W nocy z 4 na 5 maja komitet Nagrody Pulitzera przyznał dziennikarzom The New York Times tegoroczną nagrodę od razu w trzech kategoriach – za dziennikarstwo dochodzeniowe oraz międzynarodowe oraz za najlepsze komentarze. Jeśli chodzi o nagrodę za dziennikarstwo międzynarodowe, to uzasadnienie jej przyznania współpracownikom dziennika, będącego zresztą ikoną liberalnych mediów, podkreśla, że „fascynujące historie (opisane przez dziennikarzy) za cenę wielkiego osobistego ryzyka opisują zaborczą naturę reżimu Władimira Putina”. Cykl za który otrzymali oni nagrodę składa się z sześciu artykułów prasowych i dwóch filmów dokumentalnych. Przy czym żaden z tych materiałów nie dotyczy Rosji bezpośrednio. Opisują one wojny w Libii, w Syrii, wybory na Madagaskarze i w Republice Środkowoafrykańskiej oraz zabójstwa, czy próby zabójstw w Bułgarii i na Ukrainie. Cechą wspólną tych materiałów jest to, że w tle w każdej z tych spraw są widoczne rosyjskie służby specjalne, albo prywatne armie, w rodzaju Grupy Wagnera. Nic dziwnego, że rosyjska ambasada w Waszyngtonie zareagowała na nagrodę gniewnie określając uhonorowane artykuły „rusofobskimi zmyśleniami”.
Wczoraj, na swojej stronie w Facebooku, Roman Badanin redaktor naczelny rosyjskiego portalu śledczego Projekt napisał, że dziennikarze New York Times w dwóch przypadkach wykorzystali, nie podając przy tym źródła ani nie informując, że korzystają z cudzej pracy, trzy artykuły które opublikowane zostały przez Projekt kilka miesięcy wcześniej. Przy czym nie chodzi o inspirowanie się cudzą pracą i dołożenie do niej swoich ustaleń, ale niemal w 100 proc. zapożyczenie, czy skopiowanie rosyjskich materiałów.
Trzeba kilka słów w tym kontekście napisać o Projekcie, bo nie jest to zwykłe przedsięwzięcie, jakich w necie, również a może przede wszystkim, rosyjskojęzycznym mnóstwo, które rozpowszechniają wiele, ale nie zawsze wysokiej jakości materiałów. Projekt stworzyła grupa dziennikarzy, którzy publikują 3 - 4 materiały w miesiącu, nie tylko dobrze napisane ale również rzetelnie udokumentowane. Piszą też o kulisach rozgrywek na szczytach rosyjskiej władzy. Opisywali podejrzane interesy Miedwiediewa, przyjaciół Sieczina, medialne imperium Jurija Kowalczuka czy przyjaciela Putina z czasów Drezna Sergieja Czemiezowa, dziś kierującego Rostiechem, największym rosyjskim koncernem zbrojeniowym. Zawsze są to materiały z dziennikarskiego punktu widzenia najwyższej jakości.
„Nie jestem pazerny – napisał Badanin komentując sprawę – i nie mam nadmiernych wyobrażeń na temat pozycji rosyjskiego dziennikarstwa w świecie, ale pragnę zauważyć, że w przynajmniej dwa artykuły The New York Times’a za które ta szanowana gazeta otrzymała dziś Nagrodę Pulitzera powtarzają w większości fakty, opinie i konkluzje, z trzech artykułów opublikowanych przez Projekt kilka miesięcy wcześniej”. Chodzi o cykl artykułów poświęconych afrykańskiej działalności „kucharza Putina” Jewgenija Prigożina i jego ludzi na Madagaskarze i w Republice Środkowoafrykańskiej opisujących w jaki sposób rosyjscy specjaliści, określani mianem, politycznych technologów pomagali miejscowym satrapom pod osłoną Grupy Wagnera organizować wybory.
W całej sprawie nie chodzi o plagiat. Michael Schwirtz, uhonorowany Pulitzerem autor, odpowiedział Badaninowi, że jego inspiracją były dokumenty, które on, podobnie zresztą jak Projekt, dostali z mieszczącego się w Londynie i powiązanego z Michaiłem Chodorkowskim centrum Dosier. Podobnie jak rosyjscy dziennikarze pojechał na Madagaskar. Spędził tam miesiąc, rozmawiając z wieloma osobami. Potem jeszcze pojechał do Paryża, gdzie spotykał się z byłym prezydentem Madagaskaru. Zapewne mamy do czynienia, jak zresztą napisał w jednym ze swych tweedów Badanian nie z plagiatem ale z „zapożyczeniem”.
W 2017 roku miała miejsce podobna historia. Również wówczas dziennikarz The New York Times dostał Nagrodę Pulitzera za artykuły, które ukazały się rok wcześniej, a poświęcone były temu w jaki sposób Rosja werbuje hakerów i używa ich prowadząc nielegalne operacje. Podobnie jak obecnie okazało się wówczas, że dziennikarz amerykański, który przyjechał do Rosji badać sprawę „inspirował” się opublikowanymi już na ten temat reportażami dziennikarza portalu internetowego Meduza, którego zresztą poprosił o pełnienie roli cicerone czy pomocnika.
Tak się złożyło, że w dzisiejszym Guardianie Kevin Rudd były dwukrotny premier Australii z Partii Pracy przypomina inną historię związaną z amerykańskim dziennikiem, który 8 września 2002 roku opublikował przez The New York Times artykuł, który Rudd określił mianem tekstu o „najpoważniejszych w tym stuleciu” konsekwencjach. Chodzi o pamiętny artykuł oskarżający Saddama Huseina, na podstawie materiałów wywiadowczych, o to, że ten planuje organizując tajną i nielegalną sieć w tym celu, kupić części, surowce i maszyny niezbędne do zbudowania broni atomowej, czy innych broni masowego rażenia. Od tego właśnie, dziś już wiadomo, że opierającego się na niesprawdzonych czy wręcz sfabrykowanych informacjach, tekstu rozpoczął się ciąg wydarzeń, który doprowadził do drugiej Wojny w Zatoce i politycznych konsekwencji, które odczuwamy do dzisiaj. Również i w tym wypadku trudno oskarżać dziennikarzy o nierzetelność. Padli ofiarą manipulacji, czy prowokacji publikując materiały, których nie byli w stanie zweryfikować.
Te trzy opowieści niech świadczą o tym, że nawet największe amerykańskie dzienniki, dysponujące gigantycznymi w porównaniu z resztą świata budżetami, często „chodzą na skróty”. Ułatwiają sobie życie korzystając z pracy swych kolegów w innych krajach, nie sprawdzając informacji, nie umiejąc ocenić wiarygodności źródeł z których korzystają, nie znając kontekstów. Nawet nie musi być w tym złej woli czy uprzedzeń politycznych, choć czytając ten wielki amerykański dziennik nietrudno się domyśleć jakim siłom politycznym w świecie redakcja sekunduje. Kiedy będziemy czytać artykuły w naszych mediach poświęcone temu jak zachodnia prasa czy think tanki oceniają sytuację w Polsce, o tym, że praworządność a może wręcz demokracja jest w Polsce w niebezpieczeństwie, to warto abyśmy pamiętali o tym, że w większości są to „inspiracje” czy „zapożyczenia” z naszych mediów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/499414-czy-pulitzera-dostaje-sie-za-przedruki