Osoby zarażone Covid-19 w największym stopniu zarażają innych w czasie pierwszego tygodnia od momentu pojawienia się symptomów infekcji, wynika z badań opublikowanych właśnie w tygodniku Nature jednym z najstarszych i najbardziej szanowanych czasopism popularyzujących naukę na świecie.
Grupa niemieckich naukowców z Monachium obserwowała przez dwa tygodnie dziewięciu pacjentów zainfekowanych wirusem, po to aby zbadać sposób jego rozprzestrzeniania się. Liczba osób, na której prowadzono badania jest zbyt mała aby ten eksperyment uznać za naukowo potwierdzone odkrycie, ale jego wyniki stanowić mogą pewne wskazówki dla społeczeństw w czasie pandemii. Otóż okazało się, że wirus namnaża się głównie w gardle chorych i największą jego liczbę, a w związku z tym największe prawdopodobieństwo zarażania innych, stwierdzono piątego dnia od momentu wystąpienia symptomów infekcji. Przy okazji naukowcy zaobserwowali, że czterech z dziewięciu pacjentów straciło smak i węch jeszcze przed wystąpieniem innych symptomów choroby, co potwierdza wyniki badań grupy brytyjskich badaczy, którzy uważają, iż są to poważne poszlaki wskazujące na to, że zostało się zainfekowanym Covid-19. Niemieccy naukowcy nie stwierdzili obecności wirusa prócz śliny w innych ludzkich wydzielinach takich jak krew, pot czy mocz, co ich zdaniem winno skłaniać społeczeństwa do skierowania głównych wysiłków na przeciwdziałanie rozprzestrzeniania się wirusa drogą kropelkową, a nie dezynfekowania powierzchni z którymi mogły mieć kontakt osoby zainfekowane.
Te badania są o tyle istotne, że rządy niektórych państwa, takich jak Czechy, Bośnia i Hercegowina a ostatnio Austria, wprowadzają nakaz publicznego noszenia maseczek ochronnych przez wszystkich ludzimogących stykać się z innymi. Jednak władze w innych krajach są zdania, że tego rodzaju środki bezpieczeństwa są nieskuteczne, a przez to niepotrzebne. „Noszenie masek po to aby chronić się przed infekcją ma sens tylko w szpitalach, gdzie leczeni są pacjenci z infekcją lub w laboratoriach w których badane są próbki pobrane od chorych” napisano w specjalnym oświadczeniu opublikowanym przez belgijską Federalną Służbę Zdrowia. Aby nikt nie miał wątpliwości w tym samym komunikacie napisano też wprost, że „noszenie masek ochronnych w miejscach publicznych nie przedstawia żadnej wartości”. Podobną myśl wprost wypowiedział Anthony Fauci, główny doradca ds. walki z epidemią w Białym Domu, który powiedział, że „powstrzyma się od publicznego rekomendowania noszenia masek”, bo nie chce, aby wzrost popytu na nie, doprowadził do sytuacji, że zacznie ich brakować dla tych, którzy naprawdę potrzebują takiej ochrony, czyli personelu medycznego.
Dodatkowo zdania są podzielone jakiego rodzaju maski chroniąi kto winien je nosić. Kwestia jest tym bardziej paląca, że jak argumentuje prof. David Heymann, szef panelu doradczego ds. infekcji zakaźnych przy WHO, w świetle ostatnich badań przeprowadzonych m.in. w Massachusetts Institute of Technology wynika, że wirus wraz z kropelkami śliny może rozprzestrzeniać się nawet na odległość 8 metrów. Przy okazji trzeba od razu wyjaśnić, że taki dystans pokonać on może jeśli zainfekowana osoba kicha, w przypadku kaszlu jest on znacznie krótszy i wynosi on 2 metry, a zwykłego oddychania 1,5 metra.
Z przeprowadzonych badań wynika, że nie wszystkie maski chronią w równym stopniu, a niektóre nie chronią niemal w ogóle. Do tej ostatniej kategorii trzeba zaliczyć te, które przygotowywane są domowymi sposobami i nie zawierają warstwy higroskopijnej, powstrzymującej drobiny śliny, wyrzucanej w trakcie kaszlu. Maski chirurgiczne dają lepsza ochronę, ale ich wadą jest to, że nie przylegają one ściśle do twarzy osób noszących je, a jeśli użytkownik ma brodę, to ochrona staje się zupełnie fikcyjna. Dodatkowym ich minusem jest to, że są to w gruncie rzeczy maski jednorazowego użytku, które nie powinny być prane, czyszczone czy w jakimkolwiek stopniu przygotowywane do powtórnego użycia. Najlepsza ochronę dają maski z filtrem typu N 95, które ściśle zakrywają nos i usta noszących je osób. W tym przypadku minusem jest ich cena i niewielka dostępność na rynku. Osobnym zagadnieniem jest to kogo maska chroni. Naukowcy są zdania, że raczej osobę zainfekowaną przed ryzykiem, że będzie zarażała innych. Osoby zdrowe, które noszą maseczki, nie mogą się czuć bezpiecznie jeśli zetkną się z kaszlącym lub kichającym chorym pozbawionym takiego wyposażenia. Zdaniem wypowiadających się w mediach ekspertów noszenie maseczek przez wszystkich poruszających się w miejscach publicznych traktować raczej należy jako manifestowanie poważnego potraktowania zaleceń władz epidemiologicznych o potrzebie zachowania dystansu społecznego i podporządkowania się zaleceniom służb medycznych, czego oczywiście nie można lekceważyć, ale musimy mieć świadomość, że nie stanowi to żelaznej gwarancji uchronienia nas przed ryzykiem infekcji. Zważywszy jednak na fakt, że infekcja w największym stopniu rozpowszechnia się w czasie, kiedy osoby chore nie mają żadnych objawów i nie wiedzą, że stanowią zagrożenie dla innych, może roztropniej byłoby aby wszyscy nosili maseczki. Każdy może ją samodzielnie zrobić. Naukowcy z amerykańskiego Uniwersytetu Stanford opracowali nawet specjalny poradnik - podaję link bo być może nasze służby medyczne mogłyby przetłumaczyć albo opracować podobny - w którym instruują z czego i w jaki sposób samemu sporządzić maseczkę. Najmniej ochrony daje zwykły szalik, ale już np. zwykłe ściereczki kuchenne w kilku warstwach, dają ponad 70 % ochronę. Innymi słowy, noszenie maseczki winno być traktowane jako wyraz troski o zdrowie innych, których nieświadomie możemy zarażać. Taki wymiar tego kroku czyni, iż prosta czynność jaką jest założenie maseczki ochronnej kiedy wychodzimy z domu nabiera zupełnie innego wymiaru.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/494241-maseczki-czy-chronia-i-kogo-chronia