Gwarantem tego, że prezydent Zełenski będzie dalej kontynuował absolutnie prozachodnią orientację jest to, że on dalej chce być prezydentem, chce mieć reelekcję, której nie miał Poroszenko, a społeczeństwo ukraińskie stało się – przynajmniej w wyborach politycznych – prozachodnie
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Ryszard Czarnecki, europoseł Prawa i Sprawiedliwości po zakończonym w Paryżu szczycie normandzkim.
wPolityce.pl: Jak ocenia pan efekty zakończonego szczytu tzw. czwórki normandzkiej w Paryżu?
Ryszard Czarnecki: Szkoda, że w dalszym ciągu format normandzki ma nieco kaleki wymiar. Nie ma tam jedynego członka NATO i Unii Europejskiej, który sąsiaduje zarówno z Ukraina, jak i Rosją. Nie ma też – co odbieram jako antyamerykańską fobię – USA, które byłyby pewnym gwarantem przyjętych ustaleń. Największy sukces spotkania w Paryżu to fakt, że ono się odbyło. Na tym poziomie ostatni szczyt miał miejsce trzy lata temu. Myślę, że wartością dodaną dla uczestników spotkania były rozmowy bilateralne. Pewnie każdy z nas chciałby znać przebieg rozmowy pani kanclerz Merkel z prezydentem Putinem. Na pewno ciekawe były też dwustronne rozmowy francusko-ukraińskie czy niemiecko-ukraińskie. Natomiast co do ustaleń – zawieszenie broni raptem na trzy tygodnie – do końca roku. Optymistyczna jest zapowiedź kolejnego szczytu za cztery miesiące. Lepszy okres czekania czteromiesięcznego niż trzyletniego, bo wtedy był poprzedni szczyt. Natomiast symboliczną sceną pokazująca atmosferę tego spotkania było to, że na początku prezydenci Ukrainy i Rosji nie podali sobie rąk. Jest to bardzo znamienne. To spotkanie było też ważne, ponieważ pierwszy raz wziął w nim udział prezydent Zełenski, który dokonał pewnej odwilży z Rosją.
Z Ukrainy dochodziły sygnały o obawach związanych z pierwszym spotkaniem prezydenta Zełenskiego z prezydentem Putinem. Wieszczono klęskę tego pierwszego, wskazując na jego zbyt koncyliacyjne nastawienie. Czy słusznie?
Szczerze mówiąc byłem zaskoczony komentarzami, które ukazywały się od miesięcy, jeszcze przed wyborami prezydenckimi, że nastąpi zmiana polityki zagranicznej Ukrainy. Były to takie bardzo „naskórkowe” komentarze. Po pierwsze, trzeba powiedzieć, że prezydent Zełenski jest silnie związany z USA i gra na USA. Przeciwnie do Poroszenki, który szukał poparcia przede wszystkim w Niemcach. Pytanie, który kraj z tych potencjalnych i realnych patronów Ukrainy jest bardziej sceptycznie nastawiony do Moskwy. Wiadomo, że USA, na które orientuje się nowy prezydent, a nie Niemcy, na które orientował się – wzorem premier Julii Tymoszenko – prezydent Poroszenko. Po drugie, Ukraina była zmęczona wojną, Zełenski obiecał uwolnienie więźniów i zakończenie wojny i on to realizuje. Natomiast nie można tego mylić z jakimś przestawieniem wajchy w kierunku Rosji. Prezydent Zełenski chce być dalej prezydentem. Społeczeństwo ukraińskie chce pokoju, spokoju – nie chce wojny, ale absolutnie nie chce wchodzić pod rosyjski but w wymiarze politycznym gospodarczym, militarnym – jakimkolwiek. Gwarantem tego, że prezydent Zełenski będzie dalej kontynuował absolutnie prozachodnią orientację jest to, że on dalej chce być prezydentem, chce mieć reelekcję, której nie miał Poroszenko, a społeczeństwo ukraińskie stało się – przynajmniej w wyborach politycznych – prozachodnie.
Czy jest szansa na to, że w rozmowach dotyczących unormowania stosunków ukraińsko-rosyjskich zostanie jeszcze poruszona sprawa aneksji Krymu?
W moim przekonaniu ta sprawa może jeszcze się pojawić. Ale powiedzmy sobie wprost – na czym teraz zależało prezydentowi Zełenskiemu? Na tym, żeby mieć sukces, żeby pokazać, tak – uwolniłem więźniów, tak – jest przedłużenie zawieszenia broni, nie ma wojny, tak – są, może trudne, ale są stosunki z Rosją skoro rozmawiamy, skoro rozmawiam z Putinem. Wiadomo, że prezydent Zełenski nie będzie poruszał tematu Krymu, bo wtedy negocjacje by się zakończyły. Natomiast to wcale nie oznacza, że ze strony Ukrainy będą jakieś ustępstwa. Nie będzie ich na pewno w wymiarze formalno-prawnym, ale również nie sądzę, żeby w najbliższych latach nastąpił jakiś przełom w wymiarze politycznym.
Jak w Brukseli odebrano wynik tych rozmów i fakt, że Ukraina została wsparta przez Niemcy i Francję?
Lobby prorosyjskie chciało przedstawiać Ukrainę jako swoiste państwo sezonowe, w którym wpływy rosyjskie są nieuchronne i muszę być. Tymczasem nawet jeżeli Paryż z Berlinem pchają Kijów do kompromisu z Moskwą, to jednak poprzez tworzenie faktów dokonanych czas pracuje na rzecz Ukrainy- w tym sensie, że każdy rok funkcjonowania prozachodniego rządu, możliwość wyjazdów Ukraińców na Zachód i porównanie tego z tym, co jest w Rosji, to jest element westernizacji polityki ukraińskiej i społeczeństwa ukraińskiego. Jest różnica między stosunkiem Francji i Niemiec do Gruzji w 2008 r., kiedy to – najpierw na szczycie NATO – Berlin, Rzym i Paryż zablokowały mapę drogą dla Gruzji, a potem w zasadzie zaakceptowali aneksję części terytorium przez Rosję, do polityki Berlina i Paryża teraz. Jednak przyszło otrzeźwienie, że pozostawienie Ukrainy w strefie wpływów Rosji byłoby katastrofalnym błędem geopolitycznym. Nawet jeśli czasem Francja i Niemcy są bardzo naiwne w relacjach z Rosją, to jednak porównując to z tym, co było ponad dekadę temu – jest lepiej.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/477079-czarnecki-po-szczycie-w-paryzu-dobrze-ze-tocza-sie-rozmowy