Niemcy nas kochają. Ach, jak ci Niemcy nas kochają! Tak bardzo nas kochają, że prawie nie ma dnia w niemieckich mediach bez wyrażania tej bezgranicznej miłości i troski o nasz los, o nasz byt, o porządek w naszym biednym kraju w okowach PiS-owskiego rządu…
Wybory prezydenckie się zbliżają. O zgrozo, ten Andrzej Duda ma poważne szanse na reelekcję. Verdammt…!, a niech to szlag…! - kolejnych pięć zmarnowanych lat?! Coś z tym trzeba zrobić, póki jeszcze czas… „Chór żądających przesunięcia terminu jest coraz głośniejszy”, relacjonuje po swojemu Gerhard Gnauck we „Frankfurter Allgemeine Zeitung” („FAZ”): że domaga się tego nie tylko opozycja, ale także media, jak „Gazeta Wyborcza” czy „Rzeczpospolita”…
„Argumentuje się, że dochowanie wyznaczonego terminu byłoby nieprzyzwoite, niezależnie od wyniku podważyłoby legalność i obciążyło te wybory ‘grzechem pierworodnym’”, stoi jak wół w „FAZ”. Zgrozą wieje… A ten PiS w ogóle nie chce gadać o przesunięciu. Kampanię sobie robią pełną gębą, jak to walczą z koronawirusem, że „państwowy koncern Orlen podjął produkcję środków do dezynfekcji”, że „Duda dzwonił do prezydenta Franka-Waltera Steimeiera żeby >prosić go o pomoc< dla tysięcy Polaków wracających do ojczyzny, którzy utkwili na niemieckich autostradach”, że prezydent Duda i premier Morawiecki wraz z ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim, który w czasie kryzysu stał się bardzo lubiany, informują o sytuacji i podjętych działaniach” - pisze Gnauck, czyż nie skandal, żeby robić taką kampanię…? I dalej: „Co robi opozycja? Piąty w sondażach, młody katolicki publicysta i polityczny nowicjusz Szymon Hołownia zawiesił swą kampanię wyborczą”, taki przykład, a „trzeci w sondażach kandydat lewicy, były aktywista środowiska LGBT Robert Biedroń” poskarżył się, że „prowadzenie kampanii jest niemożliwe albo bardzo trudne, bo nie mogą rozdawać ulotek ani spotykać się z wyborcami”.
Wniosek z tego może być tylko jeden, ale PiS jest głuchy jak pień – alarmuje „Süddeutsche Zeitung” („SZ”), a w nim niezastąpiony, primus inter pares przepojonych troską Florian Hassel. W demaskatorskim tekście zrywa maskę z tego Dudy, którego „kampanię do niedawna prześladowały skandale”, ale „wirus stworzył prezydentowi scenę”. I rządowi też.
Tygodniami polski rząd podkreślał, że w sprawie koronawirusa nie ma potrzeby podejmowania szczególnych kroków. Jednak w poniedziałek prezydent Andrzej Duda spotkał się z szefem rządu, ministrami spraw wewnętrznych i zdrowia na rzekomo koniecznej naradzie kryzysowej. Potem na życzenie Dudy parlament zebrał się na nadzwyczajnym posiedzeniu i uchwalił złożoną poprzedniego wieczoru nadzwyczajną ustawę. Ta nagła aktywność ma raczej mało wspólnego z koronawirusem
— kwituje niezastąpiony korespondent „SZ”. Jeśli ten Duda, który podpisał ustawę kagańcową, „pozostanie prezydentem, to PiS będzie mógł rządzić jak do tej pory, ale jeśli wygra opozycja, to będzie z tym koniec”, konkluduje. Czyli szable w dłoń, bo szanse są; w październikowych wyborach parlamentarnych na PiS głosowało wprawdzie osiem milionów wyborców, ale prawie dziewięć milionów poparło opozycję – tak sobie kolega Hassel to wykombinował. Wprawdzie w Niemczech przeciw rządowej spółce chadecko-lewicowej opowiada się bez mała trzy czwarte społeczeństwa… - ale Hassel nie jest przecież od komentowania spraw krajowych, a poza tym wiadomo, Niemcy to inna kultura… W Polsce, co też wiadomo, to dzicz, co nie omieszkał zilustrować w „SZ” tym oto przykładem:
Nagłówki zdominował środkowy palec, pokazany opozycji w parlamencie przez posłankę PiS Joannę Lichocką, związaną blisko z szefem partii Jarosławem Kaczyńskim. Ten obraz zelektryzował wielu Polaków. Dla nich był symbolem aroganckiego stylu PiS i kilku skandali partyjnych pozostających bez konsekwencji.
I była też jeszcze „gafa Dudy” z szefową jego sztabu wyborczego Jolantą Turczynowicz-Kieryłło, która „oświadczyła w telewizji, że racja stanu ma pierwszeństwo przed wolnością prasy. Potem wyszło na jaw (…), że ugryzła w rękę mężczyznę, który najwyraźniej przyłapał ją na nielegalnej akcji wyborczej”, rozjaśnił „SZ”. Mało tego, podobno nami, Polakami wstrząsnęły „rewelacje o możliwych dawnych kontaktach z mafią, jakie utrzymywać miała obecna żona ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego”, o czym pisała „Gazeta Wyborcza”, i korespondent Hassel też. Ale pokonanie tego Dudy łatwe nie będzie, bo Telewizja Polska jeszcze nie jest w niemieckich rękach – ten ostatni wniosek jest akurat mój. „Süddeutsche Zeitung” ujął to inaczej, wyraził jedynie ubolewanie, że opinia publiczna, zwłaszcza w terenie, kształtowana jest przez TVP.
Tam opinia publiczna kształtowana jest przede wszystkim przez TVP. Niedawno wieczorne wiadomości przez 10 minut pokazywały prezydenta Dudę, a przez 90 sekund pozostałych kandydatów na prezydenta. Kidawa-Błońska dostała 20 sekund.
W uświadamianiu nas, zagubionych Polaków, dwoi się i troi również sekcja polska redakcji Deutsche Welle. A propos telewizji, na jej łamach znalazło się obszerne omówienie innego artykułu „SZ”, pod tytułem: „Walka o tubę propagandową PiS. Dlaczego szef TVP Jacek Kurski musiał niespodziewanie odejść” - i leadem - Odkąd Kurski został dyrektorem TVP, przebudował telewizję publiczną w stację szybkiego reagowania PiS”. A w sążnistym tekście, takie np. cytaty:
Często miesiącami prowadzone były kampanie zniesławiające polityków opozycji, protestujących nauczycieli, lekarzy i sędziów. (…) Także prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, przeciwnik PiS, stał się celem ataków TVP. Kiedy w grudniu 2019 Adamowicz został zamordowany, rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar zinterpretował to jako sygnał, że używany przez TVP „język nienawiści” przygotował grunt pod to zabójstwo.
Ale są też i pochwały, jak np. ta:
Wielu Polaków chętniej ogląda apolityczny program prywatnego nadawcy Polsat lub przełącza na także prywatną stację TVN, która troszczy się o krytyczne doniesienia i rewelacje o skandalach PiS.
Jednakże „samochwała Kurski przegrał” i „odwołano go, bo domagał się tego prezydent Duda. Dopiero wtedy, jak zaznaczył, zatwierdzi on nowelizację ustawy dotyczącą finansowania mediów publicznych, w tym TVP”: „Najwyraźniej Duda chce w ten sposób pozyskać przychylność liberalnych Polaków, którzy nienawidzą Kurskiego za jego propagandę” – wyjaśniał „SZ”, a po nim rozgłośnia Deutsche Welle. Jednakże:
„Ale nadzieje na powrót do tradycyjnych dziennikarskich kryteriów są przedwczesne”, gdyż „trzech z pięciu członków Rady Mediów Narodowych należy do rządzącego PiS. A jej przewodniczący Krzysztof Czabański jest zaufanym prezesa PiS Kaczyńskiego”.
Jasne? Cwany lis ten Duda, co uzmysławia „Die Welt”; pięć lat temu PiS grał w kampanii kartą wymierzoną w uchodźców, a teraz na ten temat cicho-sza…
Polska narodowokonserwatywna partia PiS także z tego powodu zdołała wyraźnie wygrać wybory w 2015. Nastroje w Polsce kształtowano za pomocą zdjęć przybywających do Niemiec uchodźców. Nawet kierownictwo partii nie unikało wtedy drastycznej, rasistowskiej retoryki. Potężny szef PiS Jarosław Kaczyński mówił nawet o „pasożytach”, które w organizmach migrantów nie są zagrożeniem, ale są nim dla Europejczyków
— nawiązał „Die Welt” do obecnie „zadziwiającego dystansu polityków PiS” do tej kwestii. Prezydent Duda „jak do tej pory unika retoryki wymierzonej w uchodźców (…) co jednak nie oznacza, że obrazy z grecko-tureckiej granicy nie działają na korzyść PiS”. Bardzo powściągliwy i zadziwiający to komentarz. Ani prezydent ani PiS o tym mówić nie muszą, za nich już powiedział szef niemieckiego MSW Horst Seehofer, który pochwalił „zdecydowaną postawę” greckich pograniczników i oznajmił, że granice Niemiec i Europy dla koczujących tam ludzi są „zu” - znaczy, zamknięte. W kwestii formalnej, uchodźcy są odpędzani od płotów armatkami wodnymi, bądź strumieniami świńskiej uryny, rozpylanymi przez greckich chłopów ze sprężarek umieszczonych na traktorach. Ale może minister Seehofer tego nie wie…, a „Die Welt” komentuje, co w Polsce, a nie gdzieś tam…
Oczywiście nie mogło zabraknąć nawiązania do reformy systemu sprawiedliwości w Polsce, co załatwiają wywiady z sędziami „niezłomnymi”, jak Małgorzatą Gersdorf czy Igorem Tuleyą, który poskarżył się warszawskiemu korespondentowi Philippowi Fritzowi, że:
„Spośród około 10 tys. sędziów w Polsce już mało kto ma odwagę wdawać się w spór z PiS” i „następne co zrobią, to będą nas zamykać”.
Kiedy więc wreszcie zacznie reagować unia na te bezprawie „Chodzi o istotę UE”, która „powinna wspierać państwa członkowskie tylko wtedy, gdy przestrzegają statutu”, wysyła w eter sygnały poprzez „Süddeutsche Zeitung” unijny korespondent Matthias Kolb. Reasumując obszerne wywody tego młodego człowieka, Polskę trzeba nauczyć moresu i strzelić z finansowego bata.
Rozpisałem się trochę, a po prawdzie ledwie dotknąłem czubka góry lodowej zainteresowania niemieckich mediów i wyrazów ich bezgranicznej troski o nasz los, o porządek w naszym biednym kraju w okowach PiS-owskiego rządu, o nasze polskie drogi… Nie mogę jednak pominąć i tego aspektu:
Dyskryminacja LGBT przybiera na sile – w Polsce następne miejscowości określają się, jako „strefy wolne od LGBT” i odrzucają akcje na rzecz tolerancji i równouprawnienia
— zagrzmiał „Die Zeit”.
Nienawiść wobec homoseksualistów. Berlińska akcja przeciw strefom wolnym od LGBT w Polsce
— - bo była i taka niedawno, do której w tytule zagrzewał bulwarowy „Bild”: że „dalsza stygmatyzacja” (tu wyjaśnię skrót LGBT - lesbijek, gejów, bi- i transseksualistów), że ten Kaczyński.., wiadomo, że nowy punkt kulminacyjny, więc zatroskani posłowie Bundestagu Ulle Schauws i Sven Lehmann protestowali przed Instytutem Polskim w Berlinie przeciw homofobii, były nawet ich zdjęcia w „Bildzie” z logo „Solidarności” namalowanym nad tęczową flagą i napisami, jak to się solidaryzują… Na falę „solidarności” niemieckich mediów z rzekomo prześladowanymi homoseksualistami w Polsce zareagował z tydzień temu ambasador prof. Andrzej Przyłębski, w specjalnym, dyplomatycznie sformułowanym komunikacie, że – to moje słowa – przyprawiają nam krzywe gęby. Dyplomatycznie pan ambasador nie wspomina, że – podczas gdy u nas geje mają się dobrze, w samych Niemczech do „narodowo czystych stref” (w oryginale „National befreite Zone”), lepiej obcokrajowcom nie zaglądać, jeśli chcą wyjść stamtąd żywi lub bez uszczerbku na zdrowiu. Tak dla przypomnienia, podczas mistrzostw piłkarskich ostrzegał przed tym cudzoziemców nawet federalny minister spraw wewnętrznych… Ale o tym nie wypada mówić ambasadorowi RP, a niemieckim mediom… - cóż, przecież chodzi o dobro naszego kraju…
Gdy w 2006 roku prezydent Lech Kaczyński vel „Kartoffel” - jak przedstawiał go „die tageszeitung” („taz”) spotkał się w Berlinie z ówczesnym prezydentem RFN Horstem Köhlerem, ten ostatni powiedział sam z siebie na ich wspólnej konferencji prasowej, na temat percepcji Polski w niemieckich mediach:
„Prezydent Kaczyński zwrócił uwagę na zły obraz Polski w niemieckich mediach. Kazałem to sprawdzić i muszę przyznać, że w większości, prawie całkowicie jest on negatywny…”.
Co zmieniło się od tego czasu? Z przerwą w latach rządów premiera Donalda Tuska – nic… Źle się dzieje, a będzie jeszcze gorzej…
Kto będzie nam zbierał szparagi?!
— alarmują chóralnie niemieckie media, od „Bilda”, który pomstuje w tytule: „Ponieważ Polska zamyka granice z powodu koronawirusa”, przez tytuł w „FAZ”: „Kto zbierze nam szparagi?”, po telewizje i rozgłośnie od północnoniemieckiej NDR, Rundfunk Berlin-Brandenburg, po południowy Bayerischer Rundfunk. że z Niemcami to nie wypali i nie ma co liczyć na rodzimych zbieraczy, że Polakom wiedzie się coraz lepiej i niezbyt są chętni, ale może chociaż studenci, którym trzeba będzie zapewnić lepsze warunki.
No, czyż nie dramat…?!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/492279-ach-ta-bezgraniczna-troska-niemcow-o-nasz-los