Rozpoczęty przez demokratów serial impeachmentu będzie przez najbliższe miesiące niemal co dzień przynosić nowe zdarzenia, bulwersujące media i przykuwające uwagę nie tylko Ameryki, lecz w zasadzie całego świata – pisze na łamach tygodnika „Sieci” Jan Rokita.
Publicysta zwraca uwagę, że oba anglosaskie mocarstwa wpadły w polityczny dryf, co nastąpiło wskutek żywiołowego i niekontrolowanego wewnętrznego konfliktu ideologicznego, dzielącego społeczeństwa niemal dokładnie pół na pół.
Do Wielkiej Brytanii, od wielu miesięcy sparaliżowanej zaciętą waśnią domową o brexit, teraz właśnie dołączają Stany Zjednoczone, w których opozycja zdecydowała się na usunięcie Donalda Trumpa z urzędu jeszcze przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi. Trudno się zatem nie obawiać, że aż do listopada przyszłego roku Ameryka – jedyne mocarstwo gwarantujące jaki taki globalny ład polityczny – może się stawać coraz bardziej bezsilna w obliczu wojny wewnętrznej, w której (co widać już wyraźnie) rej wodzić będą ideologiczni fanatycy po obu stronach. (…) Chaos, jaki sytuacja wewnętrzna Wielkiej Brytanii i Ameryki wprowadza do globalnej polityki, jest pod każdym względem niewygodny dla polskich interesów państwowych, lecz także komplikuje pod wieloma względami politykę europejską
– czytamy.
Rozpoczęty przez demokratów serial impeachmentu będzie przez najbliższe miesiące niemal co dzień przynosić nowe zdarzenia, bulwersujące media i przykuwające uwagę nie tylko Ameryki, ale w zasadzie całego świata. Kolejne przesłuchania w Kongresie członków rządu, oskarżenia o kłamstwa bądź zatajanie faktów, przewlekłe spory o wydawanie komisjom kongresowym tajnych dokumentów, stawianie w stan oskarżenia współpracowników prezydenta oraz gwałtowne odwetowe ataki Trumpa na jego oskarżycieli – tak właśnie będzie wyglądać polityka w Waszyngtonie przez najbliższe miesiące. Co więcej, dość prawdopodobne, że jeśli wizja faktycznego usunięcia prezydenta z urzędu będzie nabierać cech realności, waszyngtońskiemu procesowi impeachmentu zaczną towarzyszyć zaburzenia społeczne w obronie Trumpa, a w konsekwencji ruchawka z udziałem najbardziej fanatycznych zwolenników alternatywnej prawicy (tzw. alt-right) oraz lewicowych radykałów i wojujących feministek
– ocenia Jan Rokita.
Amerykańska opinia publiczna jest podzielona równo pół na pół, co dobitnie pokazuje sondaż czołowego Quinnipiac Univ. Polling Institute ze stanu Connecticut, przeprowadzony pięć dni po oskarżycielskiej mowie Pelosi. 47 proc. Amerykanów popiera usunięcie z urzędu prezydenta i 47 proc. jest temu przeciwnych. To oznacza niewątpliwy sukces potężnej kampanii propagandowej demokratów i sprzyjających im mediów, gdyż jeszcze tydzień wcześniej wynik analogicznego sondażu był 37:57, na korzyść Trumpa. Co więcej, aż 50 proc. badanych jest przekonanych, że rozmawiając z Zełenskim na temat sprawek młodego Bidena, prezydent dopuścił się czegoś złego, a 40 proc. jest przeciwnego zdania. (…) Z tego sondażu widać również wyraźnie, iż Amerykanie (w tym nawet spora część zwolenników impeachmentu) dość realistycznie oceniają motywy demokratów oskarżających prezydenta: aż połowa uważa, że kierują nimi motywy partyjnej polityki, a nie rzeczywiste fakty
– pisze autor.
Los prezydentury Trumpa zawisł teraz na grupie niezbyt przyjaznych mu republikańskich senatorów, bez głosów których skuteczny impeachment nie będzie możliwy. Zapewne bowiem zdominowana przez demokratów Izba Reprezentantów uchwali swoisty „akt oskarżenia”, na podstawie którego Senat (zgodnie z konstytucją) będzie musiał sprawować sąd. Do usunięcia prezydenta trzeba większości kwalifikowanej, czyli ok. 20 republikanów. Gdyby głosowanie w Senacie odbyło się dziś, to Trump nie zostałby zapewne skazany. Ale np. „The New York Times” snuje spekulacje na temat „ukrytych zwolenników impeachmentu” w szeregach republikanów. Jeśli więc coraz liczniejsi świadkowie będą dostarczać świadectw osobistego zaangażowania prezydenta w szukanie za granicą dowodów winy Bidena, to losy Trumpa przed sądem senackim mogą się potoczyć różnie
– zwraca uwagę publicysta, dodając jednocześnie, że kluczowym czynnikiem w tym procesie może się okazać czas.
Przewodniczący Senatu Mitch McConnell (republikanin ze stanu Kentucky) mówi, iż w razie uchwały oskarżycielskiej Izby Reprezentantów będzie wprawdzie musiał wszcząć senackie dochodzenie, ale – jak dodaje tajemniczo – „inna sprawa ile będzie ono trwać”. Możliwe zatem, że proces Trumpa nie skończy się przed listopadowymi wyborami. A to by znaczyło, że faktycznym celem impeachmentu może być nie tyle realne usunięcie prezydenta z urzędu, ile skompromitowanie go i sparaliżowanie jego rządu, tak by kandydatowi demokratów otworzyć w listopadzie 2020 r. drogę do Białego Domu
– stwierdza Jan Rokita.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 7 października br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/468079-jan-rokita-w-tygodniku-sieci-sparalizowana-ameryka
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.