Grupa badaczy z kalifornijskiego Uniwersytetu Stanford postanowiła sprawdzić, jak bardzo wirus wywołujący Covid-19 rozprzestrzenił się już w społeczeństwie.
W tym celu za pomocą ogłoszeń w sieciach społecznościowych ogłosili nabór dla chcących wziąć udział w opracowanym przez nich eksperymencie. Był on terytorialnie ograniczony wyłącznie do hrabstwa Santa Clara. Z grupy osób, które się zgłosiły zbudowali reprezentatywny dla populacji hrabstwa panel złożony z 3 tysięcy osób, które zaprosili na badanie krwi, mające na celu wykrycie w ich krwioobiegu antyciał, co świadczy o tym, że mieli kontakt z wirusem. Populacja hrabstwa nie była w czasie, kiedy przeprowadzano badania, szczególnie dotknięta infekcją. Według oficjalnych danych zarażone w momencie przeprowadzania testów krwi, czyli na początku kwietnia, były 1 094 osoby. Ale w grupie zbudowanej przez uczonych, u członków której przeprowadzono badania krwi, okazało się, że jest 2,8 % takich, którzy przebyli infekcję, nawet o tym nie wiedząc, bo trzeba pamiętać, że antyciała wykrywane przez testy świadczą o naszej odporności na wirus. Na tej podstawie wysunęli oni hipotezę, że w całym hrabstwie, jako, że badanie przeprowadzone było na reprezentatywnej próbie jego społeczności, jest od 48 do 81 tys. zainfekowanych. To by oznaczało, że realna liczba zainfekowanych jest od 50 do 85 razy większa niźli odnotowana w oficjalnych statystykach. Dlaczego te, podobnie jak relacjonowane przeze mnie wyniki badań przeprowadzonych w Niemczech w miejscowości Gengelt, są tak istotne? Chodzi nie tylko o określenie relacji śmiertelnych przypadków Covid-19 do całej populacji zainfekowanych. Choć to też ważne, tym nie mniej kluczową kwestią i dlatego tego rodzaju badania są prowadzone staje się obecnie w wielu państwach pytanie o celowość kontynuowania daleko posuniętych ograniczeń. Jeżeli jesteśmy we wczesnej fazie rozprzestrzeniania się epidemii, gdzie liczba zainfekowanych jest niewielka, to wirus atakuje bardzo duże społeczności i szybko się rozprzestrzenia, bo trafia „na łatwy grunt”, jeżeli jednak istotna część populacji ma już przeciwciała to infekcja rozwija się znacznie wolniej i nie ma charakteru lawinowego. Jeśli relacja ciężkich przypadków wymagających leczenia szpitalnego, a nawet intensywnej terapii, do całej liczby zainfekowanych jest niższa niźli pierwotnie sądziliśmy, to nie ma ryzyka, a przynajmniej jest ono mniejsze, że przeciążone szpitale nie dadzą sobie rady i bezradni lekarze będą musieli decydować komu ratować życie a kogo skazać na śmierć.
Uczeni ze Stanford
Podobne wnioski, co badania uczonych ze Stanford, znajdują się w poufnych dokumentach, które wyciekły do prasy w ostatnich dniach, z amerykańskiego Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego. Zawierają one porównanie dwóch strategii walki z pandemią Covid-19. Pierwsza, którą moglibyśmy nazwać scenariuszem „nic nie robienia” i druga przewidująca wprowadzenie 30 dniowych ograniczeń a następnie stopniowe luzowanie zasad lock down, dbając jednak o zachowanie bezpieczeństwa, czyli to do czego przechodzi właśnie szereg europejskich krajów, w tym i Polska. „Nic nie robienie” według przedstawicieli amerykańskiej administracji kończy się w przypadku Stanów Zjednoczonych infekcją 195 mln osób i śmiercią 300 tys. chorych. Ten drugi wariant przewiduje, że nie uda się uratować 200 tys. istnień ludzkich, co stanowi jednak pewne osiągnięcie, bo 100 tys. osób przeżyje. Jednak najciekawsze jest to, że drugi scenariusz, przewidujący aktywną postawę rządu i tak zakłada, że zarazi się wirusem 160 mln osób. Innymi słowy zasady lock down, zmniejszają o 1/3 liczbę osób, które w wyniku infekcji umrą, ale tylko o 1/6 tych, które się wirusem zarażą. Eksperci pracujący na rzecz amerykańskiej administracji dowodzą, że wskaźnik „śmiertelności” jak można by potocznie nazwać relację liczby zainfekowanych do tych, którzy umierają w przypadku Covid-19 wynosi 0,125 i jest tylko niewiele większy niźli w przypadku grypy, dla której wynosi on 0,1. Świat, w tym i Stany Zjednoczone wprowadził daleko posunięte ograniczenia wywołując przy okazji kryzys gospodarczy o nieznanej jeszcze sile głownie, gdyby oczywiście wierzyć tym ustaleniom, na podstawie panikarskich enuncjacji Światowej Organizacji Zdrowia, która na początku marca twierdziła, że 3,2 % osób zarażonych Covid-19 umiera. Te, jakby nie było rządowe dokumenty wyspecjalizowanej amerykańskiej agendy pozwalają zrozumieć motywy i temperaturę oskarżeń kierowanych przez prezydenta Trumpa i innych amerykańskich polityków pod adresem Tedrosa Adhanom Ghebreyesusa, etiopskiego mikrobiologa i lekarza, kierującego WHO, w przeszłości ministra zdrowia w komunistycznym rządzie Melesa Zenawi,. Jeśliby te szacunki się potwierdziły, to do oskarżeń o skrywanie informacji w pierwszej fazie epidemii co było na rękę Pekinowi mogłyby dojść te o dezinformowanie światowej opinii publicznej co do skali zagrożenia wtedy kiedy Chiny już zdawały się przezwyciężyć zagrożenie, a państwa Zachodu dopiero zaczynały się z nim mierzyć. Szacunki Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego mają, oczywiście jeżeli nie są obarczone błędem, fundamentalne znaczenie w kwestii tego jak długo powinniśmy kontynuować ograniczenia i jak srogie one winny być. Amerykańscy urzędnicy proponują dostosowanie zasad ograniczających poruszanie się do znanych „wąskich gardeł” służby zdrowia jaką są liczba łóżek na oddziałach intensywnej terapii i liczba posiadanych aparatów do podtrzymywania oddychania. Nadmierne ograniczenia są nie celowe, bo i tak nie unikniemy zarażenia się większej części populacji. W świetle tego rozumowania cena jaką płacimy za powstrzymanie Covid-19, jaką jest kryzys a może nawet destrukcja części gospodarki jest zbyt wielka.
Wymiar medialny
Cała historia ma też wymiar medialny. Otóż, jak napisał brytyjski konserwatywny The Spectator po ujawnieniu dokumentów amerykańskiego departamentu The New York Times, wielki nienawidzący Trumpa, dziennik liberalny, zaczął kampanię ośmieszania wygłaszanych przez amerykańskiego prezydenta twierdzeń, iż walka z wirusem Covid-19 pozwoli uratować życie „tylko” 100 tys. osób. Ale dziennik nie zauważył znacznie istotniejszych tez, które pojawiły się w ujawnionych dokumentach, iż wirus jest być może znacznie mniej śmiercionośny niźli do tej pory sądziliśmy, a zasady lock down znacznie mniej skuteczne w powstrzymywaniu jego rozprzestrzeniania się. Po co zatem płacić taką cenę? Jak widać na tym przykładzie kampania dezinformacyjna i wyśmiewająca znienawidzonych konserwatystów ma w liberalnych mediach na świecie bardzo podobny odcień i wymiar. I najczęściej opiera się na półprawdach, przeinaczeniach i „nieścisłościach”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: RAPORT O STANIE EPIDEMII
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/496327-najnowsze-badania-stawiaja-pytanie-o-celowosc-ograniczen
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.