Msze św. we włoskich kościołach to dla mnie zawsze piękne przeżycie – szczególnie w takich świątyniach, które są wspaniałymi zabytkami kultury i sztuki. Człowiek uczestniczy w Chrystusowym misterium i jednocześnie czuje się uniesiony pięknem samego miejsca. Słowa Ewangelii brzmią jeszcze mocniej, gdy się zna i rozumie rangę znajdujących się w kościele świadectw przeszłości. Tak jak choćby w katedrze w Salerno, gdzie są zarówno grób św. Mateusza, jak i miejsce pochówku wspaniałego papieża Grzegorza VII. Niestety w Salerno, w trakcie niedzielnej sumy gromadzi się ok. 30–40 uczestników mszy.
Z kolei gdy byliśmy na mszy św. w katedrze mediolańskiej, to garstka wiernych odgrodzona była specjalnymi linami od tłumu turystów, którzy robili zdjęcia chrześcijanom, jakby byli oni jakimś wymierającym gatunkiem.
Oczywiście te pojedyncze doświadczenia nie mogą stanowić żadnej podstawy do ujęć statystycznych, ale zbyt wiele razy byliśmy w Italii na mszy św. w pustej świątyni, by móc powiedzieć, iż to przypadek, że nie ma ludzi w kościołach. Ostatnio takim doświadczeniem był nasz udział w niedzielnej Eucharystii w rzymskiej bazylice San Clemente. Bazylika to prawdziwa perła, przede wszystkim z racji zachowanych kilku mieszczących się pod ziemią poziomów. Jest tam więc kościół z IV w. na „pierwszym piętrze” poniżej poziomu ulicy, pod nim kolejne „piętro”, rzymskie, ze świątynią Mitry, a jeszcze pod nią pozostałości budynków, w których zapewne bywał św. Piotr. Do tego dodać trzeba freski, płaskorzeźby czy wreszcie były grobowiec św. Cyryla i ołtarz z jego relikwią. Na niedzielnej Eucharystii znów niestety była dosłownie garstka ludzi. I to pomimo świetnej posługi duszpasterskiej tamtejszych oo. dominikanów. Po wyjściu z kościoła można pójść ulicą San Giovanni in Laterano wprost do Koloseum. Na tym odcinku ulicy rządzą gejowskie knajpy, sklepy i hotele. Dwa różne światy.
Gdy więc człowiek w samym sercu łacińskiej chrześcijańskiej cywilizacji widzi objawy jej upadku – pusty kościół i gejów wywieszających tęczowe flagi na ulicy – to zaczyna zdawać sobie sprawę, iż jest szczęściarzem, bo mieszka w Polsce, wyspie normalności w butwiejącej Europie.
Felieton opublikowany w tygodniku „Sieci” nr 46/2019
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/474360-jestesmy-wyspa