Pewności, że będzie obiad, coś do picia i może chwili rozrywki przed telewizorem – to ostatnie już teraz jest mało realne. Niestety, prawie nikt nie ma prądu. W kranie brakuje wody. Nie mamy już pieniędzy na zakup jedzenia. Wielu od pewnego czasu przymiera głodem. Działa coraz więcej gangów plądrujących domy. Ludzie są głodni i przerażeni, że zaraz ktoś ich napadnie, by ukraść tę resztkę jedzenia, która została na jutro
—mówi Light Obi-Ogbonnia, biznesmen z 4-milionowej Abudży, stolicy Nigerii, najludniejszego z państw Afryki (ok. 200 mln mieszkańców). Cecylii Buczko opowiada o życiu w kwarantannie, którą metropolia została objęta w związku z rozprzestrzeniającą się pandemią koronawirusa.
Cecylia Buczko: Opowiedz o początkach kwarantanny.
Light Obi-Ogbonnia: To się oficjalnie zaczęło 30 marca. Zamknięto szkoły, przedszkola, kościoły i meczety. Cały ruch ustał. Zatłoczone zwykle miasto teraz świeci pustkami. Obowiązuje zakaz ruchu dla wszelkich pojazdów. Mundurowi legitymują tych, którzy mimo wszystko wyszli na ulicę. Wszystkie sklepy zamknięto, działają jedynie targi – ale tylko w środy i soboty. W te dwa dni tłumy piechurów pospiesznie idą kupić coś do jedzenia. Przepychają się, by dostać to, co jeszcze jest w przystępnej cenie. Dystans społeczny znika… Policja podejmuje próby egzekwowania prawa i wprowadzenia porządku. Ludzie są jednak zdesperowani, więc często dochodzi do gwałtownych awantur z użyciem siły.
Mówisz, że cały ruch ustał. Jak w takim razie ludzie dojeżdżają do pracy?
Niestety, nikt tu teraz nie pracuje poza służbami medycznymi i mundurowymi. Zwykle chodzą na piechotę – czasem kilka godzin w jedną stronę, bo transport publiczny stoi. A my, cała reszta, zostaliśmy w domu. Z pełną świadomością, że nikt nam nie zapłaci za żaden z tych dni kwarantanny. Po prostu wszyscy nagle straciliśmy dochody. Spróbuj sobie to wyobrazić… Jednym kończą się oszczędności, a wielu już głoduje. Jeśli nie epidemia, to zabije ich głód.
U nas też nie jest wesoło. Wiele firm upadło i mnóstwo ludzi straciło źródło zarobku.
Wiesz, niedawno byłem w Warszawie i zakochałem się w Polsce. Jesteście nowoczesnym państwem. Wielu z was może pracować zdalnie. U nas to niestety nierealne. Poziom technologiczny kraju jest bardzo niski, mamy kiepski dostęp do Internetu. Całymi dniami siedzimy bezczynnie w mieszkaniach i się męczymy. Ale najbardziej cierpią dzieci. One nie rozumieją, dlaczego mama i tato nagle przestali chodzić do pracy, dlaczego nie ma już szkoły i całej reszty….
Polskie dzieci uczą się zdalnie. Prawdę mówiąc, marzą o wakacjach, aby odpocząć. Czego pragną nigeryjskie dzieci?
Pewności, że będzie obiad, coś do picia i może chwili rozrywki przed telewizorem – to ostatnie już teraz jest mało realne. Niestety, prawie nikt nie ma prądu. W kranie brakuje wody. Nie mamy już pieniędzy na zakup jedzenia. Wielu od pewnego czasu przymiera głodem. Działa coraz więcej gangów plądrujących domy. Ludzie są głodni i przerażeni, że zaraz ktoś ich napadnie, by ukraść tę resztkę jedzenia, która została na jutro.
Jak wygląda opieka medyczna?
Chorych dotyka prawdziwy dramat, wielu z nich umiera w domu. W Polsce dzwonisz po ambulans, który zabiera cierpiącego pacjenta na SOR. Tu tak nie ma. Nigdy nie było karetek pogotowia w publicznej służbie zdrowia – możesz sobie to wyobrazić? Sami wozimy swoich bliskich do szpitala, jeśli nas stać na posiadanie auta… Ale teraz obowiązuje zakaz ruchu, więc nieliczni, którym uda się dostać na oddział, zwykle docierają tam za późno… Ponadto wyposażenie w sprzęt medyczny jest marne. Lekarze i pielęgniarki boją się zbliżać do pacjentów, bo ryzyko zarażenia koronawirusem jest wysokie. Najlepiej nie chorować.
Jak ludzie dają radę w takich warunkach?
Łatwo nie jest. Wyobraź sobie życie bez elektryczności, gdy codziennie na zewnątrz jest temperatura 39 stopni Celsjusza… To jak piekło na ziemi, nie wasze klimaty, więc prawdopodobnie nie jesteś w stanie zrozumieć powagi sytuacji. Brak jedzenia, wody i prądu. Nieliczni, których stać na spalinowe generatory energii, mają wybór: naładować smartfon, czy pozwolić dzieciom pooglądać telewizję. Przez chwilę. Ale paliwo kosztuje. Niestety, ogromna większość jest odcięta od świata. Nie zadzwonią do bliskich, nie włączą lodówki, nie mówiąc o klimatyzacji, która pozwoliłaby usnąć w nocy… Zasłaniamy okna, by było chłodniej… Jak długo można wytrzymać w półmroku, bezczynnie?
Jak to się stało, że nie ma prądu?
W pierwszym okresie kwarantanny mieliśmy zasilanie przez kilka godzin dziennie, z reguły dwie lub trzy. Ale rząd postanowił całkowicie odciąć dostarczanie energii. Ludzie z zakładu elektrycznego chodzili od domu do domu i po prostu obcęgami odcinali przewody elektryczne biegnące do naszych mieszkań po fasadach budynków. Pozostały tylko sterczące kikuty kabli.
Dlaczego przeprowadzono to w taki sposób?
Tutaj są ludzie lepszego i gorszego sortu. Ci bogaci i wpływowi mają wszystko, bo ich na to stać. Zwłaszcza ci najbardziej skorumpowani, politycy. Mieszkają w centralnej części miasta, gdzie są przyłącza wszystkich mediów. Zwykli obywatele nie mają takich luksusów. Odcięto im energię, no bo z czego mieliby zapłacić rachunki? Przecież już nie pracują. Ostatnie pieniądze wydadzą na zakup jedzenia i wody. Dlatego właśnie wybrano takie ostateczne rozwiązanie.
Jak można ludziom odciąć wodę?!
W tej części stolicy właściwie nigdy nie było rurociągów. Sami musimy wykopać studnię, albo zainstalować zbiorniki na zewnątrz domu. Potem trzeba kupować wodę w beczkach, aby uzupełnić zapas. Nie dość, że ceny rosną w niewyobrażalnym tempie, to teraz w ogóle trudno ją dostać. Z tego powodu obawiam się, że poziom higieny drastycznie spadnie, co tylko zwiększy rozprzestrzenianie się wirusa. Jak myślisz, czy ludzie będą myć ręce, gdy nie będzie już nic do picia? Jak długo będzie trwać kwarantanna? Mieszkańcy są już zdesperowani i ledwo się powstrzymują, by nie wyjść na ulice. Po prostu się boją, że umrą… od zarazy, głodu, pragnienia.
Z pewnością są jakieś zapomogi społeczne.
Nie! Nikt nie dostał złamanego grosza. Słyszeliśmy tylko, że rozdano ludziom zasiłki, ale nie znamy nikogo, kto by coś wziął… Pomoc socjalna jest niewystarczająca, właściwie jej nie zauważamy. Wiesz, przed paroma tygodniami gruchnęła wieść, że w Lagos manna spadała z nieba. Taka szydercza kpina z gestu łaski okazanej mieszkańcom miasta. W ramach wsparcia otrzymali jeden bochenek chleba do podziału pomiędzy cztery domy. Ci najbardziej rozżaleni zaczęli nim rzucać… i okruchy, jak deszcz, padały na ulicę… To nas tylko przygnębiło.
Łatwo się załamać w takiej sytuacji.
Tak. Wizja przedłużającej się kwarantanny przeraża nas dużo bardziej niż ryzyko zachorowania na Covid-19, gdy kraj funkcjonuje normalnie. Ale mimo tego nie złamiemy się tak szybko, jesteśmy silni.
Pierwszy przypadek koronawirusa w Nigerii stwierdzono w Lagos 28 lutego 2020 roku – był to obywatel Włoch, który przyleciał z Mediolanu w sprawach służbowych. Aktualnie, na dzień 3 maja, pomimo upalnego klimatu, w którym wirus ma teoretycznie małe szanse przetrwania, zanotowano 2802 przypadki zachorowań, z czego 93 osoby zmarły, a 417 wyzdrowiało.
Rozmawiała Cecylia Buczko
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/498817-wywiad-dramatyczna-relacja-ze-stolicy-nigerii-zdjecia?fbclid=IwAR1sB9_Yg5SXWFPjDQHs2YWiJJUaNHj-mUx-J_5wPe5DpzJxUm86Y23xhvY