Działaliśmy, by zapobiec wojnie, a nie żeby ją rozpocząć - oświadczył w piątek prezydent USA Donald Trump wypowiadając się o amerykańskim ataku w Bagdadzie, w którym zginął szef elitarnych sił irańskich Al-Kuds generał Kasem Sulejmani.
Podczas konferencji prasowej w Mar-a-Lago Trump na Florydzie Trump oskarżył Sulejmaniego o planowanie ataków na dyplomatów i żołnierzy USA oraz zapewniał, że to irański wojskowy stał za grudniowym atakiem na amerykańską ambasadę w Iraku.
Świat jest bezpieczniejszy bez takich „potworów” jak Sulejmani - dodał prezydent USA.
Ostrzegł też Iran przed wykorzystywaniem swoich sojuszników w regionie i podkreślił, że działania Stanów Zjednoczonych nie zmierzają do zmiany władz w Teheranie.
Po wygłoszeniu swojego oświadczenia Trump nie odpowiadał na pytania dziennikarzy.
W trakcie wzmożonego napięcia między USA i Iranem kluczowe znaczenie ma teraz, jak daleko we wsparciu Teheranu posuną się irańscy sojusznicy na Bliskim Wschodzie - pisze w piątek „Washington Post”. A ci są w Jemenie, Libanie, Iraku i Syrii – przypomina.
Waszyngtoński dziennik przyznaje, że od dawna istnieją obawy, iż „oddziały sojusznicze Teheranu na Bliskim Wschodzie odegrają kluczową rolę w jakiejkolwiek eskalacji napięć między Iranem i USA”. Podkreśla, że zabicie przez wojska USA w Bagdadzie szefa irańskich sił Al-Kuds Kasema Sulejmaniego „zwiększa prawdopodobieństwo, że irańska sieć sojuszników” może zagrozić Amerykanom.
Sulejmani, który przejął kontrolę nad siłami Al-Kuds pod koniec lat 90., „znacznie poszerzył regionalną obecność” Iranu - twierdzi „Washington Post”. Generał znany był ze swoich dobrych kontaktów z „paramilitarnymi grupami z Syrii i Jemenu”.
Dziennik przypomina, że Iran rozwija swoją sieć regionalnych sojuszników od 1979 roku, a szyicka teokracja „próbuje eksportować swą rewolucję i wspierać szyickie grupy na Bliskim Wschodzie”.
W ocenie „Washington Post” ideologia „odgrywa ważną rolę w irańskiej polityce”. Jednocześnie eksperci uważają, że najważniejszym celem Teheranu jest zwalczanie wpływów amerykańskich, izraelskich oraz saudyjskich na Bliskim Wschodzie.
Służyć do tego mają między innymi siły Al-Kuds, które „organizują i szkolą bojowników ze sprzymierzonych milicji oraz dostarczają im broń”. W kontekście krajów, gdzie są proirańskie grupy „Washington Post” wymienia Jemen, Liban z Syrią oraz Irak.
W pierwszym z tych państw Iran pomaga rebeliantom Huti. To zajdyci, uznawani za odłam szyizmu. Od 2015 roku walczą oni z dowodzoną przez Arabię Saudyjską koalicją. Huti od dawna stanowią opozycyjną siłę w Jemenie, ale - jak przypomina „Washington Post” - irańską pomoc otrzymali po zaangażowaniu się w konflikt Arabii Saudyjskiej.
To, co rozpoczęło się w Jemenie „jako wojna domowa podczas arabskiej wiosny, przekształciło się w wojnę zastępczą między Iranem i Arabią Saudyjską” - ocenia gazeta i podkreśla, że rząd w Rijadzie wspierany jest wojskowo przez Stany Zjednoczone.
W Libanie główna siła proirańska to Hezbollah, szyicka grupa paramilitarna oraz partia polityczna. Jak zauważa „Washington Post”, „to najwcześniejszy i najbardziej skuteczny” projekt Iranu.
Stworzono go podczas libańskiej wojny domowej w 1982 roku, a z kluczową pomocą Gwardii Rewolucyjnej przekształcił się z nielicznej grupy duchownych i bojowników w główną polityczną siłę w Libanie
— przypomina amerykański dziennik.
Dodaje, że Iran dostarczał broń Hezbollahowi w trakcie jego wojny z Izraelem w 2006 roku i „zorganizował interwencję Hezbollahu” w Syrii w celu ochrony reżimu Baszara el-Asada.
Od czasu wojny irańsko-irackiej (1980-1988) - wymienia dalej „Washington Post” - Teheran „gościł i wspierał wielu wpływowych szyickich bojowników, którzy sprzeciwiali się despotycznym rządom Saddama Husajna”. Po obaleniu jego reżimu przez USA w 2003 roku wielu z nich wróciło do Iraku i walczyło z siłami amerykańskimi.
Kiedy jednak Państwo Islamskie przeprowadziło błyskawiczny atak w Iraku w 2014 roku, te same oddziały były najważniejsze w powstrzymywaniu ekspansji bojowników (IS) i walczyły wraz z siłami irackimi, by ostatecznie zmniejszyć kontrolę terytorialną IS do zera
— czytamy w waszyngtońskiej gazecie.
Ich rola w zwalczaniu Państwa Islamskiego „dała im bezprecedensową polityczną siłę w Iraku, z wieloma wysokimi rangą politykami uzyskującymi mandaty w krajowym parlamencie”.
Wśród kluczowych pytań jest: jak wielu irańskich sojuszników przyjdzie na pomoc Teheranowi w przypadku wojny na pełną skalę i jak daleko będą gotowi pójść?
— konkluduje „Washington Post”.
Ministerstwo spraw zagranicznych Kanady zaapelowało w piątek o powściągliwość i deeskalację po zabiciu w Bagdadzie przez siły amerykańskie irańskiego generała Kasema Sulejmaniego, który dowodził elitarnymi siłami swego kraju, Al-Kuds.
Apelujemy do wszystkich stron o powściągliwość i dążenie do deeskalacji. Naszym celem jest i pozostaje zjednoczony i stabilny Irak
— napisał w oświadczeniu szef kanadyjskiej dyplomacji Francois-Philippe Champagne.
Jak dodał, Kanada od dawna była zaniepokojona dowodzonymi przez generała Sulejmaniego siłami Al-Kuds, „których agresywne działania miały destabilizujący efekt w regionie (Bliskiego Wschodu) i poza nim”.
Kanada pozostaje w kontakcie ze swoimi międzynarodowymi partnerami. Bezpieczeństwo obywateli kanadyjskich w Iraku i w regionie, w tym korpusu dyplomatycznego i żołnierzy, jest priorytetem rządu
— zapewnił Champagne.
Papież Franciszek jest poinformowany o tym co się dzieje i śledzi wydarzenia modląc się
— powiedział w piątek agencji Ansa rzecznik Watykanu Matteo Bruni. Tak odniósł się do sytuacji po zabiciu przez siły USA w Iraku irańskiego generała Kasema Sulejmaniego.
Sulejmani - dowódca elitarnej jednostki Al-Kuds i uważany za jednego z najpotężniejszych ludzi wywiadu na Bliskim Wschodzie - zginął w nocy z czwartku na piątek na lotnisku w Bagdadzie w wyniku ataku dronów. Władze amerykańskie potwierdziły, że to ich siły przeprowadziły ten atak.
Sytuacja na Bliskim Wschodzie będzie miała zasadniczy wpływ na możliwość realizacji planów papieża. Wcześniej media informowały, że w tym roku nie wyklucza się podróży Franciszka do Iraku.
mly/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/480566-trump-swiat-bezpieczniejszy-bez-potworow-jak-sulejmani