15 marca rząd Izraela w ramach walki z epidemią Covid-19, którą kraj dotknięty jest w znacznym stopniu (stan na dziś to 877 infekcji na 1 milion mieszkańców, podczas gdy Polska ma ich 93) przyjął szereg nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa, w tym zezwolił na bezprecedensowe sprawdzanie połączeń telefonicznych tych obywateli których testy dały wynik pozytywny.
Inwigilacja na masową skalę
Władze, wzorując się na doświadczeniach Tajwanu, gdzie dość szybko udało się opanować epidemię, zaproponowały inwigilację na masową skalę. System wdrożonych działań miał obejmować nie tylko pilnowania tego czy osoby zainfekowane przestrzegają wymogów kwarantanny lub wysłania SMS-a od rządowego centrum kryzysowego, ale również upoważniał do zbadania wszystkich połączeń chorych oraz miejsc lokalizowania się ich telefonów na dwa tygodnie przed tym jak wynik ich testów okazał się pozytywny, po to aby „wyłapać” wszystkich którzy mogli mieć kontakt z zarażonymi wówczas kiedy ci nie mieli jeszcze objawów choroby.
Występując na konferencji prasowej premier Binjamin Netanjahu wyprzedzając krytykę opinii publicznej obawiającej się elektronicznej inwigilacji na masową skalę zapowiedział, że jego propozycje zostały już zaakceptowane przez mający do tego stosowne pełnomocnictwa komitet Knesetu ds. Służb Specjalnych. Ponadto władze deklarowały, że wprowadzone środki będą obowiązywały wyłącznie przez 30 najbliższych dni, a ponadto zgromadzone dane będą przekazywane władzom sanitarnym pod nadzorem specjalnie delegowanych do wypełniania tych obowiązków sędziów i zaraz potem, po ich wykorzystaniu, niszczone. Każde użycie zgromadzonych informacji w innych, niźli walka z epidemią celach, będzie ściganym przestępstwem kryminalnym.
Te deklaracje nie uspokoiły jednak izraelskich aktywistów społecznych i obrońców praw człowieka, którzy wystąpili do Sądu Najwyższego ze specjalną petycją zawierającą prośbę o zablokowanie tych działań. Sąd częściowo podzieli obawy wnioskujących zalecając aby izraelski parlament nadzorował wprowadzenie środków inwigilacji elektronicznej. Jednak przy okazji okazało się, że izraelski Shin Bet, odpowiadający za kontrwywiad i bezpieczeństwo wewnętrzne, dysponuje już od dłuższego czasu infrastrukturą i możliwościami, określanymi w slangu tamtejszych służb specjalnych jako „narzędzie” umożliwiającą inwigilowanie obywateli na niespotykaną w świecie skalę.
Pod koniec marca izraelski dziennik Yedioth Ahronoth będącą jedną z najstarszych (wychodzi od 1939 roku) i najpopularniejszych w kraju gazet, opublikował wyniki dochodzenia dwójki swych dziennikarzy, którzy opisali możliwości inwigilacji obywateli jakimi dysponuje Shin Bet i specjalną, supertajną bazę danych zbudowaną oficjalnie w celu walki z zagrożeniem terrorystycznym, ale mogąca być również wykorzystywana w innych celach. Cytowany w artykule emerytowany, wysokiej rangi oficer izraelskich służb specjalnych, powiedział dziennikarzom, że dzięki zgromadzonym danym oraz możliwościom jakim daje „narzędzie” udało się uratować setki, jeśli nie tysiące Izraelczyków, którzy mogli zginąć w zamachach terrorystycznych. Izraelska opinia publiczna poczuła się jednak zagrożona przede wszystkim ujawnieniem skali możliwości inwigilacji, jakimi dysponują izraelskie służby specjalne. Jak powiedział dziennikarzom anonimowy urzędnik w ministerstwie łączności wszystkie tamtejsze firmy telekomunikacyjne, na mocy obowiązującego prawa są zobligowane do przekazywania informacji służbom specjalnym, jakie te uznawać mogą za istotne. W realiach Izraela oznacza to, że każda rozmowa telefoniczna, która ma miejsce w kraju pozostawia swój „ślad elektroniczny”. Zawiera on informacje na temat daty rozmowy, numer telefonu z którego ją inicjowano, numer telefonu na który dzwoniono, lokalizację wież telekomunikacyjnych do których logowały się obydwa urządzenia. Dane te są gromadzone nawet wówczas, kiedy osoba do której dzwoniono nie odebrała połączenia. To samo dotyczy informacji tekstowych, przesyłanych obrazów, oraz połączeń i ruchu internetowego.
Baza danych Shin Bet
Baza danych będąca w dyspozycji Shin Bet wzmocniona technologiami z zakresu big data oraz sztucznego intelektu, umożliwia, jak argumentują autorzy artykułu, określenie precyzyjnego miejsca pobytu każdego obywatela Izraela, lub osoby korzystającej z telefonu komórkowego na jego terytorium, w reżimie on-line. Ale nie tylko, bo daje służbom wręcz nieograniczone możliwości elektronicznej inwigilacji jeśli informacje te połączone zostaną z innymi danymi, takimi jak pochodzące z systemu bankowego (karty płatnicze) czy monitoringu miejskiego. Do tej pory podejrzewano istnienie takiego systemu. Miał on umożliwiać izraelskim służbom specjalnym dokonywanie „wysokiej jakości eliminacji” osób posądzanych o działalność terrorystyczną, takich jak zamordowany w listopadzie 2019 roku Bahaa Abu al-Atta z Islamskiego Jihadu. Teraz jego funkcjonowanie oraz możliwości jakie on daje staje się jawne, co będzie miało zapewne negatywne konsekwencje dla bezpieczeństwa Izraela.
Jednak znacznie poważniejszym wyzwaniem jakie niosą nowe czasy jest znalezienie równowagi między powszechna elektroniczną inwigilacją obywateli demokratycznego państwa wymuszaną względami bezpieczeństwa w realiach pandemii, tym bardziej, że trzeba mieć świadomość istnienia silnych, zwłaszcza wśród ludzi służb specjalnych, pokus aby rozszerzać skalę użycia tych systemów, a utrzymaniem wolności i praw obywatelskich. Reżimy autorytarne, w Rosji czy w Chinach nie będą miały z tym problemów. Środki elektronicznej inwigilacji wprowadzone w Moskwie w ramach walki z epidemią, już są przez tamtejszą opozycję określane mianem „elektronicznego łagru”. Tym większa odpowiedzialność spada na elity państw demokratycznych, zarówno tę ich część która sprawuje władzę, jak i będącą w opozycji, aby wypracować rozsądny, akceptowalny kompromis w tej sprawie. Polska nie jest tu wyjątkiem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/494364-abysmy-nie-obudzili-sie-pewnego-dnia-w-elektronicznym-gulagu