Marshall Billingslea, mianowany kilka dni temu przez prezydenta Donalda Trumpa zastępcą sekretarza Departamentu Stanu ds. kontroli nad procesem rozbrojeniowym i międzynarodowym bezpieczeństwem udzielił swego pierwszego wywiadu programowego dziennikowi The Washington Times. To co powiedział jest istotne z punktu widzenia perspektywy przedłużenia traktatu INF (Układ o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu).
Jest to amerykańsko – rosyjskie porozumienie podpisane jeszcze w 1987 roku o redukcji rakiet średniego zasięgu (od 500 do 5500 km), które przedłużane jest okresowo. Najbliższy taki termin przypada w lutym 2021 roku, i jeżeli Waszyngton i Moskwa nie podpiszą kolejnego porozumienia traktat przestanie obowiązywać. Perspektywa dogadania się jest niewielka z kilku powodów.
Jednym z nich, podnoszonym w ostatnich latach przez Stany Zjednoczone jest to, że po pierwsze umową nie są objęte Chiny, które korzystając z tego bardzo zintensyfikowały w ostatnich latach zbrojenia. Drugim powodem dla którego w Białym Domu i w Pentagonie powątpiewa się w celowość przedłużenia umowy są liczne doniesienia służb wywiadowczych, że Rosja rozmyślnie łamie jego zapisy konstruując rakiety, które mają zasięg wykluczony umową. Moskwa nie jest dłużna Stanom Zjednoczonym i oskarża Waszyngton, że instalacje, będące elementem systemu tarczy antyrakietowej, obecne również w Polsce, ale i w Rumuni, są w istocie systemami podwójnego przeznaczenia i przy niewielkich modyfikacjach mogą być używane w celu odpalenia rakiet niedozwolonych traktatem. Z punktu widzenia bezpieczeństwa Polski losy porozumienia mają fundamentalne znaczenie. Jeżeli nie zostanie ono przedłużone, to wówczas całe terytorium naszego kraju znajdzie się w zasięgu rosyjskich rakiet średniego zasięgu. Będzie to wymuszało gruntowną przebudowę systemu obrony przeciwlotniczej, czyli przesunięcia w obrębie budżetów wojskowych, które w czasach kryzysu i tak będą wystarczająco napięte.
Brak porozumienia między Moskwą a Waszyngtonem i kres traktatu INF będzie też oznaczać koniec ostatniego porozumienia rozbrojeniowego, a to równa się likwidacji prawno – negocjacyjnej struktury, powstałej jeszcze w czasach Zimnej Wojny, która lepiej lub gorzej, ale służyła wymianie informacji. Teraz takich płaszczyzn współpracy i rozmowy może nie być, co też nie przyczynia się do poprawy sytuacji.
Dlatego wywiad Marshalla Billingslea jest ważny i baczenie obserwowany w Moskwie, mimo, że nie został on jeszcze formalnie zatwierdzony na swym stanowisku przez Senat. Może nawet nie dostać zgody, bo kiedy w 2018 Donald Trump wniósł jego kandydaturę na stanowisko zastępcy Sekretarza Stanu w tym samym departamencie, tylko, że odpowiadającego za bezpieczeństwo, prawa człowieka i demokrację, to spotkała się ona ze wściekłym atakiem mediów i przedstawicieli Demokratów, którzy zarzucili temu weteranowi Pentagonu, że odpowiadał on za metody śledcze stosowane w Guantanamo za czasów prezydentury Georga Busha jr. W efekcie nie dostał on nominacji, a w kwietniu tego roku, spodziewając się zapewne oporów ze strony Kongresu Trump mianował go specjalnym pełnomocnikiem prezydenta z takim samym zakresem obowiązków. Pełnomocnik nie musi być zatwierdzany w Kongresie. Tym nie mniej Donald Trump 2 maja oficjalnie zgłosił jego kandydaturę.
Billingslea, w relacjach rosyjskich wojskowych szczebla ministerialnego, którzy mieli sposobność spotykać się z nim przy okazji innych rozmów opisywany jest nie jako typ elastycznego negocjatora, raczej wojskowego, który skrupulatnie i sztywno trzyma się instrukcji. W tym sensie jeszcze istotniejsze jest to co powiedział w swym pierwszym wywiadzie programowym, bo niewykluczone, a nawet bardzo prawdopodobne jest to, iż podzielił się z dziennikiem nie własnymi pomysłami, a zreferował polityczną agendę Białego Domu w tej kwestii. Kalendarz negocjacyjny tak jest ułożony, że niezależnie od tego kto wygra jesienne wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, to przedstawiciele administracji Donalda Trumpa, będą rozmawiać z Rosjanami i od ich postawy zależy przyszłość umowy. Na inne warianty nie ma po prostu czasu.
Billingslea powiedział w wywiadzie, że Stany Zjednoczone nie przedłużą Traktatu START, jak w amerykańskiej nomenklaturze określa się umowę INF, o ile Moskwa nie przekona Chin, aby te usiadły za wspólnym stołem rokowań. W jego opinii chiński program rozbudowy arsenału nuklearnego i środków przenoszenia, przede wszystkim średniego zasięgu, dotyczy zarówno bezpieczeństwa Ameryki, jak przede wszystkim Rosji i Moskwa powinna to wziąć pod uwagę zmieniając swoją politykę wobec Pekinu w tej kwestii. Jego zdaniem Biały Dom hołduje opinii, że „traktat zawiera wiele rażących błędów” i niepotrzebne jest prowadzenie „negocjacji dla negocjacji” a tym bardziej przedłużanie „wadliwego” porozumienia.
„Administracja Obamy – dodał – wynegocjowała bardzo słaby reżim weryfikacji” tego czy strony stosują się do zapisów porozumienia. „W istocie obecna umowa ma bardzo mało wspólnego z tym co zawierała pierwotna umowa START, ta obecna pełna jest luk, zwłaszcza w zakresie weryfikacji, które Rosjanie wykorzystują. Takie postępowanie również będzie musiało ulec zmianie”.
Już wcześniej Pekin odrzucił możliwość wzięcia udziału w trójstronnych rozmowach rozbrojeniowych i uważa, że nawet udostępnienie informacji na temat wielkości posiadanego arsenału nuklearnego stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Przedstawiciele Rosji proponują przedłużenie umowy, po to, aby zyskać w ten sposób więcej czasu na rozpoczęcie negocjacji.
Trzeba zwrócić uwagę na te elementy wypowiedzi Billingslea w których mówi on, że „Rosja desperacko stara się o przedłużenie umowy” i łączy to ze spodziewanymi problemami ekonomicznymi wobec których stoi Moskwa w efekcie kryzysu na rynku ropy naftowej i pandemii Covid-19. W jego opinii Rosja nie ma niezbędnych zasobów aby wziąć udział w nowym wyścigu zbrojeń nuklearnych, który może nastąpić po rozwiązaniu traktatu INF i to oznacza, że amerykańska pozycja negocjacyjna jest silna. Oczywiście, nowe, ewentualne porozumienie musi zostać obudowane, w jego opinii, niezwykle rozbudowanymi mechanizmami kontroli i weryfikacji wypełniania przez strony umów bo dotychczasowe doświadczenia Stanów Zjednoczonych są takie, że „Moskwa złamała praktycznie każdy paragraf” podpisanych porozumień. Pytany o to jak powinien wyglądać nowy, trójstronny traktat, odpowiedział, że w jego opinii kluczowe są dwie jego cechy. Po pierwsze w jego rezultacie Stany Zjednoczone powinny być w stanie „oszczędzić olbrzymie kwoty, które należałoby wydać na zbrojenia” dlatego, że nakłada on istotne ograniczenia na pozostałe strony umowy i po drugie uczestnicy porozumienia winni żyć w świadomości, że jego łamanie „pociągnie za sobą poważne konsekwencje”.
Wydaje się zatem, że głównym elementem strategii Białego Domu w zakresie rozmów rozbrojeniowych będzie oczekiwanie czy Moskwa jest w stanie doprowadzić do tego, że Pekin weźmie w nich udział. Jeżeli to się nie stanie, a przy obecnym stanie amerykańsko – chińskich relacji liczenie na to że Pekin zmieni swą pozycję wydaje się założeniem skrajnie optymistycznym, czeka nas kres traktatu i nowy wyścig zbrojeń. Wszyscy potencjalni jego uczestnicy w czasach kryzysu będą mieć mniej pieniędzy na zbrojenia. Ten kto będzie miał najmniej najbardziej straci. Polska też zmuszona zostanie do gruntownych zmian w swoich planach obrony.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/499475-za-7-miesiecy-powroci-zimna-wojna