Niemcy zawiesiły z powodu epidemii koronawirusa przyjmowanie uchodźców na gruncie humanitarnym. Ponad 20 tys osób zostało w przeciągu ostatnich dwóch dni – jak donosi dziennik „Die Welt” - odprawionych z kwitkiem na granicy. Zawieszony został także program relokacji uchodźców do Niemiec w ramach umowy UE-Turcja, a także wszystkie programy pod egidą ONZ. Podanie o azyl złożyć możne za Odrą już tylko ten, kto udowodni, że nie jest zarażony koronawirusem, bądź przejdzie wcześniej 14-dniowa kwarantannę. Nowe rozporządzenia rządu w Berlinie przekreśliły także plany Mission Lifeline. organizacji pozarządowej, wyławiającej migrantów z Morza Śródziemnego.
Mission Lifeline udało się uzbierać przez ostatnie miesiące ok. 55 tys. euro. Za te pieniądze – jak pisze dziennik „Der Tagesspiegel” - chciała wyczarterować samolot na 100 miejsc i przewieść nim migrantów (mostem powietrznym) bezpośrednio z przepełnionego obozu dla uchodźców Moira na greckiej wyspie Lesbos do Niemiec. Tyle, że organizacja nie ma pozwolenia na lądowanie, ani w Berlinie, ani żadnym innym niemieckim mieście. A w obecnej sytuacji jest bardziej niż wątpliwe, że je otrzyma. Inne kraje europejskiej wspólnoty także nie kwapią się do przyjmowania migrantów. Nawet jeśli prawo do azylu nie zostało w nich zawieszone, to ich granice są de facto zamknięte dla cudzoziemców spoza Unii Europejskiej. Niemiecki Urząd ds. Migracji (BAMF) wycofał wszystkich swoich pracowników z zagranicznych misji. A w obozach na greckich wyspach zaczyna brakować lekarzy i wolontariuszy, bo uciekli ze strachu przed epidemią.
„Twierdza Europa stała się rzeczywistością” - lamentuje niemiecki dziennik „Sueddeutsche Zeitung”. Według gazety Europa zdradza swoje humanitarne ideały, a stan tymczasowy może się okazać trwały. Nie bez kozery. Trudno sobie bowiem dziś wyobrazić, by Europa po zakończeniu epidemii koronawirusa po prostu wróciła do sytuacji sprzed, tak jakby nic się nie stało. Tym bardziej, że w 45 krajach Afryki odnotowano już ponad 1400 przypadków zarażenia koronawirusem. Covid-19 dotarł także na Bliski Wschód, w Iranie jest najwięcej zarażonych – ponad 21 tys. Wiele krajów, jak pogrążona w wojnie domowej Syria, jest gorzej przygotowanych na epidemię niż Europa – Autonomia Palestyńska choćby posiada zaledwie 62 respiratory. Tymczasem na Zachodnim Brzegu odnotowano już 59 przypadków zarażenia. Epidemia może uderzyć tam więc z pewnym opóźnieniem i trwać o wiele dłużej niż na starym kontynencie. Chęć ograniczenia ryzyka po stronie państw europejskich jest więc całkiem zrozumiała. Po co zwozić potencjalnie zarażonych koronawirusem migrantów do Europy? Albo zdrowych migrantów do Europy, by mogli się tam zarazić? Swoje granice zamknęły zresztą także kraje Zatoki Perskiej.
Dla zwolenników otwartych granic to żadne argumenty. Zdrowy rozsądek przegrywa – jak zwykle zresztą - z ideologią. Tak „Suedeutsche Zeitung” apeluje o kontynuację programów relokacji uchodźców, a Ferda Ataman, rzecznik sieci NGO-sów „Nowe Niemieckie Organizacje” twierdzi , że „wykluczanie ludzi w sytuacji zagrożenia życia (czytaj: uchodźców) tylko by się samemu chronić, jest średniowieczne”. Jakaś organizacja adwokatów specjalizujących się w obronie migrantów mówi o „rozgrywaniu przeciwko sobie zdrowia i praw człowieka”. A rzecznik „Mission Lifeline” Axel Steier wprawdzie przyznaje, że sytuacja w Niemczech jest obecnie „wyjątkowa”. Ale to nie powód by porzucić migrantów. Odgradzanie się to „nacjonalizm”, „zacofanie”, koniec „otwartego społeczeństwa” etc. Karl Kopp, szef oddziału europejskiego organizacji Pro Asyl uważa, że granice zewnętrzne UE już teraz stanowią strefy „wolne od praw człowieka”. A teraz będzie jeszcze gorzej, cokolwiek to oznacza.
W skrócie: w imię humanitarnych ideałów państwa powinny zrezygnować z ochrony swoich obywateli i przyjmować migrantów, których tożsamości często i bez epidemii koronawirusa nie są w stanie ustalić. A co dopiero stanu ich zdrowia. W tle pobrzmiewa oczywiście troska tych wszystkich NGO-sów o własne interesy. Biznes zwożenia migrantów do Europy był całkiem intratny, a tu nagle koniec i nie wiadomo czy z powrotem ruszy, w każdym razie na taka skalę jak dotychczas. Możliwe, że po epidemii zostanie zreformowany system Dubliński, mowa jest o tym zresztą już od dawna, możliwe jest też zawieszenie systemu Schengen. Zapewne jednak zostanie wzmocniona ochrona zewnętrznych granic UE, jeśli kraje europejskie potrafią wyciągnąć wnioski, nie tylko z epidemii koronawirusa, ale także z trwającego od końca lutego napływu migrantów do Grecji, wysłanych tam przez prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana.
Niemcy zresztą borykają się już z problemem zarażeń koronawirusem wśród migrantów. Do środy odnotowano 22 przypadków zarażenia i 18 podejrzeń zarażenia wśród uchodźców przebywających 10 ośrodkach azylowych w różnych częściach Niemiec. W ośrodkach panuje ogromna ciasnota i izolacja zarażonych często nie jest możliwa. W ośrodku azylowym w Suhl w Turyngii wybuchł w ubiegłym tygodniu bunt, po tym jak 533 mieszkających tam migrantów objęto kwarantanną. Niektórzy z nich usiłowali uciec przez płot. We francuskim Calais w związku z epidemią radykalnie zmalała liczba wolontariuszy opiekujących się migrantami koczującym tam na otwartej przestrzeni. 24 francuskie i europejskie NGO-sy – w tym Médecins du Monde i Refugee Rights Europe - napisały list do francuskiego rządu, w którym apelują o skierowanie „pilnej” pomocy, jak dostęp do gorącej wody czy mydła, do migrantów żyjących w namiotach na północy Francji. W Calais jest ich obecnie ok 2 tys. a w Dunkierce ponad tysiąc.Tymczasem niemiecka minister rolnictwa Julia Klöckner wpadła na pomysł jak zaktywizować migrantów na świeżym powietrzu– chce ich wysłać zbierać szparagi, na miejsce Polaków i Rumunów, którzy z powodu epidemii w tym roku nie przyjadą wesprzeć niemieckie rolnictwo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/492588-mimo-epidemii-ngo-sy-apeluja-o-dalsze-przyjmowanie-migrantow