Wciąż gorąco w Czarnogórze. Wszystko z powodu kontrowersyjnej ustawy o wolności wyznania, której ostro sprzeciwia się działająca w tym kraju Serbska Prawosławna Cerkiew.
W demonstracjach przeciwko ustawie w Podgoricy w ostatnią niedzielę wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Podobne procesje zorganizowano nie tylko w stolicy kraju, ale także we wszystkich jego większych miastach. Pochody zorganizowała Serbska Prawosławna Cerkiew.
Przypomnijmy, że w Czarnogórze nie ustają dyskusje i demonstracje, po tym jak parlament tego bałkańskiego kraju przyjął w grudniu wspomnianą wyżej ustawę. Prawo to zakłada m. in. nacjonalizację obiektów sakralnych wybudowanych przed 1918 rokiem, jeśli nie uda się odnaleźć aktów własności. Ma to dotyczyć wszystkich wspólnot wyznaniowych.
Głównym przeciwnikiem przyjętego prawa, dzięki któremu państwo chce, poprzez rejestrację wspólnot wyznaniowych uporządkować relacje z wyznaniami, jest Serbska Prawosławna Cerkiew. Uważa ona, że zapis ten jest skierowany bezpośrednio przeciwko niej oraz jej wpływom w Czarnogórze. Skutek nowego prawa byłby bowiem taki, że Cerkiew musiałaby oddać niektóre świątynie i klasztory, które niegdyś należały do Czarnogórskiej Prawosławnej Cerkwi, skasowanej w 1921. i wchłoniętej przez Serbską Prawosławną Cerkiew.
Od momentu wprowadzenia nowego prawa, w każdy czwartek i niedzielę, Metropolia organizuje protesty we wszystkich większych miastach Czarnogóry. Zapowiada, że będzie je kontynuować do czasu, aż prawo nie zostanie uchylone. Z drugiej strony, rząd Czarnogóry twierdzi, że prawo nie może zostać uchylone; władze zgadzają się jednak na rozmowy z Serbską Prawosławną Cerkwią dotyczące sposobu egzekwowania przepisów.
Prezydent Milo Đukanović, jak twierdzą analitycy, był bardzo zaskoczony siłą protestów i skalą demonstracji, dlatego zadeklarował gotowość rozpoczęcia negocjacji z przedstawicielami protestującej cerkwi. Nic nie wskazuje jednak na to, aby w najbliższym czasie mogło dojść do uspokojenia sytuacji.
Cała historia ma oczywiście swoje polityczne tło. Czarnogóra, która po referendum w 2006-ym roku ogłosiła swoją niezależność i opuściła Związek Państwa Serbii i Czarnogóry (za oddzieleniem się od związków z Serbią głosowało nieco ponad 55 proc. obywateli), wciąż jest podzielona. Większość społeczeństwa określa się jako Czarnogórcy, ale są także tacy, którzy deklarują narodowość serbską i tęsknią za dawnym państwem.
W polskich sieciach społecznościowych można znaleźć komentarze o „prześladowaniu chrześcijan“ przez ateistyczny rząd. To zdecydowanie zbyt mocny opis całej sytuacji. Chodzi tu o napięcia między dwoma prawosławnymi narodami, które mają swoje historyczne źródła.
Podział ma także przełożenie polityczne. Demokratyczna Partia Socjalistów Czarnogóry, której przewodzi Mile Đukanović, kierowała projektem uniezależnienia Czarnogóry, chociaż wcześniej była zorientowana proserbsko. Spośród partii opozycyjnych, interesy narodu serbskiego prezentuje w sposób najbardziej bezpośredni Nowa Serbska Demokracja Andrije Mandicia, będąca częścią opozycyjnej koalicji Front Demokratyczny.
Analitycy przychylni Đukanoviciowi twierdzą, że celem nowego prawa jest ograniczenie wpływów Serbskiej Cerkwi Prawosławnej w Czarnogórze. Serbska Prawosławna Cerkiew nigdy nie uznała niezależności Czarnogóry, co widać po zachowaniu Amfilochiusza, metropolity Czarnogóry i Przymorza Serbskiej Prawosławnej Cerkwi; opinia publiczna uważa tego hierarchę za jednego z najbardziej konserwatywnych przywódców religijnych w całym kościele serbskim.
Đukanović pragnie rozwiązać problem kościoła serbskiego, dziś stanowiącego jego główny problem polityczny. Liczy, że pomoże mu w tym Czarnogórska Prawosławna Cerkiew, powołana na nowo w 1993 r. Choć wciąż żadna z cerkwi prawosławnych wciąż nie uznała jej autokefaliczności, to wydaje się, że Đukanović nie zrezygnuje z planów jej wzmocnienia i osadzenia w roli narodowej prawosławnej cerkwi.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/488950-czy-konflikt-w-czarnogorze-to-przesladowanie-chrzescijan