Coraz więcej państw na świecie zastanawia się dziś nad tym, kiedy i w jakim stopniu rozluźnić lockdown, jasne jest bowiem, że gospodarka nie wytrzyma zbyt długo w zamrożeniu spowodowanym pandemią koronawirusa. Komisja Europejska przygotowała już nawet wstępny plan wyjścia z pandemii, choć jego powodzenie obwarowane jest wieloma warunkami, przede wszystkim możliwościami służby zdrowia oraz technicznym zdolnościom do identyfikacji i kontrolowania zarażonych osób, w tym także ich najbliższego otoczenia.
Trudne pytania
Również w Polsce pojawiają się różne propozycje, mniej lub bardziej trafione, wszystkie jednak mają zasadniczą wadę, że opierają się jedynie na hipotezach zakładających, iż koronawirusa uda się osłabić przed nadejściem lata. Może na to wskazywać pochylająca się, dość opornie zresztą, krzywa zachorowań w niektórych państwach europejskich, np. we Włoszech, Hiszpanii i Niemczech, a zatem głównie tam, gdzie notowano dotąd najwięcej przypadków. Co jednak będzie, jeśli to tylko chwilowa tendencja i zbyt szybkie odmrożenie gospodarki wywoła drugą, większą falę zakażeń? Nie wiemy również, w którym właściwie miejscu jest dzisiaj Polska. Czy przeżyjemy z opóźnieniem scenariusze z zachodniej Europy, czy też pierwsza fala pandemii skończy się u nas ze znacznie mniejszym niż tam poziomem zarażeń?
Przykłady z innych państw
Szukając odpowiedzi na te pytania, warto poznać przypadek odległej Australii, która ma w tej chwili podobną liczbę zakażonych do Polski. Otóż władze australijskie są znacznie bardziej ostrożne od europejskich w snuciu spekulacji na temat przyszłości. Nikt nie spodziewa się tam, że zaraza rychło zniknie. Premier australijskiego stanu Wiktoria, Daniel Andrews mówi bez ogródek, że nie wie, kiedy ustąpi zagrożenie.
To nie jest kwestia kilku tygodni, lecz wielu miesięcy
— zastrzega. Jego zdaniem lepiej jest przygotować psychicznie ludzi na długi lockdown, niż mamić ich szybkim powrotem do normalnego życia. Gdyby bowiem okazało się, że lockdown można znieść wcześniej niż zapowiadano, społeczeństwo przyjmie to z entuzjazmem. Za to nieustanne przesuwanie terminu o kolejne tygodnie jest formą oszukiwania ludzi. Bo w tej chwili nie ma żadnych przesłanek wskazujących, że jesteśmy u progu opanowania pandemii.
Wskazuje się tu przykład Singapuru, który poluzował restrykcje w odpowiedzi na spadek liczby zakażeń. Okazało się jednak, że ten ruch był przedwczesny. Wkrótce po częściowym odmrożeniu gospodarki odnotowano 60-procentowy dzienny wzrost zachorowań i władze Singapuru zostały zmuszone do ponownego zaostrzenia lockdownu.
Jeśli Australia wyjdzie z izolacji zbyt wcześnie, to ryzykuje tym samym jeszcze większą liczbę zakażeń
— stwierdził w rozmowie z brytyjskim dziennikiem „The Guardian”, prof. Ian Mackay z Uniwersytetu w Queensland. Jego zdaniem lockdown potrwa minimum pół roku.
To będzie bardzo trudne i bolesne dla wielu ludzi, zwłaszcza, że lockdown spowoduje trudności ekonomiczne. Ale musimy się z tym uporać, ponieważ jeśli zniesiemy ograniczenia się zbyt wcześnie i pozwolimy wirusowi ponownie się rozprzestrzeniać, to wszystkie wyrzeczenia, które ponieśliśmy, pójdą na marne
— dodał Mackay.
Australia odwołuje się do własnej historii
Australia odwołuje się tu zresztą do własnych doświadczeń historycznych z czasów szalejącej w świecie grypy hiszpanki. Gdy grypa zaczęła zbierać śmiertelne żniwo, władze Australii nie czekały, aż wirus pojawi się na kontynencie lecz natychmiast wprowadziły długotrwałą, profilaktyczną kwarantannę. Dzięki temu epidemia hiszpanki pochłonęła w Australii zaledwie 17 tys. ofiar.
Scott Gottlieb, były komisarz amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków, proponuje cztery etapy walki z koronawirusem. Pierwszym z nich – w którym znajduje się dziś większość państw – jest powstrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa, aby zatrzymać wzrost zarażeń i nie dopuścić do paraliżu opieki zdrowotnej. W tym celu należy zamknąć przestrzeń publiczną, ograniczyć przemieszczanie się ludzi i surowo przestrzegać zasad dystansu fizycznego. W drugim etapie poszczególne państwa, regiony lub miasta mogłyby stopniowo łagodzić pewne ograniczenia, ale tylko pod warunkiem, że będą w stanie zidentyfikować, testować i izolować wykryte przypadki zarażeń. Trzeci etap, który oznaczałby zniesienie lockdownu, byłby możliwy dopiero wtedy, gdy w powszechnym użyciu pojawi się skuteczna szczepionka. Wreszcie czwartą, ostatnią fazą ma być wyciągnięcie wniosków z pandemii i przygotowanie służby zdrowia na nadejście kolejnej. Bo nikt nie powinien mieć już wątpliwości, że podobne zagrożenia będą się powtarzać.
Australia zamierza iść wskazaną wyżej drogą. Przy czym politycy zaznaczają, że nie będzie to sprint lecz raczej długotrwały maraton. Przede wszystkim trzeba spłaszczyć krzywą zakażeń i do czasu znalezienia szczepionki utrzymywać ją na tym samym poziomie, bezpiecznym dla służby zdrowia. Jeśli to się uda, będzie można lokalnie nieco złagodzić restrykcje. Przy czym jasne jest, że nie ma mowy o pełnym zniesieniu lockdownu. Pandemia jest problemem globalnym i jego rozwiązanie również musi mieć taki wymiar. Co z tego bowiem, że uda się stłumić ogniska zarażeń, jeśli za chwilę pojawią się nowe, importowane z zagranicy?
Polska powinna śledzić doświadczenia z drugiej półkuli. Niewiele dziś bowiem wskazuje na to, że koronawirus wkrótce wyparuje. Dlatego w tej chwili najważniejsze jest zatrzymanie wzrostu zakażeń, a potem utrzymanie liczby chorych na tym samym poziomie. Wszystkie inne działania, w tym również te służące ożywieniu gospodarki, powinny być podporządkowane tym celom. Nie da się bowiem uratować gospodarki w sytuacji, gdy nagle stracimy kontrolę nad epidemią.
Przy czym Australia jest i tak w nieco lepszym położeniu niż my, bo jest naturalnie izolowana przez oceany. My musimy bardziej uważnie przyglądać się temu, co się dzieje wokół nas. A to oznacza, że powinniśmy działać z jeszcze większą ostrożnością.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/495770-lockdown-potrwa-miesiace-co-nam-mowi-przypadek-australii