoją kandydaturę, a potem zatrzymywano zbierających się w różnych miastach Białorusi w jego obronie demonstrantów.
Skrępowane ręce opozycji
Jak obliczono w ciągu ostatniego tygodnia zatrzymano 120 osób. Cichanouski, który siedzi w areszcie nie będzie mógł (termin upływa dzisiaj, a w zastępstwie swą kandydaturę ma zamiar zgłosić jego żona) zarejestrować swojego komitetu wyborczego, a to uniemożliwia mu zbieranie podpisów i start w wyborach. Władza przed wyborami jest zawsze bardziej nerwowa, białoruskie media opozycyjne donoszą też o narastającej presji na dziennikarzy. Dla publiczności bardziej niezależnej, a przynajmniej będącej zwolennikami prowadzenia przez Mińsk polityki uniezależniania się od Moskwy władze przygotowały inną „pigułę informacyjną”. Najpierw Aleksander Łukaszenka w czasie wczorajszego spotkania z premierem Rumasem powiedział, że „dostał informacje iż w ten niełatwy czas Rosja sprzedaje Europie gaz ziemny po 70 dolarów”. Zdaniem Łukaszenki Rosja powinna obniżyć cenę dla Białorusi (127 dolarów za 1000 m³), zwłaszcza jeśli Niemcom, „już nie mówię o tym, że to rok 75 rocznicy zwycięstwa”, dostarcza tak tanio. Dzisiaj zaś białoruski minister spraw zagranicznych Uładzimir Makiej poinformował o zawarciu pierwszego kontraktu na zakup 80 tys. ton ropy naftowej ze Stanów Zjednoczonych, co jest wynikiem rozmów w trakcie wizyty szefa Departamentu Stanu na początku lutego na Białorusi. Ropa ma przypłynąć do portu w Kłajpedzie na początku czerwca. Nieco wcześniej Łukaszenka podpisał zgodę na budowę interkonektora między dwiema nitkami przebiegającego przez Białoruś ropociągu (rozdziela się przed granicą), co ma pozwolić na zaopatrywanie białoruskich rafinerii z dwóch alternatywnych wobec rosyjskiego, kierunków – zarówno z Północy, jak i za pośrednictwem rurociągu Odessa – Brody, z południa. Trwają też prace umożliwiające dostawy ropy z Gdańska, w systemie rewersu, przez Rurociąg Przyjaźń.
Wybory zapowiedziano na 9 sierpnia, co też jest pewnym zaskoczeniem, bo spodziewano się ich raczej z końcem tego miesiąca. Zdaniem białoruskich komentatorów taki termin ich przeprowadzenia świadczy o tym, że władze nie miały intencji nadawania im jakiejś szczególnej oprawy. Chodziło raczej o to, aby były one maksymalnie zrutynizowane, bez wielkich zaskoczeń i fajerwerków, nawet może bez szczególnej troski o frekwencję.
Zaskakujące kandydatury
Dziś już wiadomo, że ten plan okazał się fiaskiem. Powód jest, jak na Białoruś ciekawy. Otóż swe kandydatury zgłosili ludzie do tej pory utożsamiani z białoruskim establishmentem. I są to kandydatury poważne. Jednym z nich jest były prezes Parku Zaawansowanych Technologii Walery Cepkało, obecnie będący przedsiębiorcą. Część białoruskich komentatorów jest zdania, że są to „sparing partnerzy” Łukaszenki, wysunięci przez władze. Chodzić ma o to, aby wybory, w oczach Zachodu wyglądały bardziej wiarygodnie a sukces Łukaszenki można było przedstawić jako wyraz poparcia społecznego, a nie administracyjnych machinacji.
Ale ten pogląd, może okazać się błędnym, zwłaszcza jeśli zwrócimy uwagę na drugiego kandydata, którego udział w wyborach jest zaskoczeniem, a może nawet sensacja. Jest nim Wiktar Babaryka, który przez 20 lat kierował Biełgazprombankiem, który jest własnością rosyjskiego Gazpromu. Babaryka jest przy tym aktywnym komentatorem białoruskiego życia gospodarczego oraz stanu w jakim znajduje się Białoruś. W szeregu wywiadów jakich udzielił mediom niezależnym lub półniezależnym w ostatnich miesiącach mówił, że w kraju sytuacja się pogarsza, bo władze nie przeprowadziły koniecznych reform. Niechęć do zmian, w jego opinii, wpycha Białoruś w zastój cywilizacyjny a Białorusinów w nędzę. Jawił się jako zwolennik reform, nowoczesności ale również silnych związków gospodarczych z Rosją. W jego opinii gospodarczych organizmów Białorusi i Rosji nie da się, i nawet nie powinno rozdzielać. Można powiedzieć, że kreował swój wizerunek, jako prorosyjskiego, ale pragmatycznego, powołującego się na interes gospodarki a nie względy ideowe patrioty Białorusi i zwolennika unowocześnienia kraju. Bankier z dwudziestoletnim stażem, pragmatyczny fachowiec, zwolennik reform i nowoczesności ale również mający dobre układy w Moskwie, to zapewne główne elementy przekazu jego kampanii. Sprawia ona przy tym wrażenie dobrze przemyślanej i niezwykle dynamicznej.
To, że zamierza kandydować ogłosił 12 maja. Dwa dni później w jego grupie inicjatywnej było już ponad 4 tysiące osób, a dzisiaj w dzień rejestracji komitetu, 7,5 tysiąca. Jak na Białoruś i kandydata niezależnego to liczba imponująca, więcej ma tylko Łukaszenka, do komitetu, którego zgłosiło się 11 tysięcy osób. Co symptomatyczne, pytany przez dziennikarzy Svobody do kogo należy jego zdaniem Krym, Babaryka, uchylił się od odpowiedzi, mówiąc ze śmiechem, że „do Grecji.” Mamy zatem do czynienia z intrygującą rozgrywką. Łukaszenka, o ile dopuści Babaryka do startu w wyborach będzie mierzył się z kandydatem będącym zwolennikiem pragmatycznej współpracy z Rosją, mówiącym o sobie, że jest białoruskim patriotą oraz opowiadającym się za unowocześnieniem kraju. Innymi słowy, siermiężny i socjalistyczny Łukaszenka kontra nowoczesny, prorosyjski liberał Babaryka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/500441-wiktar-babaryka-czyli-rosja-odslania-karty-na-bialorusi