Henry Kissinger, były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego oraz Sekretarz Stanu a także profesor nauk politycznych i uznany ekspert ds. międzynarodowych napisał w dzienniku The Wall Street Journal na początku kwietnia, że w obliczu skali wyzwań związanych z Covid-19 przed Stanami Zjednoczonymi rysują się trzy podstawowe zdania. Po pierwsze objąć światowe przywództwo w walce z pandemią, po drugie narzucić, a może lepszym słowem byłoby tu, zaproponować ekonomiczne narzędzia do walki z kryzysem i po trzecie obronić liberalny porządek. Dzisiaj, po miesiącu od momentu kiedy Kissinger napisał swój artykuł widać, że w Waszyngtonie nie ma ani pomysłu, ani nastroju, ani też zapewne woli aby narzucić światu swoją wizję walki z kryzysem, zarówno Covid-19, jak i szerzej, gospodarczym czy finansowym. W tym sensie amerykańskie przywództwo w świecie, przynajmniej w świecie koncepcji i idei, zdaje się znajdować obecnie w kryzysie.
Idą za tym propozycje nowego spojrzenia na światowy układ sił i rolę w nim Stanów Zjednoczonych. Steven M. Walt, profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Harvarda swój poświęcony nowej globalnej strategii Stanów Zjednoczonych, jaki opublikował na łamach Foreign Policy zatytułował dość przewrotnie Stany Zjednoczone zapomniały swoją strategię wygrania Zimnej Wojny. Jego zdaniem punktem wyjścia winno być ugruntowane przekonanie amerykańskiego establishmentu, zarówno wojskowego jak i politycznego, że kluczem do amerykańskiego sukcesu było oraz jest obecnie, branie pod uwagę układu sił w najważniejszych regionach strategicznych. Jeżeli w takim miejscu świata nie ma hegemona, ani kandydata na odgrywanie takiej roli, to jego zdaniem, z oczywistych powodów nie ma żadnego sensu aby wysyłać tam amerykańskie wojska, bo równowaga nie jest zagrożona. Drugim warunkiem powodzenia jest budowanie swej pozycji w oddalonych miejscach świata w oparciu o siły lokalne, które stanowią zawsze i powinny w przyszłości stanowić, pierwszą linię obrony przed zagrożeniem w sytuacji, kiedy nowy regionalny hegemon się pojawia. Dopiero kiedy lokalni sojusznicy Stanów Zjednoczonych nie są w stanie się obronić, Waszyngton winien wkroczyć, dbając, bo to w leży w jego interesie, o przywrócenie równowagi sił. Ta strategia, określana mianem offshore balancing, zdaniem Walta zadała egzamin w czasie Zimnej Wojny w Europie i zda go również obecnie, zwłaszcza na naszym kontynencie. Dlaczego? Bo jego zdaniem nie istnieje teraz zagrożenie pojawienia się lokalnego hegemona, jeżeli w ogóle taki kiedykolwiek się pojawi. I dlatego, proponuje on, aby Stany Zjednoczone powierzyły państwom europejskim ciężar dbania o własne bezpieczeństwo, bo potencjał zarówno demograficzny, jak i gospodarczy daje im wszelkie warunki do uprawiania polityki powstrzymywania potencjalnego hegemona lokalnego. Ale sytuacja w Azji Południowo – Wschodniej jest jego zdaniem diametralnie odmienna. Tam nie tylko mamy perspektywę pojawienia się, ale już obserwujemy ekspansję (sztuczne wyspy na Morzu Południowochińskim) lokalnego hegemona, który zaczyna przejawiać ambicje globalne. I to tam równowaga sił jest zagrożona w stopniu o niebo większym niż w Europie, dlatego tam swa uwagę winny w najbliższej przyszłości koncentrować Stany Zjednoczone.
W amerykańskiej dyskusji pojawił się też pogląd, formułowany m.in. przez Henry’ego Kissingera w którym główną tezą jest propozycja odwrócenia jego słynnego manewru z czasów prezydentury Nixona. Tym razem to Rosja powinna być przeciągnięta na stronę Stanów Zjednoczonych po to aby osłabić jej alians z Chinami i w ten sposób zmusić Pekin do ustępstw. Abstrahując od faktu czy Moskwa chce takiego odwrócenia sojuszy nietrudno zauważyć, że już sama propozycja jest potwierdzeniem tezy, czy może obawy, że w pojedynkę Waszyngton nie poradzi sobie z Pekinem i jego politycznymi sojusznikami.
Z poglądem tym polemizuje, na łamach Foreign Policy Matthew Kroenig, zastępca dyrektora Scowcroft Center for Strategy and Security, w Atlantic Council, który w tytule – Stany Zjednoczone nie powinny wejść w sojusz z Rosją przeciw Chinom – zawiera główne przesłanie swego wystąpienia. Przyjrzyjmy się jednak argumentom. Prócz dość oczywistych, jak kwestia podstawowa a mianowicie czy Putinowi można zaufać oraz powątpiewania w czy w istocie związki chińsko – rosyjskie są tak silne jak można byłoby sądzić na podstawie oficjalnych deklaracji Kroenig stawia jedną zasadniczą tezę. A mianowicie, jego zdaniem Stany Zjednoczone w większym stopniu niźli do tej pory winny inwestować w relacje sojusznicze. Głównym zadaniem Stanów Zjednoczonych winno być w takim ujęciu nie myślenie o tym jak przeciągnąć na swoją stronę dyktatorów w rodzaju Putina, ale jak wzmocnić swych strategicznych sojuszników. W takim układzie, w którym potencjał USA współgra z potencjałem amerykańskich sojuszników z NATO, ale również Japonii, Korei Pd. i Australii, dysproporcja jest wyraźnie na korzyść wolnego świata. Obóz autorytarny, czyli Chiny i Rosja mają łącznie 19 % światowego PKB, „obóz wolności” 59 %. Nietrudno jednak zauważyć, że obydwie propozycje, zarówno Kroeniga jak i Walta mają jedna cechę wspólną. Stany Zjednoczone w większym stopniu niż do tej pory winny polegać na sojusznikach, których interesy i poglądy muszą być w większym stopniu brane pod uwagę. Być może oznacza to wycofanie się Waszyngtonu z naszej części Europy, być może nie, ale z pewnością znacznie bardziej niż do tej pory, partnerskie relacje. To też musi oznaczać, iż w mniejszym stopniu Stany Zjednoczone będą gwarantem europejskiego bezpieczeństwa, a w większym stanie się to zadaniem samych Europejczyków, albo państw, które czują się zagrożone.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/500287-jaka-strategia-ameryki-wobec-europy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.