Włochy, najmocniej dziś dotknięte epidemią koronawirusa, zaczynają już odczuwać pierwsze symptomy zapaści gospodarczej wywołanej kryzysem zdrowotnym. Jak donoszą media, na południu Włoch, gwałtownie wzrasta przestępczość i ryzyko niepokojów społecznych. Rośnie też powszechne poczucie rozczarowania brakiem pomocy ze strony Unii Europejskiej, co skwapliwie próbują wykorzystać Rosjanie i Chińczycy.
Według gazety „Il Tempo” w Palermo na Sycylii policja musiała interweniować przed kilkoma supermarketami, które stały się celem grabieży zdesperowanej ludności. Mieszkańcom regionu, w większości pracującym na czarno lub na umowach śmieciowych, z powodu kwarantanny zaczyna brakować środków do życia. Niektórzy z nich odmawiają zapłaty za zakupy, inni – bardziej zdeterminowani – zwyczajnie kradną z półek sklepowych potrzebne im towary. Zwiększyła się też liczba rozbojów na ulicach, a mafia chce ogłosić 3 kwietnia „dniem gniewu”.
Aby uniknąć dalszego zaostrzenia sytuacji, premier Włoch Giuseppe Conte zdecydował o przekazaniu najbardziej potrzebującym natychmiastowej pomocy w wysokości 5 mld euro. Jednak państwo włoskie, w którym z powodu epidemii podjęto decyzję o wygaszeniu całej gospodarki, znajduje się dziś na krawędzi bankructwa. Apel o pomoc, z którym rząd włoski zwrócił się niedawno do państw strefy euro, został odrzucony – jak się uważa – głównie z powodu sprzeciwu Niemiec. W rezultacie coraz częściej słychać we Włoszech opinie, że Unia Europejska nie sprawdza się w czasach poważnego kryzysu i dalsze członkostwo we wspólnocie przestaje mieć sens.
Dla Włoch to tym bardziej bolesna konstatacja, że według raportu niemieckiego Centrum Polityki Europejskiej, wejście do strefy euro Włochom kompletnie się nie opłaciło. Przeciwnie, gdyby Włochy nie przyjęły wspólnej waluty i pozostały przy lirze, to w latach 1999-2017 ich dochód narodowy wzrósłby o dodatkowych 1,3 biliona euro. Stracone pieniądze wynikają m.in. z deindustrializacji Włoch, które nie były w stanie znieść niemieckiej konkurencji oraz z przestawienia się włoskiej gospodarki na wyjątkowo niestabilną branżę turystyczną i usługową. Dziś obie te branże zostały zdewastowane przez pandemię koronawirusa i zapewne szybko się nie podniosą z upadku (szerzej pisał na ten temat Grzegorz Górny).
Na pomoc Włochom ruszyły Chiny i Rosja. Oba państwa chcą jak najwięcej ugrać politycznie na włoskiej tragedii. Zależy im na tym, aby w obliczu indolencji Unii i rozczarowania Włochów wspólnotą, zyskać własne przyczółki w tym regionie Europy. Rosjanie liczą zapewne na to, że Włosi zapamiętają udzieloną im pomoc i odwdzięczą się głosowaniem za zniesieniem sankcji unijnych wprowadzonych przeciwko Rosji po aneksji Krymu. Przy czym rosyjska pomoc jest dość szczególna, Moskwa wysłała do Włoch wojskowych epidemiologów i wirusologów, zapewne również specjalistów od broni biologicznej. Ich zadaniem jest odkażanie zagrożonych miejsc. Jednak Rosjanom chodzi o coś więcej, o pokazanie Włochom, że w obliczu epidemii również NATO jest niezdolne do działania.
Akcji ratunkowej Rosji towarzyszy szeroka kampania dezinformacyjna. Warto tu zauważyć, że jednym z jej celów była Polska. Rosyjski senator Aleksiej Puszkow (nota bene przewodniczący Komisji Rady Federacji ds. polityki informacyjnej), a w ślad za nim rosyjskie media rozpuściły fałszywą informację o tym, że Polska rzekomo nie zgodziła się na przelot wojskowych transportowców z rosyjską pomocą do Włoch. Samoloty te musiały jakoby lecieć z tego powodu dłuższą trasą nad Morzem Czarnym i Bałkanami. Rzeczywiście poleciały dłuższą trasą, przy czym nie miało to żadnego związku z Polską. Jak się bowiem okazało, Rosja wcale nie wystąpiła do Polski z prośbą o udzielenie jej zgody na przelot samolotów. Gdy prawda wyszła na jaw, Puszkow wycofał się z oskarżeń, ale zaczęły one już żyć własnym życiem w internecie. Być może chodziło o to, aby dotarły do Włochów jako kolejny dowód na brak solidarności wewnątrz Unii Europejskiej i NATO.
Z podobnym fejkiem mieliśmy do czynienia wcześniej, gdy we włoskich mediach pojawiła się informacja o rzekomym zablokowaniu w Polsce transportu maseczek ochronnych przeznaczonych dla Włoch. Dziś nie ma chyba już wątpliwości, kto spreparował tę fałszywą informację, podchwyconą u nas niestety m.in. przez Romana Giertycha i Radosława Sikorskiego.
Włochy, gdzie – jak dotąd – koronawirus dokonał największych spustoszeń, stały się dziś czymś w rodzaju poligonu, na którym testuje się nie tylko wytrzymałość państwa włoskiego i jego społeczeństwa, ale również zdolność Europy do przeciwdziałania hybrydowej wojnie wytoczonej Zachodowi. Na razie wynik tej wojny powinien nas mocno zaniepokoić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/493452-wlochy-staja-sie-poligonem-w-hybrydowej-wojnie-z-zachodem