Ogłoszona w środę przez Władimira Putina zapowiedź głębokiej reformy konstytucyjnej oraz dymisja rządu kierowanego przez Dmitrija Miedwiediewa, zostały zinterpretowane przez większość komentatorów rosyjskiego życia politycznego jako przygotowanie do „transferu władzy”, który czeka Rosję w 2024 roku, gdy upłynie ostatnia kadencja urzędującego prezydenta. Przy czym nie jest jeszcze do końca jasne, jak ów transfer miałby przebiegać.
Sam Putin wytłumaczył potrzebę reform „oczekiwaniami społeczeństwa”. I o ile w ostateczności można tak postrzegać dymisję niepopularnego Miedwiediewa (zastąpił go uchodzący za bezbarwnego technokratę Michaił Miszustin – dotychczasowy szef Federalnej Służby Podatkowej), o tyle w przypadku zmian konstytucyjnych, mamy do czynienia raczej z dziwną grą pozorów. Projekt ma być wprawdzie przegłosowany w referendum, ale w warunkach rosyjskich trudno oczekiwać rzetelnych wyników. Zresztą prezydencka partia Jedna Rosja ma i tak konstytucyjną większość w Dumie Państwowej, która umożliwia przyjęcie dowolnych poprawek.
Zgodnie z propozycjami Putina w Rosji miałaby zostać wzmocniona rola parlamentu. Przede wszystkim to Duma Państwowa, a nie – jak dotąd – prezydent, mają wyznaczać premiera oraz ministrów. Prezydent ma jedynie zatwierdzać przyjęte przez deputowanych kandydatury. Z kolei izba wyższa rosyjskiego parlamentu – Rada Federacji – przejmie do prezydenta prawo wnioskowania o odwołanie sędziów Sądu Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego. Prezydent będzie też musiał konsultować z senatorami kandydatury na szefów prokuratury i struktur siłowych. Sprecyzowana ma również zostać kwestia liczby kadencji prezydenckich. Otóż, wedle propozycji Putina, nadal mogą być tylko dwie, ale z konstytucji ma zostać usunięte sformułowanie „pod rząd”, które w 2012 roku umożliwiło samemu Putinowi powrót na Kreml po czteroletniej przerwie. Dodatkowo ani prezydent, ani urzędnicy państwowi nie będą mogli mieć innego (oprócz rosyjskiego) obywatelstwa ani prawa stałego pobytu w obcym państwie. Nowe przepisy mają też wprowadzić prymat prawa wewnętrznego nad zapisami wynikającymi z umów międzynarodowych.
Najbardziej zagadkową propozycją Putina jest wzmocnienie roli Rady Państwa, dotąd nieznaczącego ciała doradczego złożonego z gubernatorów pod przewodnictwem prezydenta. Niektórzy twierdzą, że być może Putin widzi się w przyszłości na stanowisku szefa Rady, oczywiście pod warunkiem, że nowe przepisy rozdzielą funkcję prezydenta i przewodniczącego Rady.
Niewykluczone jest jednak prostsze rozwiązanie. Być może zmiana konstytucji okaże się dobrym pretekstem do liczenia kadencji prezydenckich od nowa, co pozwoliłoby Putinowi pozostać na Kremlu jeszcze przez przynajmniej dwanaście kolejnych lat. Oddanie części kompetencji parlamentowi nie musi stanowić przy tym wielkiego zagrożenia dla jego władzy, przynajmniej tak długo, jak długo Kreml będzie kontrolował obie izby. Dowodzi tego rok 2008, kiedy to Putin, po zakończeniu swojej drugiej kadencji prezydenckiej, zamienił się na cztery lata stanowiskami z Miedwiediewem. Miedwiediew nigdy nie ośmielił się wykorzystać przysługujących mu prezydenckich uprawnień przeciwko formalnie niższemu rangą Putinowi. Zgodnie bowiem z realną hierarchią, władza w Rosji należała i należy do Putina – bez względu na stanowisko, które aktualnie zajmuje.
Dlatego też wielu obserwatorów uważa zapowiedź reformy konstytucyjnej za trik. Jak stwierdził Michaił Kasjanow, były premier, a dziś oponent Putina, reforma jest jedynie zasłoną dymną, która ma odwrócić uwagę społeczeństwa od głównego celu prezydenta, którym jest utrzymanie się u władzy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/482495-reforma-putina-czyli-gra-o-zachowanie-wladzy