Od chwili wybuchu epidemii SARS-CoV-2 minister zdrowia Belgii Maggie De Block jest w ogniu krytyki. Media zarzucają polityk flamandzkich liberałów (Open VLD), która od 2018 r. pełni także funkcję sekretarz stanu ds. azylu i migracji, że nie przygotowała kraju do kryzysu, za mało inwestowała w służbę zdrowia, ignorowała rady ekspertów oraz, że zniszczyła strategiczny zapas masek ochronnych, a następnie go nie odnowiła. Belgia, jak informuje dziennik „La Libre Belgique” jeszcze kilka lat temu posiadała 63 miliony masek typu FFP2, przechowywanych w dwóch hangarach (30 na 50 metrów każdy) na terenie koszar w Naumur. Zapasy te zostały zgromadzone po epidemiach SARS oraz świńskiej grypy, w latach 2009-2014. A następnie zniszczone. Ostatnie spalono pod koniec 2018 r.
Dlaczego tak się stało? Na ten temat panuje spór. Minister zdrowia twierdzi, że zostały „źle przechowane”, czyli w „nieogrzewanych hangarach”. A ponadto było ich tylko sześć milionów, i były już dawno przeterminowane. Tyle, że według ekspertów, jak wirusologa z katolickiego uniwersytetu w Leuven Marka van Ransta, część tych masek „wciąż nadawała się do użytku”, ponieważ ich data ważności mijała dopiero po czterech do sześciu latach od chwili produkcji. Bądź jak bądź, maski przechowywane na 1200 paletach w dziesiątkach tysięcy pudełek, poszły z dymem i nie zostały zastąpione nowymi, ponieważ Maggie De Block chciała, jak pisze portal „sudinfo.be” „znaleźć najlepszy (czytaj: najtańszy) sposób uzupełnienia zapasów”, ale przeszkodziły jej w tym ciągłe kryzysy rządowe, a potem „wydarzenia potoczyły się błyskawicznie”, czyli koronawirus dotarł do Belgii. Taka w każdym razie jest wersja oficjalna.
Zupełnie inną wersję wydarzeń przedstawił emerytowany wojskowy, adiutant Marc Caekebeke, który pilnował zapasu masek w koszarach w Naumur. Według niego hangary były „suche i zamknięte”, a pudełka w których były przechowywane maski „nie były uszkodzone”. Jak twierdzi Caekebeke jedynym powodem ich zniszczenia była potrzeba miejsca. W 2015 r. rząd belgijski miał zdecydować o umieszczeniu w obu hangarach uchodźców. Ci się więc wprowadzili, a maski się wyprowadziły i zostały spalone. „La Libre Belgique” informowała zresztą wówczas obszernie o rozstawieniu w hangarach namiotów dla migrantów z 120 łóżkami. Koszary do dziś służą jako ośrodek dla azylantów. Ponieważ Maggie de Block kieruje dwoma resortami naraz – ds. azylu i migracji oraz zdrowia, ta wersja wydaje się całkiem prawdopodobna.
W obu przypadkach trudno zrozumieć decyzję belgijskiej minister. Dziś masek ochronnych w Belgii bowiem brakuje, a są pilnie potrzebne. Ponad 22 tys. osób jest żarzonych koronawirusem, a ponad 2 tys. osób zmarło. Zakup 5 mln masek w Turcji nie doszedł do skutku, ponieważ producent anulował zamówienie, a maski nabyte przez rządową „Taskforce Shortages” w Chinach okazały się być zbyt słabej jakości. 3 kwietnia wyszło zamówienie na kolejne 35 mln masek, z których 10 mln zostało już dostarczonych. Ale to wciąż za mało. Belgijska opozycja zapowiedziała, że po zakończeniu epidemii utworzy komisję śledczą, która dogłębnie zbada czy strategiczny zapas masek słusznie poszedł z dymem. Maggie De Block tymczasem obiecała w rozmowie z „RTL Info”, że zgromadzi kolejny zapas, ale przechowa go tym razem „jak należy”, czyli w szpitalach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/494835-belgia-spalila-zapas-masek-by-zrobic-miejsce-dla-uchodzcow