Niemcy są krajem, który według informacji amerykańskiego John Hopkins University, jest jednym z najbardziej dotkniętych epidemią koronawirusa w Europie. Odnotowano tam 31 370 przypadków zarażenia, co daje 374 na milion mieszkańców. W sąsiedniej Francji, gdzie statystyki epidemiologiczne podają, że obecnie chorych na Covid-19 jest 19 856 osób, mamy nawet nieco mniejszą, bo wynoszącą 304 osoby, liczbę zainfekowanych na milion obywateli.
Jednak, kiedy porównamy smutne statystyki zgonów, różnice są uderzające. W Niemczech zmarły 133 osoby, w stanie krytycznym znajdują się kolejne 23. Ale we Francji odpowiednie liczby wynoszą 860 zmarłych i ponad 2 tys. będących w stanie krytycznym. Porównania Niemiec z Włochami, czy z Hiszpanią, ale też ze Szwajcarią wykazują podobne zaskakujące różnice. Co powoduje, że u naszych sąsiadów epidemia rozwija się z podobną, a może nawet większą, intensywnością, ale liczba śmiertelnych przypadków jest zauważalnie niższa? Częściowo fenomen ten wyjaśnia zjawisko, określane przez specjalistów mianem „odmowy testowania zmarłych”, polegające na tym, że do statystyk epidemiologicznych nie zalicza się tych, którzy nawet jeśli zmarli w wyniku Covid-19, nie byli wcześniej zdiagnozowani i zaliczeni do grupy chorych. Przedstawiciele Włoch formułowali też pogląd, czemu zresztą niemieckie władze zaprzeczały, że w sytuacji zgonu osoby zainfekowanej koronawirusem, która była równocześnie chora na inną dolegliwość, to tę ostatnią w oficjalnych niemieckich statystykach podaje się za powód śmierci. Jednak nawet i ta argumentacja nie wyjaśnia niemieckiego fenomenu – skali epidemii i jej relatywnie niewielkich, negatywnych skutków.
Warto wziąć pod uwagę również inne, padające w tej trwającej już w zachodnioeuropejskich mediach dyskusji, argumenty. Jednym z nich jest liczba przeprowadzanych w Niemczech testów. Jak informuje Lothar Wieler, prezydent Robert Koch Institute, w Niemczech przeprowadza się obecnie ok. 160 tysięcy testów tygodniowo, co jest liczbą większą nawet w porównaniu ze wskazywaną jako wzorcowa Koreą Pd., gdzie realizuje się ok. 15 tys. badań dziennie. W efekcie powszechności testowania, jak się uważa, niemieckie służby medyczne są w stanie odkryć infekcję we wczesnej fazie, nawet jeśli osoby zarażone nie mają objawów. To zaś w połączeniu z polityką polegającą na odseparowaniu zarażonych od reszty społeczeństwa pozwala mieć nadzieję na zahamowanie tempa rozwoju epidemii. W Niemczech obecnie 80 % chorych, to ludzie poniżej 60 roku życia, którzy mają znakomicie większe szanse na wyleczenie niźli osoby z grupy podwyższonego ryzyka.
Polityka powszechnego testowania, jaką przyjęły niemieckie władze, a mówi się nawet o dojściu do poziomu 200 tys. testów tygodniowo, ma sens w kraju takim jak Niemcy, w którym służba zdrowia dysponuje możliwościami udzielenia pomocy tak wielkiej liczbie osób. W ubiegłym tygodniu niemiecki rząd federalny zamówił dodatkowe 10 tys. respiratorów w niemieckich firmach, które zasilić mają szpitale dysponujące już liczbą 25 tys. tych urządzeń. Dla porównania Francja ma tylko 5 tys. respiratorów, podobną liczbą dysponuje Wielka Brytania. Polska z liczbą 10 tys. respiratorów nie wygląda w tym zestawieniu najgorzej. Włochy borykające się z największym brakiem tych ratujących życie urządzeń są w stanie wyprodukować ich tylko 150 tygodniowo. Doszło do tego, że tamtejsi specjaliści próbują dostosować respiratory używane w klinikach weterynaryjnych dla potrzeb ludzi. Już rozlegają się głosy, że w imię europejskiej solidarności Niemcy winny podzielić się będącymi w ich posiadaniu urządzeniami. Inni podkreślają, że takie są skutki globalizacji, w ramach której nastąpił podział pracy polegający na tym, że Niemcy stały się w Europie największym producentem maszyn i urządzeń.
Podobna sytuacja jest w przypadku liczby łóżek szpitalnych przypadających na 1000 mieszkańców. I w tej statystyce państwo niemieckie przewodzi w Europie. Z danych Banku Światowego wynika, że na 1000 mieszkańców w Niemczech jest 8,3 łózka, we Francji 6 , podczas gdy we Włoszech 3,2 a w Hiszpanii 3,0. Paradoksalnie w tym zestawieniu pozycja krajów naszego regionu wygląda nadspodziewanie dobrze. Polska z 6,5 łóżka na 1000 mieszkańców zajmuje piąte miejsce wśród krajów Unii Europejskiej, ustępując w tym względzie jedynie Niemcom, Austrii, Węgrom i Czechom. Zawdzięczamy to zapewne tylko temu, że poprzedniej koalicji nie udało się do końca zrealizować planów w zakresie reformy służby zdrowia. Ale już we Włoszech czy w Hiszpanii, te zabiegi, związane z potrzebą utrzymania w karbach deficytu budżetowego, udało się, z wiadomym skutkiem przeprowadzić. Ale biorąc pod uwagę tylko te dwa wskaźniki, tj. liczbę łóżek jaką dysponuje niemiecka służba zdrowia oraz niezbędnego dla ratowania życia ludzkiego sprzętu, łatwiej zrozumieć, dlaczego nasz sąsiad za Odrą mógł zastosować strategię powszechnego testowania przy jednocześnie łagodnym podejściu do „zamrożenia” życia społecznego.
Inne powody pozwalające wyjaśnić niemiecki fenomen są natury społecznej. W krajach południa Europy, notujemy największy wskaźnik bezrobocia wśród ludzi młodych. Z powodów kulturowych, ale też i ekonomicznych, młodzi obywatele mieszkają tam najczęściej ze swoimi rodzicami i dziadkami. We Włoszech połowa ludzi w wieku 25 – 34 lata nadal mieszka z rodzicami. Tego nie obserwuje się w Niemczech, gdzie średni wiek opuszczania rodzinnego gniazda przez młodych wynosi 23 lata. Ten ostatni czynnik, obok wymienionych wcześniej, może mieć istotny wpływ na to dlaczego mimo podobnego udziału liczby osób w zaawansowanym wieku w strukturze społeczeństwa, których we Włoszech jest 23 % a w Niemczech 21 %, tak odmiennie w tych obydwu krajach kształtują się statystyki liczby zgonów.
Te uderzające różnice, które obserwować możemy w tragicznym czasie, jakim jest epidemia kosztujące życie tysięcy ludzi pokazuje też do jakiego stopnia zmitologizowanym i nieprawdziwym był obraz, narzucany przez lata, w myśl, którego projekt europejski przynosi równe korzyści wszystkim jego uczestnikom. To, że przynosi korzyści, nie ma wątpliwości, ale czy rzeczywiście równe?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/492782-niemiecka-anomalia