Wczorajsze negocjacje liderów państw Unii Europejskich poświęcone głównie kwestiom wielkości specjalnego funduszu przeznaczonego na ratowanie gospodarek państw Wspólnoty nie przyniosło przełomu, ale można mówić o zbliżeniu stanowisk. Świadczą o tym słowa Angeli Merkel, która powiedziała, że Niemcy liczą się z koniecznością wniesienia „znacznego wkładu” do specjalnego funduszu, o wielkości szacowanej na co najmniej 1 bln euro, który ma być przeznaczony na ożywienie gospodarek państw Wspólnoty. Jako wyraz wyjścia naprzeciw oczekiwaniom południa Europy uznać wypada też deklarację szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, w której zgodziła się z opinią, że zważywszy na różne możliwości fiskalne państw europejskich wychodzenie z obecnego kryzysu nie może mieć charakteru „asymetrycznego”. Jednak zarówno Niemcy, jak i inne państwa północy, tworzące nieformalną grupę opatrzoną przez media mianem „oszczędnej czwórki”, do której zalicza się również Danię, Holandię i Szwecję, której przywódcy konsultowali ze sobą wspólne stanowisko przed wideo-szczytem nie chcą zgodzić się z kluczowymi postulatami państw południa. Chodzi o to, że zarówno Włochy, jak i Hiszpania oraz Francja proponują aby fundusz stworzony po to aby ożywić gospodarkę udzielał grantów. Berlin i inne stolice „oszczędnej czwórki” opowiadają się za kredytami. Angela Merkel powiedziała komentując propozycje Południa, że powinny być limity, jeśli chodzi o wielkość środków pomocowych oraz, że granty „nie należą do kategorii z którą mogłabym się zgodzić”.
Osobnym zagadnieniem jest też wielkość środków jakie Unia będzie w stanie zmobilizować. Jeszcze przed szczytem hiszpańska minister gospodarki Nadia Calviño powiedziała mediom, że jej zdaniem środki, których potrzebowała będzie Hiszpania to kwota między 1 a 1,5 bln euro, czyli planowany fundusz na poziomie 1 bln euro i do tego przeznaczony na wszystkie kraje Wspólnoty wydaje się w świetle tych ocen kroplą w morzu. I wszystkie one winne być traktowane jako bezzwrotna pomoc, a nie kredyty, które kiedyś trzeba będzie oddać. Te oceny związane są z sytuacją hiszpańskiej gospodarki. Hiszpański Bank Centralny w poniedziałek podał szacunki z których wynika, że tamtejsza, czwarta pod względem wielkości gospodarka Unii może skurczyć się w tym roku o 13,6 % a dług publiczny, i to nawet nie biorąc ambitnych planów związanych z ożywianiem gospodarki, skoczy w efekcie pandemii ze 100 do 120 % PKB.
W takiej sytuacji wraca dyskusja na temat europejskich rajów podatkowych. Rozpoczęła ją decyzja rządu Danii, który zapowiedział, że z pomocy publicznej dla firm w związku z kryzysem wyłączone zostaną te firmy, które w państwach uznawanych za raje podatkowe mają swoje siedziby. Podobne regulacje wprowadziła też Polska zapisując w ustawie tworzącej „tarczę antykryzysową” dla dużych firm, że o pomoc publiczna mogą ubiegać się wyłącznie firmy płacące podatki w kraju. W podobnym duchu wypowiedział się francuski minister Bruno Le Maire, a jak informuje „Politico” nad wprowadzeniem restrykcji wzorowanych na polskich i duńskich regulacjach w tym zakresie myśli również Belgia i Włochy.
Niewątpliwie, jeśli temat ten stanie się przedmiotem ogólnoeuropejskiej debaty, zmienić może obraz tego dlaczego niektóre kraje mają większe możliwości płatnicze. Przede wszystkim z tego powodu, że wbrew utartym przekonaniom to nie odległe raje podatkowe w rodzaju Brytyjskich Wysp Dziewiczych, Kajmanów czy Panamy najbardziej drenują budżety państw Unii z należnych im dochodów podatkowych, ale polityka innych państw unijnych, które nie są opatrywane mianem „taxhavens” ale taka politykę uprawiają. Grupa naukowców z kalifornijskiego Berkley oraz z Uniwersytetu w Kopenhadze opublikowała na początku roku specjalny raport z którego wynika, że w skali świata do rajów podatkowych ucieka każdego roku 10% potencjalnych dochodów z opodatkowania korporacji, co przekłada się na kwotę 700 mld dolarów. Sporządzili również niezwykle ciekawe zestawienia na podstawie których można się zorientować ile tracą np. państwa wchodzące w skład Unii Europejskiej i co jeszcze ciekawsze, kto na tym zarabia.
Weźmy pod uwagę Hiszpanię, która każdego roku traci 13% swoich dochodów podatkowych od firm. Które kraje na tym zarabiają, stosując w swym ustawodawstwie podatkowym zapisy umożliwiające transfer pieniędzy do nich? Z tych 13%, 11% przepływa do innych państw Unii Europejskiej. Najwięcej do Holandii (4%), następnie Luksemburg (3%), Irlandia (2%). A kwota strat to 12 mld dolarów. Włosi tracą 19 % swoich dochodów z podatku od firm, razem jest to 24 mld dolarów. I znów najbardziej „wygranymi” są europejskie kraje stosujące rozmaitego rodzaju polityki rodem z rajów podatkowych samemu nie będąc do nich zaliczanymi. W przypadku Włoch są to Luksemburg (8%), Irlandia (4 %) i Holandia (3%). A jak to wygląda w przypadku Polski? Na tle Hiszpanii czy Włoch całkiem nieźle bo tracimy 9% dochodów od firm, z których 8% przepływa do europejskich rajów podatkowych takich jak Irlandia (2%), Holandia (2%) czy Malta, Luksemburg i Belgia (po 1%). Francja traci 24% dochodów z tego tytułu. I znów korzysta Luksemburg (7%), Belgia (5%), Irlandia i Holandia (po 4%). W przypadku Niemiec jest to 28% dochodów z opodatkowania korporacji. Beneficjentami są te same kraje.
Niewykluczone, że dyskutowane obecnie mechanizmy udzielania pomocy w ramach wspólnych unijnych programów ożywiania gospodarki pomogą, albo przynajmniej rozpoczną zmiany w zakresie funkcjonowania europejskich rajów podatkowych. Gdyby tak się stało wykonalibyśmy wielki krok w dobrym kierunku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/497219-czy-solidarnosc-da-sie-pogodzic-z-rajami-podatkowymi