Za zgodą Autora prezentujemy bardzo ciekawy artykuł György’ego Schöpfli’a, który ukazał się na blogu Diplomaatia blog (Tallinn).
Gdyby Marsjanie mieli uniwersytet, na którym znajdowałby się wydział studiów europejskich, drapaliby się po głowie z wielkim zakłopotaniem. Oto Europa stoi w obliczu najpoważniejszego kryzysu od stu lat, Covid-19, który przekształca społeczeństwo, gospodarkę i nie tylko. I w środku tego kryzysu ponownie wybucha sprawa Węgier.
Nie chodzi o to, że Węgry są szczególnie ważnym krajem w wymiarze europejskim - w istocie nasi Marsjanie mieliby problem ze znalezieniem go na mapie. Pod względem geostrategicznym są drugorzędnym, pozbawionym dostępu do morza państwem, które nie odgrywa żadnej niezastąpionej roli w niczym innym, jak tylko w tych raczej regularnych politycznych rozruchach.
To, co jest godne uwagi w tych politycznych momentach, to fakt, że się one nie zmieniają. Od dziesięciu lat lewica spektrum politycznego w Europie jednoczy się, by cenzurować i poskramiać Węgry. Język używany w tym celu nie zmienia się zasadniczo, choć mogą występować sporadyczne zmiany. Nagany są powtarzalne, ponieważ ograniczają się do kilku obszarów węgierskiego życia, przede wszystkim do „naruszeń” rządów prawa w demokracji. Żaden kontrargument nie jest dozwolony. Jeżeli taki zostanie przedstawiony, jest on ignorowany. Nasi Marsjanie mogą powiedzieć, że jest to dziwne. Europa szczyci się bowiem tym, że jest stróżem oświeceniowej racjonalności, centralnym punktem obiektywizmu naukowego i argumentacji bazującej na dowodach, opierającej się na spekulacjach i zaprzeczeniach.
Dlaczego, pyta zdziwiony zespół Marsjan, dowody przeciwne są ignorowane? Czyż nie jest to przecież wyrazem europejskiej tożsamości? Tak, być może jest to odpowiedź, ale rola Węgier w polityce lewicowej nabrała innej racjonalności. Z zewnątrz ma ona kształt niezgody prawnej - czy na Węgrzech istnieje lub nie istnieje funkcjonująca praworządność? Odpowiedź można by rozstrzygnąć bez większych problemów, ale tak się nie dzieje, więc rozwiązanie zagadki, z czego zdali sobie sprawę Marsjanie, leży znacznie głębiej.
To samo dotyczy porównań, gdzie jeżeli konkretną praktykę uznaje się za nie do przyjęcia na Węgrzech, to Węgrom nie wolno wskazywać na inne państwo UE i mówić, ale dlaczego nie potępi się tam tej samej praktyki? Jeśli jest jakaś odpowiedź, to zazwyczaj jest to jedno słowo, „whataboutism”. To w zasadzie zaprzecza, że można dokonać jakiegokolwiek porównania, ponieważ sugeruje - nie dowodzi - że takie porównanie jest nielegalne, ponieważ próbuje się porównać dwie rzeczy, które są zbyt nie do porównania, jak jabłka i gruszki, błąd kategorii.
Dodajmy do tego, że stała presja na Węgry nie miała żadnego wpływu na same Węgry. Nie dostosowano polityki, nikt nie uległ brutalnym żądaniom liberałom, a strategie rządu Fideszu były realizowane tak, jakby liberalnego ataku nie było. Powtarzające się presje przyniosły efekt przeciwny do zamierzonego, gdyż wzmocniły determinację Fideszu i postawiły (pokonaną) lewicę węgierską w nieświadomym położeniu zależności od swoich zachodnich mocodawców, a nie węgierskich wyborców.
Mimo to, jak sądzą Marsjanie, nadal istnieją tu zagadki, które trzeba rozwiązać. Pracowity asystent badawczy z ekipy marsjańskiej zebrał setki tych, którzy uważają, że wciąż są tu zagadki do rozwiązania. Zauważono, że język, słownictwo, nastroje, cały dyskurs - był całkowicie powtarzalny. Te same słowa, te same sformułowania, te same zwroty powtarzają się w kółko - często, jeśli nie niezmiennie. Na okrągło używa się słów: nieliberalny, populistyczny, skorumpowany.
Zespół badawczy dochodzi zatem do kilku wniosków. Po pierwsze, dyskurs wokół Węgier jest całkowicie statyczny, powtarzalny, dlatego nie można go oceniać po treści. Nie jest on ani analityczny, ani objaśniający. Ich uwagę zwraca kadra francuskich badaczy, którzy opracowali koncepcję langue de bois, języka drewnianego, języka, który nie rezonuje, nie przekazuje tego, co słowa mówią, ale jest metamorfozą, która tak samo jak wszystko inne polega na blokowaniu innego rodzaju alternatywnych komunikatów.
Termin langue de bois został przejęty od Rosjan przez Francuzów, ale tutaj jest rosyjska ocena. Aleksander Jurczak uważa, że język sowiecki to rutynowa reprezentacja hegemoniczna, standaryzacja autorytatywnego dyskursu, który był skonstruowany wokół idei czy dogmatu. Dyskurs ten jest oddzielony i nadrzędny wobec wszystkich innych dyskursów, które muszą się do niego dostosować; jest niezmienny i niepodważalny, jest tekstem, który nie może być kwestionowany. Dla każdego, kto żył w systemie typu radzieckiego, to wszystko brzmi bardzo znajomo.
Ale z pewnością Europa, UE, demokracja, liberalizm mają stanowić biegunowe przeciwieństwo komunizmu? Cóż, tak, ale tutaj dobrze byłoby przypomnieć sobie Nietzschego:
Strzeżcie się, żebyście walcząc z potworami, sami nie stali się potworami.
Ci, którzy uczestniczą w regularnym potępianiu Węgier, uwierzyli, że walczą z potworem, potworem, który kwestionuje zasadność ich wersji liberalizmu. Co czynią Węgry.
Ale dlaczego więc ci, którzy walczą z węgierskim potworem, nie podejmują jego argumentów? Widzieliśmy, że tego nie robią, więc dlaczego wciąż powtarzają te same propozycje w ten sam sposób? Ponieważ to, czego jesteśmy świadkami, jest rytuałem, a nie debatą polityczną. Marsjanie są tu o krok przed nami. Gdyby to była debata polityczna, wówczas zmieniłyby się argumenty, dowody byłyby oceniane, a nie ignorowane, lew leżałby z barankiem, spekulacje i zaprzeczenia kwitłyby, a każdy składałby kwiaty na grobie Karla Poppera.
Oczywiście, że tak nie jest, więc potrzebne jest inne wytłumaczenie. To rytuał. Duża część głównego nurtu myślenia politycznego, w tym również media, ma zamiar odrzucić rytuał jako bezsensowny flim-flam. Nie mogliby się bardziej mylić. Wszystkie instytucje ludzkie opierają się na rytuale w celu zapewnienia solidarności, podtrzymania konsensusu, który jest traktowany jako rzecz oczywista (nie podlegająca dyskusji) i ustalenia propozycji, które wszystkie osoby z kręgu magicznego akceptują jako niepodważalny fakt.
Rytuał wymaga koniecznie rytualnego języka, takiego, który jest niezmienny, od razu znany uczestnikom i odczuwany przez osoby z zewnątrz jako langue de bois. Dzieje się tak dlatego, że jest on oderwany od rzeczywistości i konstruuje inny przekaz, o treści moralnej - dobry i zły, słuszny i niewłaściwy, potwory i ci, którzy z nimi walczą - z którego outsiderzy są wykluczeni. I bardziej niż kiedykolwiek indziej, wykluczenie jest całkowite, i dotyczy rzekomego potwora. Technika rytualnego języka jest łatwa do zdiagnozowania - Marsjanie wzięli lekcje francuskiego - „nie ma żadnych możliwych do zweryfikowania informacji, żadnych argumentów, którym można by zaprzeczyć, ale niepoparte deklaracje, niestałe twierdzenia, błędne dowody”, napisał Christian Delaporte.
Kilka minut z dyskursem antywęgierskim pokaże, że mamy tu do czynienia z podręcznikowym przykładem ugruntowanego rytuału, który następnie odpowiada na pytanie, dlaczego dowody i racjonalny kontrargument są ignorowane. Rytuał i jego język są niezmienne i nie podlegają żadnym wyzwaniom.
To wyjaśnia mechanizmy i niektóre z powodów, dlaczego tak się dzieje. Ale nie do końca. Po co w ogóle powstał ten rytuał? Ogólnie rzecz biorąc, ponieważ kiedy rytuał ten zaczął się pojawiać około 2010 roku, pierwsze podmuchy tego, co później zostało odrzucone jako populizm, stały się odczuwalne. Polityczni przeciwnicy populizmu byli i są tymi, którzy twierdzą, że demokracja musi być niezmiennie liberalna i że liberalizm jest z natury demokratyczny.
Ponadto - i jest to kluczowy element układanki - coraz ściślejsza integracja Europy była najskuteczniejszą gwarancją, że sukcesów liberalizmu nie da się cofnąć. Zauważmy, że te sukcesy, nawet jeśli są w pewnym stopniu zasługą własną, są znaczące. Obejmują one obalenie religii jako wzorca i więzi, marginalizację narodowości oraz klęskę faszyzmu i komunizmu. Dlatego logiczne było ze strony liberałów, że ich przyszłość jest taka, jak to zadeklarował Fukuyama (był w błędzie). A ponieważ dowody na coraz większe kwestionowanie tego liberalnego triumfu stały się bardziej namacalne, nastąpiło zamknięcie szeregów liberalnych. Robi to każda grupa, naciski, wyzwania, ataki sprzyjają spójności.
Jeszcze jedno pytanie, dlaczego Węgry? Zasadniczo dlatego, że było to wygodne. Są stosunkowo niewielkie i niemające wpływu, nikt nie zna ich języka, a przez przypadek w 2010 roku wyborcy wybrali rząd, który zobowiązał się do maksymalnego oddalenia się od upadłego rządu liberalnego, który pokonał w sondażach. Poza tym, z liberalnego punktu widzenia, było to na tyle ohydne, że liberalny rząd stracił władzę, ale dla skrajnie centroprawicowej, przyjaznej narodowi partii uzyskanie większości dwóch trzecich i wykorzystanie jej, cóż, było nie do przyjęcia. Było to jawne wyzwanie dla przesłania historycznej nieuchronności, które coraz częściej przyjmowane było przez liberałów. Tak więc Węgry szybko stały się gotową, negatywną drugą, złą postacią, którą trzeba było trzymać na dystans poprzez regularne przestrzeganie rytuału.
Ach, myśleli Marsjanie, quidquid latet apparebit (słowa wzięte z innego rytuału).
Tłum. K.J.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/496562-marsjanskie-spojrzenie-na-europe-liberalizm-wegry
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.