Wiele osób dziwi się zaciekłości, z jaką reżim Władimira Putina broni paktu Ribbentrop-Mołotow oraz atakuje II Rzeczpospolitą jako rzekomego sojusznika Hitlera. Nie zrozumiemy tej determinacji, jeśli nie uświadomimy sobie, że kult Stalina stał się dziś częścią państwowej ideologii Federacji Rosyjskiej.
Jeszcze niedawno obowiązywała tam inna narracja: dobry był Lenin, który reprezentował czystą ideę socjalistyczną, a jego samego przedstawiano niemal jak niepokalanie poczętego, natomiast zły był Stalin, który wypaczył szlachetne idee leninowskie, zapoczątkowując okres błędów i wypaczeń.
Ta interpretacja była aktualna, dopóki najwyższym dobrem pozostawał socjalizm. Teraz jednak obowiązuje inna hierarchia. Największą wartością nie jest już komunizm, lecz państwo rosyjskie i jego potęga.
W tej perspektywie Lenin jawi się jako postać negatywna, ponieważ osłabił państwo rosyjskie. Roztrzaskał od środka imperium, doprowadził do bratobójczej wojny i spowodował straty terytorialne (przede wszystkim utratę Polski).
Dziś powstają więc w Rosji filmy, książki i teksty, w których Lenina przedstawia się w niekorzystnym świetle jako burzyciela porządku państwowego. Wypomina mu się zwłaszcza fakt, że został przysłany do Petersburga przez śmiertelnego wroga, czyli kajzerowskie Niemcy, z zadaniem zdestabilizowania i osłabienia od środka rosyjskiego imperium. Dla obecnych włodarzy Kremla, którzy obawiają się importu kolorowych rewolucji z Zachodu, trudno o gorszy wzór do naśladowania.
Co innego Stalin – to on wyciągnął kraj z chaosu, w jakim pogrążył go Lenin; to on odbudował potęgę państwa i uczynił je jednym z dwóch supermocarstw na naszej planecie; to on wreszcie stał się faktycznym zwycięzcą w największej wojnie w dziejach ludzkości. Dlatego aktem założycielskim nowoczesnej Rosji nie jest już rewolucja październikowa, lecz wielka wojna ojczyźniana. To wtedy – jak głosi obowiązująca narracja – Stalin pokonał reżim uchodzący za system wcielonego zła oraz ocalił naród żydowski od Holokaustu.
Z tego powodu przypominanie oczywistego faktu, że Stalin był przez dwa lata najlepszym sojusznikiem Hitlera, jest w dzisiejszej Rosji traktowane jako kłamstwo historyczne godzące w rację stanu państwa. W odpowiedzi w Moskwie fabrykowana jest alternatywna wersja dziejów o rzekomym aliansie II Rzeczypospolitej z III Rzeszą oraz odpowiedzialności Polski za wybuch II wojny światowej.
W tym kontekście nigdy dość przypominania, że to pakt Ribbentrop-Mołotow otworzył drogę do wybuchu wojny; że to likwidacja polskiej państwowości na skutek sojuszu Hitlera ze Stalinem stała się niezbędnym warunkiem do przeprowadzenia Holokaustu (dopóki istniało państwo polskie, gwarantowało ono ochronę swym obywatelom żydowskiego pochodzenia); że to NKWD w 1940 roku wydawało w ręce Gestapo żydowskich komunistów, którzy byli obywatelami Niemiec lub Austrii, jak np. słynny fizyk Aleksander Weissberg-Cybulski.
Największym wyczynem ekwilibrystycznym jest jednak godzenie kultu Stalina z religią prawosławną, która pozostaje jednym z głównych filarów współczesnej ideologii państwowej Rosji. Wiadomo przecież, że Stalin był jednym z najbardziej okrutnych prześladowców chrześcijaństwa, a w szczególności Kościoła prawosławnego. Dziś jednak coraz częściej można natknąć się na teksty, z których wynika, że o wiele większymi wrogami religii byli Lenin, Trocki i Chruszczow. Przypomina się też, że to właśnie Stalin w 1943 roku de facto wskrzesił patriarchat moskiewski i od tego czasu aż do jego śmierci nie prowadzono już w Związku Sowieckim zmasowanych kampanii antyreligijnych.
Patriarcha Cyryl krytykował co prawda komunizm jako ustrój wrogi Bogu i Kościołowi, ale z drugiej strony twierdził, że nie można obciążać Związku Sowieckiego odpowiedzialnością za wybuch II wojny światowej. Ciekawe, czy poglądy hierarchów rosyjskiego prawosławia będą także zmierzać w kierunku przerzucenia winy za prześladowanie chrześcijan ze Stalina na innych przywódców sowieckich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/479425-kult-stalina-jako-element-wspolczesnej-ideologii-rosji