Bernie Sanders oficjalnie poparł Joe Bidena w prezydenckim wyścigu. „Potrzebujemy cię w Białym Domu. Zrobię wszystko, co mogę, by to się wydarzyło, Joe”- powiedział senator z Vermont i do niedawna ostatnia nadzieja socjalnej lewicy na rewolucje w Partii Demokratycznej. Sanders dodał, że Donald Trump jest „najniebezpieczniejszym prezydentem we współczesnej historii USA” i skrytykował go za, jego zdaniem, spóźnioną reakcję w wojnie z koronawirusem.
„Dziś proszę wszystkich Amerykanów - każdego Demokratę, każdego niezależnego, wielu Republikanów, byśmy stanęli razem w kampanii, by wesprzeć twoją kandydaturę, którą popieram” - zaapelował Sanders. Gdy Sanders pogrzebał swoje realne szanse na nominację, przegrywając dwa tzw. „Super Wtorki’, Biden sukcesywnie starał się przyciągać jego elektorat. Ciepło wypowiadał się o „ruchu Sandersa” i obiecywał wpleść część jego postulatów do własnej politycznej agendy. To ważne gesty bowiem 77 letni Biden jest kandydatem waszyngtońskiego establishmentu, który bardzo nieufnie patrzy na rewolucyjne jak na USA postulaty Sandersa ( „darmowe” studia, płaca minimalna w wysokości 15 dolarów na godzinę, publiczna służba zdrowia etc). Wyborcy Sandersa pamiętają upokorzenie, jakiego doświadczył 4 lata temu, gdy ostatecznie postawiono na Hillary Clinton. Biden jest politykiem z podobnej, co Hillary gliny. To przedstawiciel starego świata, który wyborcy Sandersa chcieliby zmieść.
To szczególnie ważne, że postulaty Berniego trafią na żyzny grunt, gdy w USA wybuchnie finansowy kataklizm. To natomiast powoduje, że Biden będzie musiał walczyć o elektorat trochę inny niż początkowo zakładał. Będzie musiał uderzać w tony radykalniejsze. Czy jednak zdoła przeciągnąć na swoją stronę cały elektorat Sandersa? Donald Trump po wycofaniu się Berniego z wyścigu zapraszał jego wyborców do Partii Republikańskiej. Pół żartem, ale też pół serio, bowiem paradoksalnie Sanders uderza w polityczny establishment w Waszyngtonie w podobnym tonie jak Trump. Nie można zapominać natomiast, że za Sandersem nie szła wyłącznie rewolucja socjalistyczna. Politycznymi dziećmi lewicowego senatora jest tzw . The Squad, skupiający skrajnie progresywne kongresmenki Alexandrię Ocasio-Cortez, Ilhan Omar, Ayannę Pressley i Rashidę Tlaib. To właśnie one zarzucały ikonie waszyngtońskiej polityki i jednej z najważniejszej przedstawicielce Partii Demokratycznej Nancy Pelosi rasistowskie wypowiedzi. Sanders był też atakowany przez kontrkandydatów w prawyborach, że nie wystarczająco mocno z Barackiem Obamą otwierali się na imigrantów z Meksyku. A co z zarzutami ruchu Metoo?
Dawna doradczyni Bidena Tara Reade mówi dziś, że nie zagłosuje na Demokratów, przez to, że Biden napastował ją seksualnie ma początku lat 90-tych. Reade utrzymuje, że Biden miał jej nachalnie składać seksualne propozycje w piwnicach Kapitolu w 1993 roku. Kobieta oskarża o brak reakcji Demokratów na jej zarzuty na czele z senator Kamalą Harris, która prawdopodobnie będzie startowała jako potencjalna wiceprezydent przy Bidenie. W czasie kampanii pojawiały się głosy innych kobiet zarzucających Bidenowi, uwaga, wąchanie ich włosów i całowanie w tył szyi. Oskarżenia przeobraziły się głównie w internetowe memy, zestawiane z innymi dziwacznymi wpadkami Bidena z debat.
Nie można zapominać też, że Joe Biden jest katolikiem i mimo progresywnych poglądów nie raz podpadł lewicy. New York Times przypomniał, że głosował on za tym by poszczególne stany miały prawo odrzucić wyrok Roe vs Wade, która de facto zalegalizował w USA aborcję. Był też przeciwko wsparciu aborcji z podatków, mimo tego, że popiera prawo do legalnej aborcji. Lewica atakuje go tez za poparcie wojny w Iraku w 2002 roku ( potem za to przepraszał) oraz zbytnie uzależnienie od lobbystów. Czy te zarzuty spowodują, że wyborcy Sandersa zostaną w domach czy szansa przepędzenia z Białego Domu znienawidzonego Trumpa jednak pokona wszelkie uprzedzenia wobec Bidena?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/496191-bernie-sanders-pomoze-pokonac-trumpa-czy-zaszkodzi-bidenowi