Anders Tegnell, główny epidemiolog Szwecji, autor polityki polegającej na nie wprowadzaniu zbyt daleko idących ograniczeń powiedział pod koniec tygodnia, że jego zdaniem około 40 proc. mieszkańców Sztokholmu nabędzie do końca miesiąca odporności na infekcję wirusem Covid-19. Jego zdaniem jest to główne osiągnięcie strategii obranej przez szwedzkie władze, która gwarantuje, że nie będzie żadnej drugiej fali pandemii, czego nie można powiedzieć w przypadku krajów stosujących drastyczne reguły dystansowania społecznego.
Jesienią, powiedział dziennikowi Financial Times, będziemy mieli drugą falę. Szwecja będzie miała wysoki poziom odporności i liczba nowych infekcji będzie najprawdopodobniej bardzo niska”. Ale Finlandia, jak powiedział Tegnell, która ma dziś bardzo niski poziom odporności, będzie musiała zmierzyć się z powtórną fala pandemii.
Czy Finlandia znów ogłosi całkowity lock down?
—pyta retorycznie główny specjalista szwedzki ds. walki z Covid-19.
Zwolennicy podejścia szwedzkiego, których, po kilku tygodniach ograniczeń, w świecie jest coraz więcej nie dostrzegają kosztów, jakie Sztokholm poniósł przyjmując swą unikalną strategię walki z pandemią. Warto przypomnieć, że odnotowano tam do tej pory 319 ofiar śmiertelnych licząc na milion mieszkańców, podczas gdy w Finlandii, o której mówił Tegnell 48, w Norwegii 36, a w Danii, w której też niedawno otwarto szkoły i znacznie poluzowano zasady dystansowania społecznego 91. Dla przypomnienia, w Polsce, mamy do czynienia ze wskaźnikiem 21 zgonów na milion mieszkańców, co oczywiście nie przeszkadza opozycji i jej zwolennikom twierdzić, że reakcja naszego rządu na zagrożenie pandemią była i jest najgorsza na kontynencie. Wracając jednak do polityki Szwecji warto zapytać czy przyjęta przez kraj strategia opłaca się z punktu widzenia życia gospodarczego, bo na takie przewagi wskazują najczęściej zwolennicy tego rodzaju podejścia. Kawiarnie, restauracje, szkoły nie są zamknięte, więc zapewne kryzys nie jest tak dolegliwy jak gdzie indziej. W marcu, na początku pandemii o konieczności barania pod uwagę zarówno interesów gospodarki jak i najbardziej zagrożonych grup społeczeństwa mówił publicznie Jacob Wallenberg, szef największej szwedzkiej rodziny przemysłowej, której akcje wyceniane są 37 mld dolarów, ale która dzięki systemowi uprzywilejowanych głosów kontroluje sporą część szwedzkiego przemysłu i sektora inwestycyjnego, począwszy od koncernu Ericsson, przez bank SEB a na funduszu inwestycyjnym Kinnevik skończywszy. Wydaje się zatem, że strategia władz Szwecji w zakresie walki z pandemią była i nadal jest próbą pogodzenia woli ochrony najbardziej wystawionych na ryzyko grup ludności z interesami przemysłu i gospodarki, która nie powinna zostać zamrożona.
Jeśli na politykę Sztokholmu spojrzeć z takiej perspektywy, to przyjęta strategia zakończyła się fiaskiem, choć pierwsze wskaźniki wskazywały na to, że będzie ona skuteczna. Wyniki pierwszego kwartału szwedzkiej gospodarki były znacznie lepsze niźli państw Unii Europejskiej. O ile w Unii, gospodarka skurczyła się o 3,8 proc., o tyle w Szwecji spadek był znacznie mniejszy i wyniósł 0,3 proc.. Zdaniem niektórych ekspertów jest to jednak skutek tego, że pandemia na północ dotarła nieco później. Dane za kwiecień i formułowane w ostatnich dniach prognozy nie są już tak optymistyczne. Komisja Europejska jest zdania, że w tym roku PKB Szwecji skurczy się o 6,1 proc., a Riksbank, szwedzki bank centralny formułuje jeszcze bardziej mroczne prognozy uważając, że spadek nie będzie mniejszy niźli 7 proc., a może nawet osiągnie 10 proc. wskaźnik. Bezrobocie, jak oceniają szwedzcy ekonomiści z Banku centralnego ma wzrosnąć do poziomu 9 – 10,4 proc., co w tym kraju jest wielkością niespotykaną od lat.
„Jest zbyt wcześnie – powiedziała dziennikowi Financial Times Christina Nyman, do niedawno zastępczyni szefa departamentu polityki pieniężnej w Riksbanku, a obecnie główny ekonomista w Handelsbanken – aby twierdzić, że będziemy mieć się lepiej niźli inni. Myślę, że Szwecja, w ostatecznym rachunku skończy tak jak inni.”
Szwedzka gospodarka jest po prostu zbyt mała i zbyt wielkim stopniu powiązana łańcuchami zaopatrzeniowymi z innymi krajami, które wprowadziły restrykcje aby samodzielnie poradzić sobie z ogarniającym całą Europę kryzysem gospodarczym. Volvo zmuszony został do zatrzymanie linii produkcyjnych w swoich fabrykach zarówno z tego powodu, że nie był w stanie zapewnić sobie dostaw podzespołów jak i z powodu załamania się popytu. Zresztą w samej Szwecji, jak informują media na podstawie danych napływających z publicznego transportu, banków rozliczających transakcje kartami kredytowymi oraz z sieci restauracji, popyt wewnętrzny, mimo liberalnych reguł lock down, również spadł w sposób znaczący.
Ekonomiści banku SEB, kontrolowanego przez rodzinę Wallenbergów, są zdania, że w tym roku szwedzki PKB spadnie o 6,5 proc., w stopniu mniejszym niźli w Danii czy Finlandii, gdzie spadek szacuje się na 9 – 10 proc., ale niemal tak samo jak w Niemczech czy w Stanach Zjednoczonych.
Jeżeli tak spojrzymy na wyjątkową strategię Szwecji walki z pandemią Covid-19, to zasadnym wydaje się pytanie po co to wszystko. Wskaźniki zgonów jest znakomicie wyższy niż w krajach, które wdrożyły restrykcyjne zasady lock down. Jeśli idzie o gospodarkę to też spodziewać się należy recesji i to wcale nie mniejszej niźli gdzie indziej. Mamy jeszcze argument Andersa Tegnella, związany z drugą falą infekcji. Tylko, że to jest prognoza, nie fakty. Dotychczasowe wyniki wskazują, że szwedzka strategia walki z Covid-19 kosztowała więcej, a osiągnięcia, w zakresie gospodarczym, są nader wątłe. Czekajmy zatem do września, aby przekonać się czyje podejście okaże się lepsze. Na podstawie dostępnych dziś danych nie można tego jeszcze stwierdzić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/499627-czy-szwedzka-strategia-walki-z-covid-19-jest-lepsza