Mam nadzieję i wierzę w deeskalację tego konfliktu. Z pewnością takie oczekiwania są po stronie amerykańskiej, jeżeli nie było żadnych strat, to ten etap można zamknąć i przejść do etapu przed wzmożeniem tych napięć, które miały miejsce
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl gen. Roman Polko o napięciu na Bliskim Wschodzie.
wPolityce.pl: Władze Iranu zapowiadały, że rozważają „13 scenariuszy zemsty” i odpowiedź na zabicie przez Amerykanów Sulejmaniego będzie „miażdżąca”. Jak w tym kontekście ocenia pan skalę irańskiej akcji odwetowej?
gen. Roman Polko: Przede wszystkim jest to skala uderzenia, która daje szansę na zakończenie tej spirali zbrojeń, spirali nienawiści, która się rozpętała. Iran rzeczywiście miał możliwość mocniejszej odpowiedzi. Mógł uderzyć na wiele obiektów. To, co jest kluczowe, to fakt, że uderzyli z terytorium Iranu, czyli nie przez bojówki terrorystyczne. To z pewnością jest pozytywne. To uderzenie było ograniczone, ale pokazało też możliwości Iranu, który dysponuje w miarę nowoczesnymi rakietami, które potrafią w miarę precyzyjnie uderzać. Z tego co słyszymy, na szczęście, poniesiono jedynie straty materialne, czyli jest rzeczywiście szansa na to, żeby tę spiralę nienawiści zamknąć, żeby ten konflikt dalej się nie rozwijał.
Czy istnieje jednak zagrożenie, że konflikt wymknie się spod kontroli i przeniesie np. na teren Iraku, gdzie stacjonują amerykańskie wojska?
Mam nadzieję, że poza samym Iranem i Stanami Zjednoczonymi, włączyli się w tę sytuację również inni gracze, którzy są w stanie ją złagodzić. Mam na myśli te kraje Bliskiego Wschodu, które mają dobre, pozytywne relacje z jedną i drugą stroną, ale także kraje Dalekiego Wschodu, które żyją z ropy i taki konflikt uderzyłby w ich bezpieczeństwo energetyczne. Mówi się głównie o dwóch scenariuszach rozwoju wydarzeń: to uderzenie odwetowe Stanów Zjednoczonych na wiele celi – wiadomo, że Amerykanie mają takie możliwości, ale wtedy spirala nakręcałaby się jeszcze bardziej i pewnie traciłby na tym sam prezydent Trump. Nie takie są oczekiwania także amerykańskiego społeczeństwa, przed którym musiał się tłumaczyć za to, że dokonał tego ataku bez konsultacji z Demokratami. Krótko mówiąc, te wewnętrzne problemy amerykańskie również w jakiś sposób go blokują. Iran również nie chce wojny, w której zostaną zniszczone kolejne obiekty, a której nie jest w stanie wygrać. Iran był już w konflikcie z USA w cieśninie Ormuz w latach osiemdziesiątych. Poniósł wtedy tak dotkliwe straty, że doskonale wie, że zaognianie tej sytuacji mu się nie opłaca. Poza tym żyjemy w takich czasach, że propaganda działa i jeżeli duchowy przywódca Iranu ogłosił sukces, poinformował, że zabito 80 Amerykanów – swoją drogą ciekawe jak ich tam policzył, bo chyba w bazie jego szpiegów nie było – to znaczy, że chce w jakiś sposób ten etap konfliktu bliskowschodniego zamknąć. Aczkolwiek sytuacja w dalszym ciągu jest tam wielostronnie skomplikowana i złożona.
Czy jest szansa na to, że rząd irański złagodzi też stanowisko parlamentu tego kraju, w którym Irańczycy domagają się opuszczenia Iraku przez wojska sojusznicze, zdając sobie tak naprawdę sprawę z tego, że doprowadziłoby to do destabilizacji sytuacji w regionie?
Jest dokładnie tak, jak pan mówi. Rząd Iraku doskonale zdaje sobie sprawę, że może i fajnie by było nie mieć obcych wojsk na własnym terytorium, ale na chwilę obecną nie są w stanie kontrolować własnego kraju. Jakiekolwiek odejście czy zabranie tego wsparcia międzynarodowego – szkoleniowego, logistycznego, doradczego – spowodowałoby upadek Iraku, który już raz przeżywał to po obaleniu reżimu Saddama Husajna, gdzie narodził się tam ISIS. Wyjście koalicji międzynarodowej pewnie znowu spowodowałoby wewnętrzne podziały, konflikty i ten tygiel tak by rozgorzał, że obecne problemy, które się pojawiają, byłyby niczym w porównaniu z tym, co mogłoby się stać. Stąd też myślę, że do tego nie dojdzie. Sądzę, że mają tego świadomość władze Iraku, mają tego świadomość partnerzy z NATO i myślę, że również ta wiedza i świadomość dotrze do polityków, którzy w pierwszym odruchu zareagowali emocjonalnie. Nie od dzisiaj wiadomo, że w samym Iraku miłość do Amerykanów nie jest wielka, ale korzyści z ich obecności w postaci bezpieczeństwa i lepszego przygotowania do przejęcie odpowiedzialności za własny kraj, Irakijczycy odnoszą.
Tej samej nocy, w której Iran dokonał ataku odwetowego, w Teheranie rozbił się ukraiński samolot pasażerski. Początkowo władze Ukrainy oświadczyły, że z katastrofą nie ma związku żaden akt terroru. Później zmieniono treść oświadczenia wskazując, że „przyczyny są wyjaśniane”. Czy ta sprawa może mieć wpływ na dalszy rozwój wypadków w regionie?
Jak zawsze w tego typu sytuacjach budzą się różnego rodzaju wyznawcy spiskowych teorii – trzęsienie ziemi, panika podczas pogrzebu Sulejmaniego, teraz ta katastrofa samolotu. Nie sądzę, żeby miało to jakikolwiek związek. Wystarczy popatrzeć na trajektorię lotu, na to kiedy te wydarzenia miały miejsce. Przecież Amerykanie nie dążyliby do zestrzelenia ukraińskiego samolotu, a Irańczycy i tak mają tyle własnych problemów, że też by tego nie realizowali. To po prostu splot nieszczęść, które w jakiś sposób się ze sobą połączyły, ale który pewnie będzie rozgrywany przez niektórych wyznawców teorii spiskowych czy przez tych, którzy będą chcieli w tym tyglu jeszcze bardziej namieszać. To, że komunikat został zmieniony wynika z innych okoliczności. Ten komunikat został pospiesznie wydany. Najpierw trzeba zbadać, a później wydać oświadczenie, nawet kiedy wszystko wydaje się oczywiste.
Gdyby miał pan teraz odpowiedzieć, to czy najbliższym czasie konflikt amerykańsko-irański ucichnie, czy będą kolejne jego odsłony?
Mam nadzieję i wierzę w deeskalację tego konfliktu. Z pewnością takie oczekiwania są po stronie amerykańskiej, jeżeli nie było żadnych strat, to ten etap można zamknąć i przejść do etapu przed wzmożeniem tych napięć, które miały miejsce. Jestem o tym przekonany, ale z pewnością nie warto spraw zostawiać samych sobie. Dobrze byłoby, gdyby ktoś taki jak Japonia czy Oman wyszedł teraz publicznie z taką inicjatywą. Wtedy obu stronom łatwiej byłoby wyjść z twarzą i z miną zwycięzcy.
Gdyby konflikt zakończył się w tym momencie, to czy nie należałoby jednak stwierdzić, że wizerunkowo zwycięsko wyszły z niego Stany Zjednoczone eliminując jednego ze swoich głównych wrogów i ponosząc jedynie straty materialne?
Rzeczywiście ta wojna rozgrywa się w tym momencie w sferze wirtualnej i propagandowej. Takie mamy te współczesne konflikty. Natomiast warto podkreślić, że gen. Sulejmani to nie była „niewinna owieczka”. To był upaństwowiony terrorysta, który organizował ataki terrorystyczne w Jemenie, zorganizował Hezbollah, dofinansowywał go i dążył do przejęcia kontroli nad tym, co dzieje się w Iraku, psując całą robotę, którą realizowali m.in. polscy żołnierze budując wewnętrzne struktury Iraku zdolne przejąć odpowiedzialność za własny kraj. Z pewnością walka o to, żeby wyprzeć koalicjantów z Bliskiego Wschodu przez Iran będzie realizowana, ale myślę, że jest szansa żeby tego już nie zaogniać, żeby toczyło się to bardziej w tej sferze wirtualnej, która mimo wszystko jest bezpieczniejsza niż w realnym życiu, gdzie giną też niewinni ludzie.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/481144-nasz-wywiad-gen-polko-o-ataku-odwetowym-iranu